Lubię ten czas przedświąteczny mimo zawirowań Artura. Ludzie starają się być dobrzy, przynajmniej większość. Myślą o tym, jak sprawić komuś przyjemność, z uwagą wybierają prezenty. Mnóstwo spotkań, wspólnych śpiewów, modlitwy tam, gdzie wymiar wiary jest ważny. Zauważamy tych, co mają mało lub nic.


W naszym lokalnym markecie robiłam w Mikołajki zakupy. Trochę cukierków dla mieszkańców, czekolady dla dzieciaków. Przede mną pan w roboczej kurtce płacił za wielką torbę mandarynek. Odszedł od kasy i ….”to dla siostry” stwierdził, zostawiając te mandarynki na ladzie. Wyszłam, a na zaśnieżonym parkingu pani, która kupiła sobie doniczkę z kwiatkiem spojrzawszy na mnie- wręczyła mi ten kwiatek. Oddała to, na co sama miała ochotę. Stoi u Artura. Jest fanem kwiatów. Mandarynki zjadły dzieciaki, rzecz jasna.

Nasz prezent dla Ukrainy- skromny, ale dotarł. Wózki chirurgiczne do szpitala, gdzie ranni. Do wożenia sprzętu i narzędzi chirurgicznych. Dziękujemy nieocenionemu ks.Mietkowi Puzewiczowi za zorganizowanie ich przewozu do Żytomierza. Ks.Mieczysław to nie tylko CZŁOWIEK, to INSTYTUCJA. W początku stycznia chłopaki dostaną więcej dobroci, jak nam kasa pozwoli.


Z życia codziennego:

Jak na nas przystało, dwa samochody były uziemnione w chwili największej potrzeby. Nie miał czym jeździć Wiktor, który ma na głowie staruszki i dzieciaki ukraińskie- lekarze, zakupy, urzędy. Stary grat zdechł – na szczęście pod lokalnym ośrodkiem zdrowia, a że strach nim jeździć było dalej niż do najbliższej wsi, bo stareńki on ci i lichy, to, mimo znanego wszystkim mojego skąpstwa /taki żart/ – kupujemy nowszy i pewniejszy. To narzędzie dobrych uczynków, w końcu św.Mikołaj też musi mieć sprawne sanie i zdrowe renifery, chociaż pracuje raz w roku. A my robimy za niego rok cały.


W większości domów pełno. Zaczyna brakować miejsc, zwłaszcza dla chorych. Jakoś będziemy łatać. Zdrowych ci u nas od dawna praktycznie nie ma. Choruje też personel- taki czas. Trzeba łatać na bieżąco. Covid też się trafia.


Niejaka Hera, jeden z naszych psów, baba stara, zżarła plastikową zabawkę, coś jak jajko z niespodzianką, tylko z lanego plastiku. Odkrycia dokonał weterynarz rentgenem i babsko miało operację żołądka. Żeby to młody Tofik, ale ona? Skąd ona to wzięła – nie mamy pojęcia.

Catering dla ptaszków działa. Przychodzą też bażanty, podchodzą sarny, a za nimi pojawił się pan kłusownik. Jak się spóźnię z wysypem ziarna, to mam pod domem ptasią awanturę. Musi być o 8 i 13-tej. Jak rozpuścisz zwierzaki, to im się wydaje, że one rządzą. Sikory, sójki, wróble, sroki, dzięcioł, wpada też wiewiórka, co mieszka koło kaplicy. Św.Franciszek z jadalni zaciera ręce, ale jakoś zejść z ikony nie chce, żeby polatać z kubełkiem do karmników. No dobra, ale on wymyślił bożonarodzeniową szopkę.


I jakżeby smutno było na tym świecie, gdyby nie było świąt Bożego Narodzenia! Gdyby nie było Bożego Narodzenia. Na co byśmy czekali? Skąd mielibyśmy pomysły i siły na dobro? Na walkę ze złem? Idzie powoli, poprzez wieki, mimo wstrząsów, upadków, wojen, ale idzie. Światło idzie. Nie zatrzymujmy tego marszu. Nie zatrzymamy tego marszu. Miłość wygra.