Wojna w Ukrainie uświadomiła wielu ludziom, że zło jest, jest namacalne. Przybiera czasem rozmiary monstrualne. Szaleńcy nie przeszli do historii. Oni są nadal. Putin i wielu innych.
Wojna w Ukrainie uświadomiła wielu ludziom, że dobro jest. Jest namacalne. Zło wyzwoliło przeogromne dobro, a wielu nie podejrzewało siebie samych o zdolność do takich poświęceń i dobrych czynów, jakich dokonali i dokonują, żeby wesprzeć, ratować, walczyć.
Zło dzięki temu przegrywa, chociaż w wymiarze ziemskim, ludzkim- może się wydawać, że zwycięża.
Łk 8,15: „W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość.”
Wytrwałość. Trwanie mimo wszystko. To krewna wierności. Dzień w dzień, minuta po minucie. Tylko tak można zbudować swoje życie, swoją rodzinę, swój kraj, swoją firmę czy dom. A jeśli przyjdzie ktoś, kto przeszkodzi, zburzy, zniszczy- zaczynamy od nowa.
Dlatego szanuję i podziwiam wielu naszych mieszkańców, którym życie się rozsypało lub ktoś je rozsypał, a oni budują pomalutku – od nowa. Dlatego podziwiam Ukraińców, którym z życia został kartonik wygrzebanych z gruzów pamiątek czy trzy porcelanowe kubeczki, a oni zaczynają od nowa.
Jedni i drudzy nie zrobią tego sami. Potrzebują naszej wytrwałości. Wytrwałości tych, którym życie się ciągnie bez wielkich wstrząsów, którzy mieli więcej szczęścia, urodzili się w lepszym miejscu, z dobrym zdrowiem i możliwościami lub….nie popełnili takiego głupstwa, które by ich zniszczyło.
Boli czasem stosunek pełen pogardy do słabszych. Boli stosunek do ofiar wojny i wojen pełen zazdrości: jak to się im powodzi. Boli stosunek do ludzi mieszkających w naszych domach: jak to im dobrze, bo mają co jeść i gdzie spać. Tak – jednym i drugim staramy się stworzyć miejsca, gdzie mogą żyć w pokoju, oni- słabsi, a czasem, wbrew pozorom, od wiele silniejsi. Czasem nie wytrzymuję i mówię: to się zamień.
To, że jesteś silny, zdrowy, masz zdolności, nie lecą ci bomby na głowę, mogłeś zdobyć wiedzę, może stanowisko, pieniądze, masz oparcie w rodzinie czy przyjaciołach, twoje dzieci są zdrowe, nie przeżyłeś żadnej większej tragedii, a z małymi sobie poradziłeś to nie twoja zasługa. To dane ci przez Boga i ludzi zadanie. A z tego zadania ktoś nas rozliczy. I polityka i lekarza i księdza i biskupa i kierowcę i panią w sklepie i……no i mnie, siostrę Małgorzatę.
Wytrwałości zatem sobie życzmy. Ukrainie przede wszystkim. Zaczyna się trzeci rok wojny. I nam, ludziom dobrej woli, w walce ze złem. “Zło dobrem zwyciężaj”. /św.Paweł/ Na znużenie lekarstwem nie jest ucieczka, tylko chwila wytchnienia. I trwanie na raz wybranej drodze. Drodze budowania miłości i pokoju. Brzmi naiwnie i sentymentalnie? Nic takiego. To ciężka robota. Może kosztować nawet życie.
Nad-obowiązkowo
Tomasz pisze z domu w Krakowie:
Twardzielem jest każdy kto zostaje w Ukrainie i stara się prowadzić „normalne” życie, pracując, ucząc się. Twardzielem jest ten weteran, który samemu nie mając ciekawej sytuacji, stara się pocieszyć tego weterana w jeszcze gorszej. Twardzielem jest osoba, która walczy z depresją, z lękami i mówi o tym wprost.
Ja bym powiedział, że dla mnie twardzielami są wszyscy Ci, którzy podejmują swoje walki: z chorobami swoimi lub swoich bliskich, z próbami rutyny dnia, nieprzychylnymi spojrzeniami (bo są obcymi, nietutejszymi), niepełnosprawnością.
W dniu kiedy świat biegnie dalej a w Ukrainie trwa wojna, podziwiam męstwo, charakter i poświęcenie wszystkich, którzy trzymają słuszną stronę tej wojny. Wolontariuszy, żołnierzy, cywili, fundacje. Mam nadzieję, że ten koszmar w końcu minie, a ludzie będą mogli odnaleźć się bez alarmu przeciwlotniczego. Czy chociażby pospacerować po rozminowanym parku, po sąsiedzku.
Dla naszych Przyjaciół z Ukrainy-niech nie tracą nadziei.
Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,
Będziemy stąpać po swych własnych schodach.
Nikt o tym jeszcze nie mówi nikomu,
Lecz wiatr już o tym szepcze po ogrodach.
Nie patrz na smutnych tych ruin zwaliska.
Nie płacz. Co prawda, łzy to rzecz niewieścia.
Widzisz: żyjemy, choć śmierć byka bliska.
Wyjdźmy z tych pustych ulic na przedmieścia.
Ty drżysz, od chłodu. Więc otul się szalem.
Bez nóg, bez ramion, w brunatnej opończy
Młodzi kalecy siedzą przed szpitalem.
Widzisz: już pole. Tu miasto się kończy.
Przejdą dni ciężkie klęski i rozgromu
I zapomnimy o ranach i szkodach…
Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,
Będziemy stąpać po swych własnych schodach./ L.Staff Pierwsza przechadzka, fragment/