Od pracy ciężkiej, czyli pisania na kompie przy fatalnym biurku wysiadła mi prawa ręka. Robię teraz za biurowca, bo część personelu, jakże ważnego, jest w domach z dziećmi. Zanim wsiądzie z powrotem /ta ręka/ lub przyjdzie kurierem biurko/ trzeba zainwestować w końcu w miejsce pracy, bo przyjdą z PIP-u i mi mandat wlepią/ posłużę się tym, com już niegdyś napisała, stosownie do okoliczności religijnych i patriotycznych. Nie tylko nic się nie zmieniło, lecz epidemia, zamieszanie w polityce i groźba biedy dla wielu- dodaje mocy tym słowom.
Zasady te są proste. Opisane życiem i nauką Jej Syna w 4 małych książeczkach. “Ewangelia” się nazywają. Chwałę Królowej oddają ci, którzy wspierają słabszych, przebaczają, budują pokój, przeciwstawiają się niesprawiedliwości, bronią pokrzywdzonych. I wcale niekoniecznie mają w ręku różaniec, a na piersiach krzyż.
Marzy mi się Polska fundamentalnie katolicka. Zgłupiałam? Może.
Polska, w której każdy człowiek będzie traktowany z szacunkiem przez innych “każdych człowieków”. Bo tego uczy katechizm. Polska, w której wspólne dobro jest dzielone uczciwie. W której dzieci, starzy, chorzy i niepełnosprawni mają pierwszeństwo. Polska, w której oszustwo jest grzechem i wytykane palcami, a cwaniactwo jest be. Polska, w której okrzyk “chcemy więcej” ma nową treść: “Chcemy dać z siebie więcej”.
Polska, w której obcy nie jest obcy, a wszyscy się do siebie uśmiechają /nawet kierowcy/, bo nikt się nikogo nie boi.
W której pracowitość i zdolności są szanowane, krzywdy się przebacza, a skrzywdzonemu naprawia. W której posuwamy się na ławce, żeby zrobić miejsce przybyszowi i odziewamy nagiego i karmimy głodnego, nie pytając wprzód o rasę czy wyznanie lub jego brak. Bo to człowiek, Chrystus cierpiący. Polska, w której pogarda jest wstydem, a nienawiść i agresja wysłana na Marsa, bo Księżyc za blisko. Władza jest służbą, a rządzeni władzę wspierają w decyzjach i z szacunkiem krytykują, kiedy błąd popełni. No i władza słucha.
Tak uczy Kościół Katolicki, czyli powszechny. Ot, mój prywatny fundamentalizm. Katolicki. A w wersji dla niewierzących- Polska ludzi przyzwoitych.
Bezludzkość systemów i ludzie – maszyny tam, gdzie powinna być troska o starych, chorych, niepełnosprawnych. Tych, którzy wymagają naszego wsparcia. Obwarowani przepisami straciliśmy solidarność i poczucie misji. Każdy bowiem ma swoją misję. Lekarz i szpital, praczka, kucharka i minister. To znaczy Polska dla Polaków. Wszystkich, a nie tylko pięknych, silnych i zdrowych. Ale to po pierwsze kosztuje. Żywą gotówkę. Po drugie wymaga posunięcia się w życiu tak, żeby zostawić miejsce na ławce. Gotówka by się znalazła, bo nawet w najbiedniejszej, ale kochającej się rodzinie, a może zwłaszcza tam, troską otacza się najpierw dzieci, chorych i słabych. Najsilniejszy je na końcu. Żeby się posunąć, trzeba najpierw dostrzec człowieka, brata, bliźniego, a następnie ruszyć tyłek z wygrzanego miejsca. Żeby ten drugi mógł spocząć. To czasem boli. Wymaga wysiłku. Przed tym wysiłkiem mają nas chronić coraz liczniejsze systemy i procedury. Zwolnić nas z miłosierdzia, myślenia i pozbawić sumienia. Ja takiej Polski nie kupuję.
Oczywiście Polska dla Polaków i każdego człowieka, który chce tu zamieszkać i z nami żyć. Który szuka bezpiecznego kąta czy pracy. Polska gościnna, jaka była przez wieki. Polska gotowa bronić wolności naszej czy waszej. Każdego człowieka. Ten skrawek ziemi nie został nam dany jako własność. Dostaliśmy w dzierżawę i jako zadanie. I zdamy z tego rachunek. Nic nie pomogą huczne imprezy, marsze i wymachiwanie flagami, jeśli nie idzie za tym mrówcza praca. Nad Polską we mnie. A jako żem katoliczka- nad Polską według Chrystusa we mnie.