Artur nieco opuszczony z powodu ostatnich wydarzeń, które pochłonęły ten czas, który zwykle mam dla niego. Poza jednym wypadem, w czasie którego zgubił mi się w galerii handlowej i znalazł dzięki licznym znajomym paniom ze sklepów. Nawet był lekko przestraszony. Wniosek jeden- nie puszczaj ręki, która cię kocha, bo pobłądzisz.
Cieszę się, że Jurek Owsiak wraca. Gramy dalej.
Od poniedziałku rekolekcje dla Wspólnoty, czyli trzeba było przygotować łóżka, zapasy jedzonka i upiec ciasta. Młodzi w akcji. Sernik wygląda pięknie.
Są tacy, co robią w hurcie i tacy, co w detalu. Janka Ochojska, Jurek Owsiak i wielu innych to hurtownicy. Robią dla wielu na raz. My i wszyscy ci, którzy codziennie są obok konkretnego człowieka to detal. Wyjątkiem jest Ania Dymna- łączy jedno z drugim. Jedno z drugim musi iść w parze, bo dziury w świecie ogromne.
Tak to do konkretnych dzieciaków przybyli konkretni Rycerze Jana Pawła II, konkretni ludzie przekazują jedzenie, środki czystości, odzież, pieniądze i setki innych rzeczy konkretnym ludziom, którzy tychże nie mają.
W ramach tegoż detalu chłopaki pomalowali przedszkole, żeby dzieciakom było czyściej, wykorzystując ferie, a ludziska dobre dają nam, co do życia detalicznego potrzebne. Bo życie koniec końców jest detaliczne, czyli każdemu jeden żołądek przeznaczono, jednego łóżka potrzebuje i jedno ma zdrowie do uratowania. Miłość też jest detaliczna. Kochanie ludzkości nie jest możliwe. Kochać można konkretnego człowieka.
Krzywda, cierpienie też ma konkretną twarz. I na ogół nogi. Czasem jedną. Wczoraj udało się umieścić w szpitalu, drugim z kolei, bo pierwszy nie przyjął z powodu braku dokumentów pana, co owe nogi ma do naprawy. Historia w kilku aktach rozpisanych w korespondencji przez messenger z Błażejem:
Przyjmuję dziś Pana. Typowo z pustostanu. Koszulka przyklejona do skóry, rozcinam więc powoli, delikatnie, przygotowuję do kąpieli. Jest ze mną Janek i Wojtek. Wojtek, żeby zobaczyć rany. Koszulkę rozcinam od brzucha w górę. Na prawej piersi Pana jest tatuaż. “L” w kółku. Znak Legii Warszawa. Widać fan piłki nożnej. Wojtek patrzy i mówi nagle: – o, widzę, że robił Pan niedawno prawo jazdy. Śmiechom naszym nie było końca.
Wspomniany Pan ma obrzęk na lewej nodze, ropowicę, rumień, prawdopodobnie odmrożenie. Przyjechałem z nim na Kasprzaka. Pan nie ma dowodu, w kieszeni tylko scyzoryk, zapalniczka i złoty siedemdziesiąt trzy. Na widok Pana (którego odszorowaliśmy porządnie), Pani w okienku powiedziała: -o Jezus Maria. Pan nie ma dokumentów. – Nie ma – mówię – bo mieszka na ulicy. – I co ja mam z nim zrobić? – Zarejestrować i zbadać. – Bez dokumentów nie mogę. -Podaję przecież pani jego pesel. – W banku też Pan uważa, że przyjdzie, poda pesel i weźmie kredyt. I ja już w tym momencie wymiękłem. – W szpitalu jesteśmy – mówię – a nie w banku. Pan ma obrzęk nogi i bardzo go boli. Rozstaliśmy się w smutku i ogólnej złości. Teraz czekamy już z Panem na Banacha.
Należy więc, żeby uzyskać pomoc, mieć przy sobie dokument potwierdzający, że jest się człowiekiem. I moja odpowiedź: Najlepiej Polakiem. Białoskórym, najlepiej chorować i umierać w gminie ostatniego stałego zameldowania.
Na Banacha: Pani w okienku: – Pana imię?- Piotr.
– Drugie imię?- Paweł.
– Imię ojca?- Jan- imię matki?
– Elżbieta.
Ja:- a wszystko wskazywało na to, że Maria. I tak się polubiliśmy.
Dziś w południe. Bezdomny zostawiony wczoraj w nocy w szpitalu po około 12 godzinach nadal bez zmienionego opatrunku od wczoraj, w zakrwawionej i zaropiałej pościeli. Wczoraj po 23, gdy udało mi się namówić go na pozostanie w szpitalu wziąłem od pielęgniarek podkład. I z tym podkładem zalanym, leży tak:
Tu wtrącam się znów ja, z poradą: “zrób /tu brzydki wyraz/ haję u lekarza. ” Po jakimś czasie przychodzi kolejna informacja:
“No wykąpałem Pana i nałożyłem opatrunek prowizoryczny. Pielęgniarka zmieniła pościel. Przyszedł lekarz, robi opatrunek.” ”
“Chmielewska was zniszczy -powiedziałem na koniec. A oni na to, że to się więcej nie powtórzy.”
Nie mam oczywiście zamiaru nikogo niszczyć, nie potrafię tego robić i nie chcę się uczyć, ale skoro taka groźba jest skuteczna, to tym razem pozwalam na przemoc słowną i groźby karalne. Nie pierwsza taka historia i oby ostatnia.
Co się porobiło z nami? Z nami jako ludźmi? Mój ojciec był lekarzem. Nie wyobrażam sobie, żeby tak potraktował pacjenta. Znam kilku starszych lekarzy. Oni też nie mogą zrozumieć. Z chwilą, w której człowiek zostaje sprowadzony do przedmiotu transakcji, obiektu handlu, bo czymże jest pacjent w szpitalu, jak nie wartością materialną usług, można z nim zrobić co się chce. Zwłaszcza, jak jest biedny i bezsilny. Hejt i przemoc niejedno ma imię. Zawsze uderza w imię konkretne.