Mam wrażenie, że żyjemy trochę jak lodołamacz. Posuwamy się pomalutku, przedzierając się przez warstwy lodu i w zamęcie. Lodołamacz ma trzymać się kursu. Trzymajmy się kursu.

Kursu na miłość i miłosierdzie. Na solidarność i życzliwość. W historii bywały okresy bardziej burzliwe. Również w historii Kościoła. I te czasy wydały – paradoksalnie- wielkich świętych i ludzi wielkich niekanonizowanych. Nie oglądali się ani nie szukali usprawiedliwienia w złych czynach innych, czasem tych, którzy powinni świecić przykładem. Szli i robili swoje, wierni przykazaniom i miłości Boga i bliźniego.


No to idziemy. Właściwie drepczemy. Z naszymi ludźmi iść szybko się nie da. Gdyby potrafili szybko iść, nie byłoby ich u nas. Pogubieni, słabi, uzależnieni, niepełnosprawni. Nie nadążający za oplatającymi każdego z nas systemami.

w kaplicy domu MB Serdecznej na Foliałowej

Nie mieścisz się w systemie, nie potrafisz się w nim obracać- wypadasz. A jak już raz wypadniesz, to powtórne wejście jest bardzo trudne.


Z przerażeniem przeczytałam niedawno zdanie pewnego dziennikarza. Młody, katolik tzw.otwarty. Zresztą lubię go i szanuję. “Trzeba w końcu rozwiązać sprawę bezdomnych w Warszawie”. Skojarzyło mi się strasznie. Już byli tacy, którzy rozwiązywali ostatecznie kwestie innych, obcych, inaczej wierzących, lub po prostu wierzących, niepełnosprawnych, chorych psychicznie…..W wersji light- Paryż czyści ulice z ludzi bezdomnych przed olimpiadą.


Nie da się “ostatecznie rozwiązać” problemu ludzi bezdomnych. Przynajmniej po chrześcijańsku i po ludzku. Nie da się ostatecznie rozwiązać problemu cierpienia i słabości. Popełnianych przez człowieka błędów. Ideologia, nawet z pozoru piękna, nie tylko nie zastąpi miłości bliźniego, lecz doprowadziła i nadal doprowadza do wykluczenia, cierpienia i śmierci. Chrześcijaństwo nie jest ideologią. Ale jego karykatura może być.


No to załatwiamy setki zadawnionych spraw w urzędach i sądach. Zaniedbane zdrowie ratujemy dziesiątkami wizyt u lekarzy, czasem w szpitalach. Dziękujemy życzliwym urzędnikom, lekarzom, prawnikom i innym zawodom za pomoc. Kosimy trawę, pilnie bacząc, żeby nikt sobie palców nie uciął i wlano odpowiednie paliwo: jeśli chcecie zasłony dymnej na jakąś imprezkę, tylko u nas. Młody wlał olej do kosiarki na benzynę i dym zasłonił całą okolicę. “Myślałem, że to normalne”. Kosiarka do kasacji poszła. Uczymy się życia, a nauka jak wiadomo kosztuje.

Uczymy się żyć razem: Polacy, Ukraińcy, Białorusini, ci z Afryki i ci z Azji.


Segregujemy żywność “zdobytą” z marketów ciężkim wysiłkiem przez Tomka, Mikiego i innych i pilnujemy, żeby całe marchewki nie lądowały w śmieciach, bo lekko czarny czubek można obciąć, a z połówek jabłek można zrobić sok. Zaczynamy rozumieć, że zwierzęta wymagają troski i psy muszą mieć czyste miski. Uczymy się sprzątać i spać w czystej pościeli oraz, że w niedzielę czy święta należy się ładnie ubrać, a ubrania, generalnie, się pierze. No i trzeba się wykąpać i ogolić. Że ubóstwo to nie brud, warto sadzić kwiatki i podlewać, bo fajnie jest jak jest ładnie oraz, że petów nie wrzuca się do doniczek z kwiatami, a skórek od pomarańczy do toalety. Uczymy się ….własnej wartości. Czasem oblewamy z tego egzaminy.

Nawiasem-Artur nie znosi brudnego “ubranka” i jak mu się plamka zrobi, albo wytrze nos rękawem, bo używanie chusteczek za trudne, biegnie i pokazuje: brudne. I trzeba przebierać hrabiego. I bez talerzyka nie zje kanapki. Arystokrata jeden!


Uczymy się też często, co to znaczy być pracownikiem. Niektórych z mieszkańców zatrudniamy, żeby mieli jakiś staż pracy, jeśli mają szansę na późniejsze samodzielne życie. Tak, to kosztuje. Pieniądze, czas i czasem zniszczenia.


I od tej nauki łeb mi pęka. Bo ja uczę się świętej cierpliwości i stale muszę sobie przypominać, że to, co mam to nie moja zasługa. To zadanie. I trzeba to oddać. Rozliczyć się z tego na końcu życia.

Nad-obowiązkowo

Kiedy papiestwo było omotane walkami, nepotyzmem, a niejeden hierarcha zasłynął z rozwiązłego trybu życia /wiek XVI/, w tym samym Rzymie św.Filip Nereusz, gość słynący z intelektu i poczucia humoru, gromadził na modlitwie, koncertach i dyskusjach o religii i sztuce elity duchowe. Opiekun ubogiej młodzieży, starszych, chorych, dla których zakładał przytułki. Docierał do najbardziej opuszczonych. Oczywiście zraził sobie tym niektórych “panów” Kościoła, więc przez pewien czas zabroniono mu sprawowania sakramentów. Był potem jednak doradcą papieży. Odmówił nominacji kardynalskiej. Było także w tym czasie wielu innych, zresztą znali się między sobą, później kanonizowanych.

Pewnego dnia, gdy żebrał na utrzymanie dla ludzi będących w wielkiej potrzebie, został napadnięty i uderzony w twarz przez pewnego człowieka. Wtedy odważnie i z uśmiechem powiedział do niego: Ten policzek, to dla mnie, a teraz proszę cię, byś przekazał coś dla moich ubogich

link do filmu: https://resetoff.pl/vid/cwqsa Warto.