Tydzień poprzesuwany z powodu święta i nijak dogonić go nie można. Poniedziałek zamienił się ze środą. Jutro świetlica wyjeżdża na wycieczkę do Krakowa. Może pogoda wytrzyma. To dzięki sponsoringowi taka frajda. Kanapek 250, do tego litry wody do picia, ciastka i dwie obiado-kolacje. Może wytrzymają na tym wikcie 2 dni. Wiadomo- młodzież to głównie je.

2011-12-30__let01
Bezdomna rodzina Bangladesz

A my w szarym rytmie remontów, zakupów, jazd wszelakich oraz kiermaszy. Andrzej z Agnieszką do Kielc, Tamara z Inżynierem i angielskojęzycznymi dziećmi naszymi do Warszawy, bo klientela będzie z półek wyższych i globalnych. A z wyższych półek mamy ostatnio niezłe spady: w Warszawie smakują nasi mieszkańcy dania z ….Hiltona. To znaczy to, co zostało w garnkach po gościach. Nie będę wymieniać dań, bo zechcecie u nas zamieszkać, a miejsc to już praktycznie nie ma. Ostanie w Zochcinie zajęte będą w ciągu kilku dni, w Jankowicach też pełno, a w Warszawie często ludziska śpią na korytarzach. „Na szczęście” czasem ktoś popłynie w celach zatankowania daweczki alkoholu i miejsce się zwalnia. Tylko na to możemy liczyć. Generalnie nie zostawiamy nikogo na ulicy, ale zaczyna być gęsto. Czekamy na otwarcie nowych domów dla chorych w Warszawie. Ponoć niebawem.Miłosierdzie ludzkie zaopatruje nas w buty, ubrania i jedzonko. Boski ekonom działa lepiej niż ziemskie banki żywności, które żywności nie mają. A zima nie kocha biedaków. Bez względu na kontynent.

15TH_NIGHT_SHELTER__864170f
Prowizoryczne schronienie na zimę dla bezdomnych- Delhi

Na wsi, oprócz chleba i ciastek – nie możemy liczyć na dary. Co więcej, kupowaną żywnością dzielimy się z głodnymi rodzinami. Sezon „kup mi węgiel na opał” na szczęście się opóźnia w tym roku. Ludziska mniej grzeją, bo w dzień ciepło. Ale jednak grzać trzeba.

Generalnie dobro jest chorobą zakaźną i dzięki rozprzestrzenianiu się tego wirusa ciągle żyjemy z naszymi mieszkańcami i nie tylko.

Problem Mojżesza
Problem Mojżesza

Co chwila ktoś wpada, kto kandyduje i wizję świetlanej przyszłości naszej wioski przed nami roztacza. A łącza telefoniczne ledwie zipią, więc  internet pewnie w buszu mają lepszy. Przed kilku laty wspaniałe programy E-Świętokrzyskie były, ale E-Zochcińskiego nie ma. I nie doradzajcie mi, proszę, jaki zainstalować, bo próbowałam wszystkie dostępne technologie, po których zostały liczne anteny. Uroki życia w urokliwych miejscach. Za to nowoczesna technologia umożliwia mi uczestnictwo we Mszy św. odprawianej w naszej kaplicy, kiedy Artur nie chce, albo też nie może wyjść ze mną z domu. Kamerka nad ołtarzem, ekranik u mnie w domu i śmiga. Bezprzewodowo. Jak można przez telewizję, to można przez kamerę.

  Zastanawiałam się kiedyś, czy nie można by było zrobić…..internetowej adoracji Najśw.Sakramentu. Podłączyć kamerę pod internet i puścić obraz. Trochę szalone, ale i tak przy naszych realiach technicznych na wsi niewykonalne. Trzeba by było dużych pieniędzy. Może by to komuś, kto z domu nie wychodzi umożliwiło łączność w modlitwie? A może to głupi pomysł? Nic, rzecz jasna, nie zastąpi kontaktu z Bogiem żywym i żywym człowiekiem. Trzeba by zapytać niebiańskie biuro prasowe, czy posługuje się internetem do kontaktu z sercem człowieka. Skoro jest w internecie mnóstwo głupoty, w tym głupoty video i na żywo, to trzeba jej robić konkurencję, przesuwać na bok. Z drugiej strony jest przestrzeń duchowa, której nie można zastąpić technologią. Czy Pan Bóg patrzy w kamerę?

