W ramach „spacerku” popełniliśmy dzisiaj z Arturem grzech niezdrowego, nieekologicznego, niewychowawczego i głupiego…..zajadania frytek w MacDonaldzie. To znaczy on jadł frytki, a ja piłam herbatę. Do tego dostał równie bezsensowną zabaweczkę i ukradł z półki dwie bezsensowne broszury reklamujące owe frytki. Ale miał radości!
Ludzie, którym często latami budowane życie się rozsypało. Ludzie, którzy nie mają szans, żeby ich ktoś zauważył. Ludzie, którzy są zbyt słabi, żeby walczyć. Są „nieprodukcyjni” jak to w komunizmie ładnie określano.
Co mają nam do powiedzenia? Czy zrobimy dla nich miejsce w świecie, który zamykamy w liczbach, kalkulacjach i programach? Czy po prostu posuniemy się trochę, żeby i oni się zmieścili? Czy też wdrapiemy się jeszcze wyżej na ich plecach? Czy istnieje w ogóle pojęcie życia nieprzydatnego?
Nasz Tomaszek Wędrowiec wspaniale nakrywa do stołu i pomaga w kuchni. Chora psychicznie pani znakomicie sprząta. Józio pomaga sprzedawać przetwory i opiekuje się zwierzętami. A kiedy zajeżdżam na Łopuszańską, jeden z panów, bez ręki, przybiega i melduje: „Spółdzielnia „Daremny Trud” do usług”, czyli bardzo chce się na coś przydać i np.pójść do sklepu po zakupy. Ma ogromne poczucie humoru, a w przeszłości był człowiekiem sukcesu. Teraz- w pełni pogodzony ze swoją sytuacją – znajduje radość w drobnych przysługach, które nazwał tak właśnie.
I intencje modlitewne pisane przez naszych mieszkańców. Niektórzy nie potrafią pisać, więc tylko Pan Bóg to zrozumie. W jednej do odczytania było tylko moje imię. To nasza stara mieszkanka. Przez kilka lat radziła sobie w świecie, ale teraz znów wróciła, bo sił brak i coraz trudniej. Może dlatego żyję, że ona się za mnie modli?
Co oni nam mówią?
Nad-obowiązkowo
Miał zupełnie zwyczajne ubranie,
ubranie, którego się nie zauważa.
Patrzył prosto przed siebie,
z przezroczystością, która rozlewa się na wszystko.
Cała ulica była przez to odmłodzona
i wydawało się, że dopiero zaistniała.
Niczego nie miał w rękach.
Jego kieszenie były puste i wydawały się lekkie,
a otwarte ręce
unosiły się wokół niego w powietrzu.
Być może był trochę szalony.
A jednak była to lekcja mądrości.
Całą jego pracą, jak się wydawało, był marsz
i przechodzenie wśród rzeczy i ludzi.
Był sam w sobie jakby przypowieścią,
znakiem prawdziwego ubóstwa.
„Jeśli miłujecie tych, którzy was miłują”….
nie będziecie musieli iść….
Oni przyjdą do was.
Ale jeśli miłujecie tych, którzy was nie miłują…
Trzeba będzie wychodzić na ich
spotkanie.
Oto ubóstwo tego, który idzie.
Niesłychana jest mnogość rzeczy,
które przeszkadzają nam
być żwawymi i lekkimi.
Nie zdajemy sobie z tego sprawy,
lecz jeśli z dnia na dzień stalibyśmy się pozbawieni własności,
spontanicznie odnaleźlibyśmy się blisko
mnóstwa ludzi,
o których myślimy, że mieszkają na końcu świata.
Indonezja–dzieci śmieciarze
M.Delbrel Alcydiusz,Prosty przewodnik dla prostych chrześcijan Wyd.Światło-Życie 2006