Małżeństwo z dwójką niepełnosprawnych synów: obaj na wózkach. Obaj wymagają opieki 24 godz. na dobę. Rodzice pracują. Radzą sobie, szkoda tylko że praktycznie są w tym sami. Pomoc ze strony państwa-praktycznie żadna. Działają w sytuacji, w której postawiło ich życie. Dzieci kochane i upieszczone. Nie narzekają, spokojni i uśmiechnięci.

Mocno posunięty w latach kościelny hierarcha, człowiek wielkiego serca, który pomaga ludziom, jak może, zaskoczony informacją z telewizji, że wychowanek domu dziecka został wypuszczony na bruk po ukończeniu przepisowego wieku, bo, jak wielu ludzi, myślał, że państwo działa sprawniej, przynajmniej w takich przypadkach.  Ludzie jednak zadziałali i chłopakowi pomogli.

Jedna z prawniczych korporacji, jedyna z tej branży, według mojej wiedzy /obym się myliła/, dzieli się ze słabszymi poprzez specjalny fundusz społeczny. To notariusze. Młody człowiek jedzie do Polski na urlop, spotkać się ze swoją dziewczyną, a że dziewczyna pracuje, zaproponował pomoc w wolnym od owej dziewczyny czasie. Chłopak, który po śmierci matki wziął w rodzinę zastępczą 3 młodszego rodzeństwa i wychowuje je ze swoją dziewczyną, harując za granicą, żeby wyremontować stary dom.

burkina-faso-child-labor
Burkina Faso-kopalnia złota
red pants 527
Amsterdam-reklama złotej biżuterii

Ludzie dzwoniący późnym wieczorem z odległego dość miasteczka, że zamarzał pod namiotem obcokrajowiec. Wszystkie służby zostały poruszone i zadziałały: policja, szpital, pan od kryzysów.  Zadziałały po ludzku: „Dzisiaj już go nie będziemy przywozić, bo człowiek jest wycieńczony i skołowany, niech zostanie przez noc pod opieką lekarzy, nie będziemy go stresować kolejny raz”. Przywieziemy jutro. W końcu nie przywieźli, bo pewnie załatwili co innego, ale byli bardzo przejęci. A nie musieli.

Od kogo zależy w jakim świecie żyjemy? Na zaprzyjaźnionym blogu Tatula/link po prawej/ toczy się dyskusja o narzekaniu. Ciekawa.

Nie ma „onych”. Dziś, tu i teraz jestem ja. Dobro jest silniejsze niż głupota i zło, tylko trzeba się namęczyć jak dziecko w kopalni złota, żeby je wydobyć na powierzchnię i zobaczyć jego blask. W solidarności z nim i jego trudem i cierpieniem. Blask dobra nie ma ceny, w przeciwieństwie do biżuterii u jubilera. I najczęściej służy nie tym, którzy nad nim pracują. To akurat tak, jak złota biżuteria.

Czy przez to pochwalam niewolniczą pracę dzieci i pazerność tych, którzy je wykorzystują? Wręcz przeciwnie. Żeby te dzieci nie musiały pracować trzeba dać pracę za godziwą zapłatę ich rodzicom. Trzeba szkół i pieniędzy. Trzeba się posunąć, wysilić, zrezygnować z wielu rzeczy. Wyruszyć w podróż, czasem bliziutko, na drugą ulicę, a czasem dalej. Przekroczyć system i próg ciepłego pokoju, żeby zobaczyć człowieka. Taka podróż zmienia nasze życie. „Oni” tego nie zrobią.

Córka naszej Przyjaciółki, wyjechała jako wolontariuszka na Filipiny. Polecam lekturę jej bloga. Pani Nauczycielka Akademicka spędziwszy czas jakiś jako wolontariuszka w domu samotnych matek przyznała, że wiele się nauczyła. Pewna kandydatka do naszej Wspólnoty, młoda Węgierka z głową pełną światłych, uniwersyteckich  nauk i dobrych rad znormalniała dopiero w peruwiańskiej dżunglii. To co je łączy, to odwaga wyruszenia w podróż.

Nad-obowiązkowo

Bóg jest wszędzie. Trzeba nam ustawicznie oczyszczać wzrok, by umieć odnajdywać Go we wszystkich środowiskach i we wszystkich ludziach. Nie musimy nieść Boga innym, bo On w nich jest. Musimy więc umieć doszukiwać się Go w ludziach, dostrzegać Go i nieustannie adorować; a następnie pokornie pracować nad usunięciem przeszkód, które nie pozwalają Mu wzrastać. /M.Quoist/

 

brian-ramone-square (1)
Brian McKay-Misjonarz Ubogich

Słyszałem wiele razy o „zobaczeniu” Chrystusa w innych albo twarzy Jezusa w kimś, ale nie rozumiałem co to znaczy. Wiele lat temu zapytałem o to brata Pecciego, czy należy to rozumieć dosłownie, czy w przenośni. Ludzie używają słowa widzieć w znaczeniu wyobrazić sobie Jezusa.

Kiedy służyłem naszym ubogim siostrom i braciom w Kingston, na Jamajce, zacząłem „widzieć” wewnętrznie Jezusa w zdeformowanym ciele ubogiego.

Kiedy patrzyłem na Petera, wycieranego po kąpieli, czekającego na ubranie, po które poszedł  Brat, rozpoznałem w duszy Jezusa siedzącego przede mną. Może to brzmieć dziwnie dla ciebie. Powiedzmy, że czułem obecność Boga. To było doświadczenie otwarcia oczu./Otwórz oczy mojego serca, Panie…/

peter-mar-2006
Peter

 

Peter nie wygląda jak Jezus, prawda? To jeden z najbardziej upośledzonych, chorych i niepełnosprawnych chłopców, który jest całkowicie zależny od innych: w kąpieli, pudrowaniu, ubieraniu, karmieniu. Wytarłem go ręcznikiem i siedziałem z nim czekając, aż Brat wróci z czystymi ubraniami i czułem obecność Jezusa w tym cichym, niemym chłopcu, którego porzuciła rodzina./Brian McKay/