Nad-obowiązkowo

List naszego stypendysty. Student wydziału „ŻYCIE”. Na razie ocena bardzo dobra. 

…. przez to, że Fundacja trwała przy mnie przez te kilka lat mojej edukacji zarówno w liceum jak i na pierwszych studiach i wniosła bardzo duży wkład w moje wychowanie i wejście w dorosłe życie, czuję potrzebę podzielenia się z Państwem tym co mnie spotkało. 10403051_600092696773692_3277024438417342435_n1452240_653558778093750_2930793249934524502_n

W ubiegłym roku zamiast kontynuować studia na II stopniu na kierunku, na którym pierwotnie miałem zamiar pozostać studiując w Kielcach na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego, zmieniłem uczelnię. Rozpocząłem studia w Bydgoszczy na Collegium Medicum na kierunku ratownictwo medyczne. O czym też wspominałem w poprzednim liście do Fundacji, tłumacząc się z nieuzyskania tytułu licencjata. Ale wracając do ratownictwa, studia tak mnie wciągnęły, kontakt z pacjentem dał ogromne połacie satysfakcji. Stwierdziłem, że to chyba jest moim powołaniem – pomoc drugiemu człowiekowi. Nie żałowałem, ani jednego dnia, ani chwili spędzonej na zajęciach. Przez to, że robię to co lubię, nauka nie jest jakąś trudnością. Wszystkie egzaminy zaliczone w pierwszym terminie. W związku z tym, że nauka nie sprawiała mi większych problemów zacząłem jak to Polacy mają w zwyczaju, „kombinować”. 

I tak od października tego roku oprócz ratownictwa studiuję też drugi kierunek -pielęgniarstwo. O dziwo jak na razie udaje się bez większych przeszkód pogodzić te dwa
kierunki, mimo iż są bardzo obładowane zajęciami. Na uczelni spędzam po 10-12 godzin dziennie.

W pewnym momencie przychodzi też pora na deser. Że też użyje takiej kulinarnej metafory. Najwspanialszą rzeczą jaka mnie spotkała w mojej przygodzie ze studiami w Bydgoszczy jest Fundacja „Dr Clown”. Pewnego weekendu stwierdziłem, że marnuję czas spędzając dni wolne w akademiku. I tak zostałem klaunem odwiedzającym dzieci w szpitalach, placówkach opiekuńczo-wychowawczych, czy organizując zabawy dla dzieci niepełnosprawnych, z ubogich rodzin, czy rodzin patologicznych. Minimum raz w tygodniu przebieram się w strój klauna, dokonuję „depersonalizacji” :dotychczasowy K. W. zamienia się w dr Siecie-Pake i odwiedzam chore dzieciaki.

Oprócz satysfakcji i radości jaką daje przebywanie i zabawa z dziećmi nauczyłem się też pokory, szacunku do życia i radości z życia. Szczególnie tych trzech ostatnich cech można doświadczyć na dziecięcym oddziale onkologicznym, który odwiedzam. Pomimo tego, że dzieci tam przebywające są śmiertelnie chore, czasem też zdarza się, że dowiadujemy się o ich śmierci, to w nich właśnie widać tą największą radość życia i radość chwili. Nigdy nie spodziewałem się, że dzieci dużo młodsze ode mnie, bo zaledwie kilkuletnie, będą mnie wstanie czegoś nauczyć. A jednak myliłem się i to bardzo. images (1)

Szacunku do życia, ale też umiejętności zrozumienia drugiego człowieka i empatii nauczyli mnie seniorzy z oddziału geriatrii, których również odwiedzam w wolnych chwilach. Sam robię to bo lubię posłuchać ich historii i życiowej mądrości. Seniorzy z kolei mają moimi wizytami zaburzoną rutynę i nudę dnia codziennego na oddziale geriatrii, gdzie nawet nie ma telewizorów, aby zabić czas. Także korzyści płynące z moich wizyt i wizyt dr clownów są obopólne. 

Będąc raz jeszcze wdzięcznym za to, że Fundacja Chleb Życia w murowała swoją jakże dużą cegiełkę w moją osobowość, charakter, dorosłość (choć nie do końca, bo w towarzystwie dzieci sam czuję się jak dziecko) pragnę raz jeszcze serdecznie podziękować. Bo to co czynię jest też Państwa dziełem. Bez Waszej pomocy na pewno nie byłbym tym samym człowiekiem.