Wyrwaliśmy się z Mikim do Oświęcimia. Imprezka była. Dostaliśmy Nagrodę Nieobojętności Oświęcimskiego Instytutu Praw Człowieka, wraz ze wspaniałą lekarką, dr. Lucyną Marciniak działającą na pograniczu z Białorusią na rzecz tamtejszych uchodźców i migrantów. My- to znaczy wszyscy i każdy, którzy przyłożyli i przykładają rękę, czasami obie i głowę i nogi i serce i pieniądze i czas do tego dzieła.
Olek, emerytowany inżynier z Ukrainy, zaproponował dzisiaj, że jutro zorganizuje pochód pierwszomajowy i sam będzie niósł transparent. Oczywiście to był żart. Nie pytajcie, co miało by być na tym transparencie, sami się domyślcie. Zaczyna się na “i” a kończy na “j”. Propozycja dla zbrodniarzy po ukraińsku. Tak się czasem śmiejemy przez łzy.
W poprzedni weekend zatkało się szambo w Zochcinie. Tradycja. Ten obecny dopiero się rozkręca. Zobaczymy co będzie.
W czwartek pochowaliśmy naszą Basię. Zmarła w Medyni, a właściwie w szpitalu w Łańcucie. Tamtejsza pomoc społeczna się ….hm wypięła, choć powinna pokryć koszt pogrzebu. Jedna z niemoralnych rzeczy, to kłótnia nad trumną o pieniądze. Zorganizowaliśmy pogrzeb sami w naszej parafii w Przybysławicach k/Jankowic. Mamy tam już swoją kwaterę. Przynajmniej tyle dla Basi mogliśmy zrobić, żeby ją godnie pochować i o niej pamiętać. Ona o nas z pewnością też pamięta. Jesteśmy rodziną.
Nasze panie z Ukrainy wreszcie mają co robić. Pogoda i prace w ogrodzie. Z Inżynierem tylko dostarczamy sadzonki, szukając po marketach jak najtańszych, żeby starczyło kasy na dużo, bo chcą mieć zajęcie. Jak się rozpędzimy to dojedziemy z sadzeniem do Starachowic /jakieś 50 km/- uwaga tam, Panie Prezydencie!
We wszystkich domach ludziska odzyskują humor, bo można wyjść i słoneczko.
W najśmielszych snach nie przyszło by mi do głowy kilka lat temu, że pewnego dnia będę siedzieć nocą w pokoju, w którym przez lata mieszkałam z Arturem i walczyć o opadnięcie gorączki u ….ukraińskiego dziecka z anginą. Bogu dzięki, że jest ten pokój i wiele innych. Żegnaj spokojna starości. Choć miło by było, gdyby przyczyną pożegnania nie było morze cierpienia. Cóż, trzeba trwać na posterunku do końca. “I wydali owoce przez swoją wytrwałość”. /Jezus Chrystus/. Nie da się szybko, tanio i przyjemnie budować Dobra. Miłość to trwanie do końca w raz dokonanym wyborze.
Ludzie, którzy wydarli się z Mariupola utknęli w strefie okupowanej w jakimś koszmarnym obozie i czekają, aż zbrodniarz pozwoli na korytarz humanitarny.
Z “naszych uchodźców” – cztery panie wróciły na Ukrainę, jedna wyprowadziła się już jakiś czas temu z dziećmi do Józefowa, gdzie ma pracę i mieszkanie, jedną zatrudniliśmy w Jankowicach do pomocy przy chorych a inna dostała pracę przy sprzątaniu w pobliskim hotelu. Wszystkie panie mają wyższe wykształcenie, ale nie kaprysiły i są wdzięczne, że mogą pracować. Pozostali albo są niepełnosprawni i starsi, albo mają malutkie dzieci. A jest to gromada. Czekamy też nowego mieszkańca- ma się urodzić w maju. Mama i tata są z Sum. Oboje niewidomi, choć jest szansa, że mama po operacji będzie widzieć. Razem jest około 50 szt gości i 200 naszych. W Krakowie i Warszawie co i rusz nocują “przelotowi” czyli jadący dalej. Mały dom w Brwinowie ma 22 osoby dodatkowo. Nikomu- ani uchodźcom ani nam nie jest łatwo. Ale im gorzej.
Odrośnięci nieco wędrowcy z domów na wsi rozpoczęli przygodę w szkole, przedszkolu i zerówce. Zostali przyjęci bardzo serdecznie. Nam przybyło roboty pt: “zawieź, przywieź”. Czternastoletni Alosza wreszcie doczekał się treningu piłki nożnej. Co zabrał uciekając przed wojną? Korki do gry w piłkę! Przytulał jak skarb wchodząc do szatni.
