W ubiegłą sobotę impreza była w Opatowie. Lokalny Klub Rotary, jak w zeszłym roku, zorganizował aukcję na rzecz utrzymania naszych domów. Śpiewał “Muniek i Przyjaciele”, miło i serdecznie było. Dziękujemy.
Dwa razy pod rząd jeździłam do stolicy. Raz dotarłam do centrum. Jest firma, która ograniczyła oświetlenie swojego logo i zaoszczędzone pieniądze przekazała na pomoc uchodźcom z Ukrainy. Przechodząc obok milionów kolorowych świateł na wieżowcach i sklepach myślałam sobie…..No tak. Dwa światy. Świat ubogiego, który gasi jedyną żarówkę, jak tylko zrobi sobie herbatę, albo też wcale jej nie zapala, świat Kijowa, Charkowa, Cherstonia, wiosek i miast bez prądu. I świat rozrzutności, która jakoś w tej chwili zgrzyta, może nawet nie przystoi. Nie chodzi o pogrążenie mojego kochanego miasta w ciemnościach, nie, nie. Może chodzi o odrobinę umiaru? O solidarność? Albo może się czepiam?
Paczek dla dzieci z Iziumu robimy 150 sztuk. Na ichnie Mikołajki, które są 19 grudnia. Znalezienie 150 jednakowych słoiczków z Nutellą, batoników czy 150 jednakowych maskotek po rozsądnej cenie to wyzwanie. Polowanie kilku osób w kilku miasteczkach zakończone sukcesem, kartony dziś przywiózł z Warszawy Mikołaj i w poniedziałek zaczynamy pakować. Transport już mamy obiecany, do Lwowa, a stamtąd weźmie to inna organizacja i do łapek dzieciakom przekaże. Oby wszystko zagrało i bandyta w tym nie przeszkodził. Dość już się te dzieciaki wycierpiały, trochę uśmiechu, według naszych skromnych możliwości, im damy.
Kolejne osoby uciekające z wojny dotarły. Szykujemy ostatnie już pomieszczenia, które trzymałam na czarną godzinę. Trzeba dorobić prysznic i zrobić kuchnię. Potem zostanie tylko hasło: “ścieśniamy się”.
Ostatnie dni naszego domu dla kobiet w Warszawie, na Stawkach. Prawie 30 lat! Cała historia i parę tysięcy pań, które na krócej lub dłużej znalazły tam schronienie. Początkowo były tam też matki z dziećmi. Dopiero później otworzyliśmy dla nich osobny dom. Dzielną kierowniczkę Olę i cały warszawski zespół czeka w następną sobotę wielka robota z przenosinami. Wszystkie ręce na pokład. Przenosimy mieszkanki do innych naszych domów. Nikt nie zostanie bez dachu nad głową.
Z utęsknieniem czekamy na nowy dom w Warszawie. Już bliżej niż dalej, ale jak to z budową- tu się nieco opóźnia, tam przesuwa. Odwiedził nas tam pan Burmistrz Włoch /dzielnicy Warszawy, dla jasności/ i się wielce zdumiał. Bo jest czym. My też mamy szczęki na podłodze. Tam znajdą dom i panie ze Stawek i mieszkańcy domu na Gniewkowskiej. Dwa schroniska łączymy w jedno. Czasy się zmieniają i potrzeby też. Będzie pięknie i wygodnie.
Na razie tkwię w poszukiwaniu pościeli, koców i tego wszystkiego, co niezbędne, w tym musi być dobre, najchętniej tanie i z dostawą do stycznia, a nie za pół roku. I do tego nadające się do tego specyficznego domu, którego mieszkańcy to ludzie starsi i chorzy i niepełnosprawni. Uwierzcie, że to fucha nie do pozazdroszczenia, zwłaszcza w obecnych czasach. Mury murami, ale poduszki i ręczniki być muszą. Czas na tę budowę mamy “wymarzony”: najpierw pandemia, potem wojna, inflacja i kryzys. Jak zwykle – pod górkę.
Damy radę. W końcu to nie dla nas tylko dla VIP-ów Królestwa, a Król może wszystko. Nawet taki im “pałac” wystawić. Rękoma i za kasę dobrych ludzi, rzecz jasna. Bo dobro, każde dobro ma w Nim swoje źródło. I to dobro wcale nie musi o tym wiedzieć.
Zimno i pukają do drzwi ludzie bezdomni. Późna jesień, kryzys i ludzie proszą o wsparcie- jedzenie, środki czystości. Fundusz stypendialny hula i inna pomoc- jak możemy.
Król przytula każdego, szczególnie cierpiącego. Król zwycięża. Nie ludzką bronią, a miłością i miłosierdziem. Ona ma ostanie słowo, mimo pozorów zwycięstwa zła. Nie dajmy sobie odebrać miłości. Nawet sprawiedliwość bez niej jest okrucieństwem. To jedyna rzecz, której nikt nam nie może odebrać. Jedyne bogactwo, które się liczy. Każde inne powinno mu służyć.
Dzwoni były mieszkaniec domu dla chorych. Żeby podziękować za “drugie życie”. Stanął na nogi, ma już mieszkanie. nie pije. Dla równowagi- dostaję czasem sms-y treści nieco nieobyczajnej, w skrócie: “ty stara k….” To ci, którzy jeszcze tkwią w starym życiu. I dla nich też jest nadzieja. Chrystus nie odpuszcza. Nigdy.
Nad-obowiązkowo
Ojcze nasz,
któryś jest w niebie:
święć się imię Twoje,
przyjdź Królestwo Twoje…
Eloi Leclerc 1921-2016
Francuski ksiądz, franciszkanin, więzień obozów koncentracyjnych. Odnalazł pokój po przeżyciu potworności wojny w spotkaniu z duchowością Biedaczyny z Asyżu .
“Bóg umieszcza swoją tęczę przymierza w spojrzeniu człowieka napełniając jego serce słodyczą. Taki człowiek staje się bratem wszystkich stworzeń. Żyje w przymierzu i dla przymierza.
Dar takiego człowieka dla świata jest bez wątpienia rzetelną odpowiedzią na zatrważające pytanie, jakie sobie stawiamy: Czy jest możliwe braterstwo między ludźmi? Za jaką cenę? Jedynie zajmując miejsce, pokornie, pośród stworzeń, w jedności ze stworzeniami i szanując wszelkie postacie życia, również te najnędzniejsze, człowiek może mieć nadzieję, że pewnego dnia stworzy prawdziwe braterstwo ze swoimi bliźnimi.
Nie może być mowy o szacunku dla ludzkiego życia bez głębokiej przemiany serca człowieka. Ludzkie braterstwo, prawdziwe i trwałe, bez żadnych wyjątków, zakłada umiłowanie życia, które pozwala nam mieć udział w Boskiej ekstazie wobec każdego ze stworzeń.
Franciszek z Asyżu nie był od początku wzorem słodyczy. Jego ambicja rzuciła go w wir wojny, upragnionej wojny, jako drogi ku sławie. Ale spotkał Chrystusa. I ostatecznie świat przemienił się w jego oczach tylko dlatego, że jego serce otworzyło się na wielką słodycz Boga. Franciszek potrafił oswoić własną agresję. ” /E.Leclerc “Nad Asyżem wstaje słońce” wyd.Księży Marianów/