Pan Hubert ma Arzheimera. Pan Hubert wymyka się z naszego domu, błądzi po okolicy, czasem rozbiera się do naga albo wkłada majtki na spodnie. Nie wie jak się nazywa, nie potrafi zadbać o siebie. Straż miejska przywozi go do nas jak go spotka, raz nawet z załącznikiem- mandatem za chodzenie bez spodni. 100 zł. Pan Hubert nie wie, co to stówka i takowej nie posiada. Mandat wyrzuciłam do kosza. Nasz dom jest otwarty, nie jesteśmy w stanie upilnować pana Huberta. Może go potrącić samochód, może zamarznąć w zimie albo ktoś go skrzywdzić. Pomoc społeczna, monitowana – umieściła pana Huberta w zakładzie opiekuńczo leczniczym. Jutro mamy zwrot. Pan Hubert jest bowiem zdrowy wg tamtejszych lekarzy. Chodzi pewnie o to, że jest pacjentem kłopotliwym.Pomoc społeczna ma inny pomysł: załatwić panu Hubertowi mieszkanie. Będzie to niewątpliwie wyjście z bezdomności, tak ukochane w statystyce urzędników. Prosto do św. Piotra. Mam nadzieję, że wybiłam kochanym paniom ten pomysł. Na razie zatem mamy pat.
Artur- wie co prawda jak się nazywa, bo ćwiczyliśmy to latami, w razie gdyby się zagubił. Przesłuchiwany dzisiaj w majestacie prawa i obecności psychologa, policji i kogoś jeszcze. Jako świadek. Artur nie rozumie pytań, nie wie co to policja i w ogóle to myślał, że dostanie prezent, bo jak goście przychodzą, to z reguły coś mu spada. Żeby przerwać tę farsę pytam Artura: Gosia cię biła? Tak. Melinda/jego siostra/ cię biła? Tak. A pani- pokazuję na panią psycholog- cię biła? Tak odpowiedział dumnie, bo on zawsze odpowiada tak. I załapali wreszcie, że z mojego synka świadek żaden. A chodziło o rzekome znęcanie się nad podopiecznymi warsztatów terapii zajęciowej. Straciliśmy na to przesłuchanie dużo czasu. Artur dobrze się bawił, bo lubi gości. W rzeczywistości w owych warsztatach był traktowany jak książę, zawsze zadbany, zadowolony. I nie tylko on, co widziałam na własne oczy. Tylko po co troje ludzi traciło czas, skoro z góry uprzedzałam, że to jest ciężko upośledzony facet, z którym praktycznie nie ma logicznego kontaktu? A dlaczego siostra jest jego opiekunem prawnym -zapytał na wstępie pan policjant. Bo go kocham, szanowny panie i on nie może być moim opiekunem, to ja jestem jego. Trudne do pojęcia? I gdyby się ktoś nad nim znęcał, to bym, mimo jego choroby o tym wiedziała bez zastępów psychologów.
Na deser: najnowsza propozycja “specjalisty od bezdomności”. Wychodząc z założenia, że schroniska specjalnie trzymają ludzi bezdomnych nic z nimi nie robiąc, żeby zgarniać kasę, ów specjalista proponuje:
1/nie wymagać od osób bezdomnych trzeźwości, przestrzegania zasad bo to obniża samoocenę. W razie pijaństwa, kradzieży i innych wykroczeń, tłumaczyć, że to jest be. I wtedy się natychmiast poprawią i grzecznie do kościółka pójdą, przestaną pić, kraść, zaczną pracować i w ogóle, raj.
2/każdemu dać mieszkanie. Jak dostanie chatę, to wzrośnie poczucie własnej wartości i przestanie pić.
Otóż: każdy człowiek musi ponosić konsekwencje własnego postępowania. W ten sposób uczy się zasad życia. I pokonując słabości podnosi samoocenę. Nasze domy nie mogą zamienić się w meliny utrzymywane za społeczne pieniądze. A z alkoholizmu wychodzi się poprzez terapię i ciężką pracę nad sobą, a nie mieszkanie, którego alkoholik nie jest w stanie utrzymać. Dlatego zresztą stał się bezdomnym.
Wreszcie- znałam wielu, którzy mieszkanie socjalne dostali, mimo tego, że byli czynnymi alkoholikami i znaleziono ich zwłoki po kilku dniach od śmierci z przepicia. W tychże mieszkaniach. Znam jednego, który mieszkania socjalnego nie przyjął, mimo, że od kilku lat nie pije. Bardzo go szanuję za ten wybór, choć był trudny. Wiedział, że sam będąc- zginie. Jest z nami.
A statystyki i urzędnicze programy oraz standardy niech żyją własnym życiem. Zbyt jest to łakomy kąsek finansowy, żeby zniknęły.
Jest u nas pewna pani/ nie pierwsza w takiej sytuacji/ , która nie żyje od kilku lat. Kto jej wyda skierowanie do schroniska proponowane jako obowiązek przez urzędników?
To znaczy kobieta oczywiście żyje, ale została urzędowo uznana za zmarłą. Wymaga operacji na oczy. Kto ją ubezpieczy, skoro nie żyje? Sąd prowadzący sprawę kazał jej przynieść własny akt zgonu. Kto jej to wyda, skoro nie ma dowodu osobistego, bo przecież nie żyje? Prawda, że Kafka to pryszcz? Już widzicie minę pani w okienku: “Nazywam się Hiacynta Kowalska. Przyszłam po swój akt zgonu.”
Życie zawsze będzie się wylewało poza struktury. Ewangelia jest samym życiem. Pan Hubert, Artur i pani zmarła są życiem. A porządek zaprowadzić może jedynie logika miłości.