Budowa domu w Warszawie idzie jak burza. Dzięki głowie tej inwestycji- panu Łukaszowi. Bo ja czasem nie wiem jak się nazywam i w jakim języku mówię pomiędzy polskim, rosyjskim francuskim i angielskim oraz migowym, kiedy trzeba użyć rąk, żeby się dogadać. Szkoda, że w poprzednim wcieleniu nie byłam myszą w ONZ-ecie.
Co jakiś czas dorzucamy się czym mamy do transportów z pomocą. No i 29 ukraińskich uczniów w Polsce dostaje stypendium ze specjalnej linii uruchomionej w związku z wojną. A czasem i laptopy w miarę potrzeb i możliwości. Ten dotarł pod Płock, gdzie przez internet kontynuuje studia zaczęte na Ukrainie nasza świeża stypendystka.
I na tym kończę, bo wykorzystam okazję, że Miki zabrał Artura na kilka dni i się wyśpię. Panowie balują nad morzem. Jak zwykle z trudem sobie uświadamiam, że biuro może być otwarte, dokumenty i książki leżeć w jadalni i nie trzeba się rozglądać co chwila gdzie jest Artur. Oraz nikt nie wali łyżką w szklankę przez kilka godzin i nie jęczy, że chce “nieniążki” na kolejne zakupy w chińskim sklepie, z miną żebraka pstrykając wymownie palcami. Synku! Pusto bez ciebie. Kocham cię razem z twoimi szaleństwami.
Wczoraj spotkało mnie coś przedziwnego. W lasku spotkałam zaparkowany samochód. To jest lasek w mieście koło działek. Jest tam mały parking ale samochód stał dalej, w lesie przy ogrodzeniach działek. Zawsze mnie wkurza jak ktoś niszczy przyrodę i to tak bezczelnie. Parking był zaledwie 30 m stamtąd i były miejsca. Chciałam tylko nastraszyć właściciela żeby już tak nie robił ale nie wiedziałam, z kim mam do czynienia. Mężczyzna właśnie się pakował. Powiedziałam mu, że parking jest tam. On coś odburknął. Zrobiłam zdjęcie tablicy rejestracyjnej i wtedy się zaczęło. Wzburzony mężczyzna zaczął bełkotać. Zrozumiałam, że jest niemową czyli prawdopodobnie nie słyszy. Próbował mi zrobić zdjęcie komórką. Ja się odwracałam. Zaczął mnie szarpać. Potem nagle przybiegla jakaś kobieta też niemowa. Teraz ona zaczęła mnie szarpać. Próbowałam odbiec ale mi się nie udało. Pojawiła się dwójka paroletnich dzieci patrzących na mnie jak na ss mana. Sytuacja zupełnie absurdalna. Kobieta pokazała mi, że jest w ciąży, jak by to miało jakieś znaczenie w tej sytuacji. Wyglądała zdrowo. Uganiała się za mną. Wreszcie stanęłyśmy i złapała za mój telefon. Powiedzialam, że dzwonię na Policję. Myślałam, że chce mi go zabrać. Chodziło o wykasowanie zdjęcia. Zrobiłam to. Ci ludzie byli biedni. Trzecie dziecko w drodze. Nie wiem, skąd się tam wzięli z kielecką rejestracją i co mieli do ukrycia, że tak walczyli ze mną. Przeraził mnie ten ich świat. Świat, w którym żyją. Widzialam ich już tam drugi raz, więc to nie był przypadek. Zachowywali się jak zwierzęta walczące o prztrwanie. Żal mi ich ale nie wiem, czy chciałabym im pomóc bo ta ich prymitywna agresja mnie od nich odstręcza. Może lepiej trzymać się od takich ludzi jaknajdalej. Zastanawiam się, jaką przyszłość mają te dzieci i co było powodem takiego ich zachowania.
Dziwny tekst, dziwny powód opublikowania (a raczej na razie? jego brak) i dziwne miejsce jego opublikowania. I ta niechęć do zrobienia sobie zdjęcia przez winnego.
Dlaczego tu? We wspólnocie zajmującej się bezdomnymi na pewno zdarzają się agresywni podopieczni. A jednak pracownicy potrafią okazać im współczucie i pomoc. Dla mnie to było za dużo. Bezdomni też żyją w zupełnie innym świecie niż przeciętni obywatele. Warto się czasem zastanowić nad tym, w jak bardzo różnych żyjemy światach w zależności od różnych czynników, możliwości, tego, co nas spotkało. Każdy z nas widzi inny świat. Zbieżny tylko w ograniczonym zakresie. Takie miałam refleksje i tu się nimi podzieliłam.