Matka Boża za królową Polski przez naszych przodków niegdyś obrana tak dzisiaj była czczona. I co z tego wynika? Czy zadowolona jest z nas, Polaków? Z każdego z nas?
Kiedy widzę relacje z niektórych form demonstrowania patriotyzmu i katolicyzmu, to zadaję sobie pytanie: czy nie jest to krzyk o ewangelizację?
Czy wolno spokojnie patrzeć na maszerujących młodych i nie tylko, ludzi wykrzykujących hasła nawołujące do pogardy czy wręcz niszczenia człowieka w imię patriotyzmu i katolicyzmu?
Byli przez wieki i są nadal- kobiety i mężczyźni, którzy z odwagą szli do pogan, hippisów, narkomanów, trędowatych, ludzi żyjących na marginesie, głosząc im Dobrą Nowinę o Bogu kochającym każdego człowieka. O Bogu- Ojcu wszystkich ludzi, bez względu na kolor skóry, narodowość, poglądy. O Bogu cierpiącym z cierpiącymi. Cierpiącym, kiedy brat niszczy brata. O zobowiązaniu do budowania królestwa pokoju między ludźmi podejmowanym w każdej chwili, kiedy modlimy się “Ojcze nasz….przyjdź królestwo Twoje” Czegoż bowiem pragnie Matka Boża jako królowa, jeśli nie panowania zasad w imię których zginął Jej Syn? A one nie dają ani władzy ani pieniędzy same w sobie. Wielu z tych odważnych było prześladowanych, ginęło na wzór Nauczyciela, bo przeciwstawiali się władcom tego świata, całkowicie po ludzku bezbronni.
Zasady te są proste. Opisane życiem i nauką Jej Syna w 4 małych książeczkach. “Ewangelia” się nazywają. Chwałę Królowej oddają ci, którzy wspierają słabszych, przebaczają, budują pokój, przeciwstawiają się niesprawiedliwości, bronią pokrzywdzonych. I wcale niekoniecznie mają w ręku różaniec, a na piersiach krzyż.
Dlatego nasi mieszkańcy bawili się na wspólnym grillu, dlatego pewna siostra zakonna z miasta dalekiego, choć /niestety/ polskiego, co wstyd Królowej naszej krainy przynosi okrutny, zadzwoniła z prośbą o przyjęcie starego, schorowanego człowieka. Wstyd zaś polega na tym, że człowiek ów gnił w zagrzybionym pokoju noclegowni dla bezdomnych, na brudnym materacu, karmiony jak się komuś łaskawie przypomniało. Na szczęście siostra jest przytomna i czytuje wspomnianą książeczkę oraz stara się przestrzegać praw królestwa. Pan przywieziony do naszego domu przez młodych wolontariuszy, którzy poświęcili dzień i kasę na daleką podróż, zachwycił się faktem, że jest…..jadalnia! Aha! Za pobyt pana w celi hańby miasto prowadzące noclegownię otrzymywało 700 zł miesięcznie od gminy, z której pochodził.
To nie pierwszy przypadek, kiedy my lub dobrzy ludzie wyciągamy z noclegowni dla bezdomnych schorowanych starców tkwiących w tych legalnych, a jakże przybytkach, ratując im życie, a przede wszystkim godność. Co więcej- to my robimy to nielegalnie.
Taki system stworzyli rządzący, a gorliwych wykonawców niemało. Nędzarz ma być nędzarzem i cieszyć się z brudnego materaca w zagrzybionej izbie. Dobrze, że nie w chlewie, choć zgodnie z unijnymi przepisami, w chlewie musi być czyściutka ściółka i świnie jedzą codziennie kilka razy. I jak zachorują, to przychodzi pan doktór od zwierzątek. Bo kasa przepadnie. A jak umrze bezdomny starzec, to kasa zostanie.
Tak to w tym i milionach innych życiowych sytuacji dajemy plamę wycierając sobie gębę pobożnymi frazesami i wymachując biało-czerwonymi chorągiewkami. I nie jest mi wcale do śmiechu i świątecznie. I duma narodowa “dechu mi nie zapiera” i – mam nadzieję, rozumu nie odbiera. Resztki pozostały. Takaż tom ja nędzna patriotka. I nędzna katoliczka.
Bo wcale nie chcę Polski katolickiej z definicji. Chciałabym, żeby ludzie, w tym oczywiście ci, którzy w Polsce mieszkają, wybierali w wolności życie chrześcijańskie jako wspaniałą przygodę życia z miłości i dla miłości. Żeby byli szczęśliwi, bo tylko miłość daje szczęście. Wszystko inne przyjdzie za nią. Wtedy Polska będzie katolicka czyli krajem powszechnej solidarności, pokoju i życzliwości.