airline_seat_recline_normal

Nie pajacuj

Siedź w domu jeśli możesz.
Bogu dziękuj, że masz dom!
Pomyśl ciepło/pomódl się za tych, którzy
-nie mają domu
-muszą wyjść do pracy
-walczą o to, żebyś nie leżał chory lub gorzej
-walczą o to, żeby chorzy wrócili do domu.

Tydzień minął na gorącej linii, w sprawach ludzi bezdomnych rzecz jasna. Z koleżankami i kolegami z innych organizacji, tymi, którzy chcą pomóc /niestety wśród nich nie było tych, którzy pomóc powinni/ i tymi, którzy pomocy potrzebują.


Zmarła pani Teresa. Miała już lat wiele i nowotwór. Była długo u nas, w Jankowicach, a w ostatnich dniach w hospicjum.


Panie ze szwalni, plus kto mógł z mieszkańców i personelu w Jankowicach, uszyły 700 maseczek i poszły w świat. Maseczki, nie panie! Następna wysyłka w poniedziałek. Póki nam materiału starczy.


Artur świruje biedak, jako, że nie można “na pacerek”. Tomek robi mu filmy ze zdjęć. Co chwila synek zmienia zapotrzebowania, wyszykujemy zdjęcia i Tomek montuje. Tęskni za kontaktami z ludźmi, których lubi. Nie rozumie, rzecz jasna, że nawet pieniążki w łapce nie pomogą, bo do sklepów nie wolno jeździć, Renia nie przyjedzie, ani też inni goście. Jak tak dalej pójdzie, to śladem zamkniętych z dziećmi matek zacznę badania nad szczepionką na koronawirusa.


Samochody krążą, odbierając co potrzebne od dobrych ludzi i przewożąc do domów, które mają braki. Dzielimy się tym, co mamy z innymi, skromnie, ale …..tylko solidarność może nas uratować. Kto ma płyny dezynfekujące, rękawiczki czy inne dobra, ten podrzuca trochę innym.


I tak to mam nadzieję, przetrwamy trudne czasy. A razem z nami ubodzy, którzy są na pokładzie lub pływają na tratwach wokół statku.

Kaktus dojechał.

Jak to przesadzić bez ran i kalectwa?

Miki kupił mi ogromnego kaktusa w krakowskim Auchan. Wie, że mam odlot, więc prezencik. Opisywał miny klientów, którzy chwytali papier toaletowy, chleb i inne dobra, na widok postawnego faceta maszerującego z wielkim kaktusem w objęciach!!!! Może potem ludziska rzucili się na kaktusy, myśląc, że to jakieś panaceum na wirusa.

Nie zapominajmy, w trudzie, lęku o dziś i przyszłość, o kaktusach. Może nie tak ogromnych, ale takich, które sprawią przyjemność. To warunek przetrwania. Nie leczy wirusa, lecz samotność, lęk i smutek. Może być telefon, ciastko, kubek herbaty czy ulubiona piosenka. A z pewnością żart czy dowcip. W końcu jest niezbyt zabawnie, więc dlaczego nie miałoby być przynajmniej zabawnie?


Wielki Post mamy na całego. Pozbawieni poczucia bezpieczeństwa, wielu gadżetów, kontaktu z bliskimi czy zwykłego spotkania. Możemy udać się na pustynię, oczami wyobraźni zamieniając ciasne mieszkania na …..no, na np. pustelnię lub łóżko leżącego od lat sparaliżowanego człowieka /wersja dla samotnych/, namiot w obozie uchodźców, gdzie żyje 12 osób z dziećmi /wersja dla rodzin z dziećmi/ lub ruiny w Syrii, bombardowane przez dzielnych polityków-wersja dla wszystkich, którzy odczuwają lęk, skądinąd nie bezpodstawnie, jak ci, którzy siedzą w piwnicach bombardowanych dzielnic w rejonach wojny. Ofiarujmy nasze niedogodności za nich.

Pozbawieni Komunii- tej w postaci Eucharystii, możemy pogłębić naszą komunię w Chrystusie z braćmi i siostrami, którzy latami dostępu do niej nie mają.

Nadobowiązkowo

Bądźmy odważni, nie bójmy się, Bóg nie umarł. Obietnice Chrystusa, Syna Bożego, wciąż są aktualne.

Mądry człowiek, mądry chrześcijanin musi czynić wszystko, aby uwolnić się od smutnych myśli i w każdym czasie znajdować ucieczkę w myślach niosących pociechę, które przemieniają cierpienie w okazje do miłości, zasługi, obecnej i wiecznej radości.

Św.Jan XXXIII, Papież 1881-1963

Ci, co przeżyli wojnę, komunizm w najgorszym wydaniu przeżyli dzięki nadziei. Mieli gorzej.

Być może trzeba będzie zacząć od nowa, inaczej. No to zaczniemy.

Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,
Będziemy stąpać po swych własnych schodach.
Nikt o tym jeszcze nie mówi nikomu,
Lecz wiatr już o tym szepcze po ogrodach.

Nie patrz na smutnych tych ruin zwaliska.
Nie płacz. Co prawda, łzy to rzecz niewieścia.
Widzisz: żyjemy, choć śmierć była bliska.
Wyjdźmy z tych pustych ulic na przedmieścia.

Mińmy bezludne tramwajów przystanki…
Nędzna kobieta u bramy wyłomu
Sprzedaje chude, blade obwarzanki…
Będziemy znowu mieszkać w swoim domu.

Wystawy puste i zamknięte sklepy.
Życie się skryło chyba w antypodach.
Z pudłem grzebyków stoi biedak ślepy…
Będziemy stąpać po swych własnych schodach.

Ty drżysz, od chłodu. Więc otul się szalem.
Bez nóg, bez ramion, w brunatnej opończy
Młodzi kalecy siedzą przed szpitalem.
Widzisz: już pole. Tu miasto się kończy.

Zwalone leżą dokoła parkany,
Dziecko się bawi gruzem na chodniku,
Kobieta pierze w podwórku łachmany
I kogut zapiał krzykliwie w kurniku.

Kot się pod murem przeciąga leniwo,
Na rogu człowiek rozmawia z człowiekiem…
Znowu w sklepiku zjawi się pieczywo
I znów zabrzęczą rano bańki z mlekiem.

Przejdą dni ciężkie klęski i rozgromu
I zapomnimy o ranach i szkodach…
Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,
Będziemy stąpać po swych własnych schodach.

Leopold Staff