W czasie rekolekcji członkowie Wspólnoty składają przyrzeczenia. Spisane na kartce kładą na ołtarzu przed przygotowaniem darów/dla niewtajemniczonych przed tym, zanim ksiądz przygotuje chleb i wino do złożenia ofiary, w czasie której, wierzymy, zamieniają się w Ciało i Krew Chrystusa/.
Artur stał z boku i łypał oczkiem. W pierwszej chwili myślałam, że chce zgarnąć coraz liczniejsze kartki z ołtarza. Nie!!!! On spojrzał na mnie i pokazał na siebie: Artur też!
Ktoś pobiegł po kartkę i długopis. Napisałam “Bozia kocha Arturka”. Lekka wpadka-kartki musiały być dwie-więc przedarłam na pół i synek uklęknął, jak wszyscy, położywszy kartki na ołtarzu z pełną powagą. Pokazał jak mocno kocha Bozię. Przeżegnał się jak potrafi i tak oto został członkiem Wspólnoty Chleb Życia!
Prezent odebrał sobie sam w postaci długopisu. Kocha ten przedmiot uczuciem równym miłości do zapalniczek.
Nie obyło się bez przygód. W Zochcinie siadła oczyszczalnia ścieków akurat, kiedy mieliśmy uroczystość. Zwykle zapycha się w domu dla chorych w Warszawie. Tam wrzucają nasi kochani mieszkańcy pampersy, bandaże i inne rzeczy, tak różne, że można by książkę pisać. “Szambelanem” czyli specjalistą od przepychania jest Jarek. Szczęśliwie był z nami i zochcińskie szambo uruchomił. Pompa owinięta w bandaże i majtki nie działa, nie wiedzieć czemu. Głupia jest czy co?
Dzisiaj historia się powtórzyła co spowodowało uroczyste /czyt. sążniste/ przemówienie Tomasza na temat “Do czego służy kibel oraz do czego NIE SŁUŻY.” Niestety mamy coraz słabszych głową ludzi, więc trzeba się przestawić na szambelanię. “Robienie w g….” to zresztą nasza specjalność.
Ostatnio młodzi i mniej szorowali ściany w domu dla chorych. Nasi mieszkańcy czasem je malują. Nim właśnie. Śmierdzące pampersy, bywa, leżą w pokojach matek z dziećmi. Niektórzy nasi chorzy z lubością zdejmują pieluchy, bo wygodniej bez. Skutek wiadomy. Zarobaczone rany i wielotygodniowy brud też fiołkami nie pachną. Ubóstwo ma także i takie oblicze, a właściwie zapach. Renia ciągle powtarza: “Pan Bóg dał nam powołanie, ale zapomniał zabrać powonienie.” Miłość polewa dezodorantem zapach cierpienia. Narzędziem jest mydło, oczywiście.
Kiedy pokazuję czasem zdjęcia poranionych nóg na fejsie, reaguje cenzura-bo brzydkie to, a ludzie pytają czemu o tym piszę. Piszę, bo to czyjeś życie. Poranione, gnijące, ale warte tyle samo co życie aktorki z Hollywood. I ono istnieje realnie, wśród nas.
Miłość polewa dezodorantem zapach cierpienia.
ciągle aktualne
Robiłam porządki i wstawiałam zabezpieczenie na blogu. Przewertować musiałam stare wpisy. I ze zdumieniem stwierdziłam, że mimo upływu lat i miesięcy wiele z nich nie tylko nie straciło na aktualności, lecz nawet zyskało.