Koniec wyjazdów na najbliższe dni. Wniosek z nich płynie wartki: młodzież mamy świetną. Jasne, że spotykałam się z tymi, którzy szukają, działają, pracują i generalnie są w dobrej formie. Ale na szczęście takich młodych jest wielu. U Dominikanów w Warszawie- grupa charytatywna czyli dziewczyny/nijak nie potrafię pojąć dlaczego faceci są w tym zacofani/ ma pod opieką ponad 200 dzieciaków i robi wszystko, żeby wyrównać szanse, pomóc- całym rodzinom. Dobrze wykształcone, pracujące zawodowo i poświęcające czas i inwencję z sukcesem oraz głęboką motywacją.

Nocowałam na Potrzebnej. Wieczorem jak zwykle, dla rozprężenia, pogaduszki i żarty. Opowieści o tym, jak jeden z mieszkańców złapał ksywkę „strażak”. Miał zwyczaj obsikiwać wszystko, w tym lampki choinkowe, które Renia powiesiła na korytarzu przed Bożym Narodzeniem. Inny uwielbia lepić bałwanki z …., które wyciąga z pampersa, a jak mu zabraknie, to sięga do sąsiada. Nawiasem- jakoś nie widzę, żeby tych panów można było zaktywizować zawodowo, na co naciskają władze, bo moda teraz taka, że każdy musi być samodzielnym obywatelem. Wstyd być słabym i niepoprawnie politycznie. Bliższych szczegółów z życia codziennego Reni, Czarka, Piotra, Michała i wpadającego tam Tomasza oszczędzę. I jak tu się nie pośmiać? Przez łzy. Albo dzwoniąca lekarka ze szpitala, że pan bezdomny przypadkiem trafił na izbę przyjęć i nic mu nie jest. Chodzący. Karetka przywozi człowieka ze złamaną miednicą i nogą. Leżącego na noszach. Sanitariusze z pogotowia sami zdziwieni zleceniem, bo widzą, jaki jest stan człowieka. Doktór schodziła z dyżuru i musiała się go pozbyć, komentują. Oczywiście nie mogliśmy przyjąć. Inna lekarka dzwoni najpierw do domu nr.1: pacjentka zdrowa, samodzielna. Kierujemy do domu nr.2, bo tam dla kobiet. Po wnikliwszych pytaniach pacjentka nie wie jak się nazywa i jest leżąca, ale zdrowa. Kierujemy do domu nr.3 czyli dla chorych. Tam kolejne pytania pokazują, że pani ma woreczki w każdym otworze ciała i trzeba karmić przez sondę. Nie mamy takich możliwości. Renia skomentowała: można było z nią wyjść na rynek i zarabiać na żonglerce tymi woreczkami: to z brzucha wyjąć, to z boku, to z dołu. Zdrowiutka była jak rydz.

Rano Michał myje, ubiera, zmienia pampersy, goli, karmi. Tomasz, jak tam jest – pomaga. Michał nie każdemu pozwala dotykać pacjentów. Jest perfekcjonistą. Ale jednej sztuki nie może opanować. Zabezpieczyć przecieków u pana Kazia. Żeby nie wiem jak zaciskał pampersa, przylepiał, uszczelniał- pan Kazio co rano jest mokry od stóp do głowy, razem z łóżkiem, a czasami pod łóżkiem. Zdolny pacjent!
Jednocześnie- lekarze, którzy do nas przychodzą dwoją się i troją. Pracujący i wolontariusze. Czapki z głów- dla nich i tych, którzy nie tylko z nami pracują, ale jeszcze tego chcą. Świry czy co? I ci, którzy wpadają pierogi lepić z mieszkańcami, sprzątać magazyny i ci, którzy ich zapraszają na spotkania modlitewne /chodzących, oczywiście/, z których, choć niepełnosprawni umysłowo, a może właśnie dlatego, że prości, wracają zachwyceni i przeżywają je jeszcze kilka dni po.
Nad-obowiązkowo
Czytelników zapraszam do dopisania ciągu dalszego.
Like this:
Like Loading...
Related