miłosierdzie w wersji transportowo-dostawczej
Dzisiaj według “tachografu” przejechałem około 250 km.
Dzisiaj także musiałem załatwić sklepy marki “Stonka” w Sandomierzu (były 4) i wszystkie proszą aby być na 21:00 ale, kurcze, się nie da.
Od ostatniego poniedziałku odwiedziłem kilka domów naszych ubogich Przyjaciół. Dzięki powyższym marketom i innym ludziom nie musimy tak wiele kupować. Jedzenia jest tak dużo, do tego świetnej jakości, że możemy dzielić się z innymi. Dzięki uporowi Maćka Kubicy w zasadzie wszędzie mamy dostęp do jakiś hiper i supermarketów. On jak się za coś weźmie to i doba nagle staje się dłuższa i niemożliwe możliwym.
Poza tym z Mikołajem, który wpadł na moment z Krakowa (zresztą też z jedzeniem, tym razem z Auchana) pojechaliśmy odwiedzić Klaryski w Sandomierzu, którym pomagamy od lat. Powitała nas nasza ukochana s. Zofia (jeśli ktoś może być za życia świętym, to ona się kwalifikuje), i dziękowała nam za to, że tyle pomagamy, bo i one dzięki temu pomagają innym. Kur… żesz! Udowadniają mi tym samym, że w najgorszej sytuacji zawsze można się czymś podzielić- mimo, że lubię sądzić inaczej, bo tak jest łatwiej.
Ostatni sprawa: katedra Notre Dame de Paris, symbolem upadku chrześcijaństwa, płonącej Europy!!
No mnie krew zalewa. Ojciec Ludwik świetnie podsumował te bzdety. Parafrazując: a tonące łodzie z dziećmi na Morzu Śródziemnym i nie przyjmowanie uchodźców to k.. wyraz chrześcijaństwa jest?
Ojciec Ludwik oczywiście użył odpowiedniego słownictwa ale moja interpretacja jest chyba bardzo bliska sercu wyżej wymienionego zakonnika. Tomasz
miłosierdzie w wersji “biuro”
Dzisiaj jest jakoś wyjątkowo spokojnie, mieszkańcy nie stoją w kolejce do Socjalnej Agaty, do p. Eli (w stylu – Pani Elu ma Pani jakieś gacie, spodnie, kurtkę itd), do komputera, do ksero (mam taką gorącą prośbę – czy Pani może mi zrobić ksero?). Pewnie, że Pani może, chociaż bez euforii to robi, ale ze zrozumieniem niemożności zrobienia samemu. Dzisiaj jest cichutko więc zajęłam się zaległymi papierzyskami i już niedługo, tak sobie myślę, uporam się z kadrowymi. Korzystam, bo księgowa ode mnie nic nie chce. I może nich tak zostanie. Magda Nowa siedzi i dzielnie dłubie w bazie do podziękowań czyli wprowadza wpłaty. Z darami też robimy porządek, chociaż czasami nie jest to proste. Ale co tam. Ważne, że są i magazyny nie są puste. W tym tygodniu może uda się doprowadzić internet do budki “zielonej”. Lodów nie będzie ale internet tak. /mała, drewniana budka, którą adaptujemy na biuro/. Dziury są już wywiercone na kabel i żeby nasz informatyk dobrnął do szczęśliwego końca to potrzebny jest już tylko wspomniany kabel. No i będziemy mieli pokój cichej pracy, chyba, że jakiejś duszy trzeba będzie chwilowo odstąpić go (pokój, a nie internet) na spanie. Marzena-biuro
Ciszę mam bo zaszyłam się w “zielonej budce” (nie mam lodów) ) i właśnie skończyłam wypłatę dla stypendystów niepełnosprawnych. Do wypłat, kiedy są podpisywane , niezbędny jest spokój. A poza tym to nieustanne telefony, emaile a nawet wizyty osobiste stypendystów i fundatorów. Obecnie przerabiamy temat: “mhh chyba zapomniałaś/eś przysłać nam ocen/zaświadczenia.” Beztroska powala. Pozytywne jest to, że odpowiedzialności (czytaj = ogarnianie swoich spraw) przybywa po rozpoczęciu studiów. Kasia-Fundusz Stypendialny
Dzięki setkom ludzi dobrych setki ludzi “naszych” /też dobrych/ ma co jeść. Dziękujemy. Skromną kasę możemy wydać na inne potrzeby, a tych, jak wiadomo, mnóstwo.
miłosierdzie w wersji współ-czucie
Wolno płakać
S., o którym już kiedyś pisałem, że ma twarz jak historia Polski, w ostatnich dniach zachorował w sposób krępujący. Oczywiście większość chorób jest krępująca, ale ta, która dopadła S., jakoś bardziej. Podczas świąt nasz mieszkaniec miał kłopoty z sikaniem.
Może nie powinniśmy o tym pisać na blogu, może najintymniejsze szczegóły z życia naszych mieszkańców powinniśmy zachować dla siebie. Z drugiej jednak strony, przekonywanie naszych czytelników, że życie z bezdomnymi to sielanka, schludność i same przejmujące życiowe historie – może sprawić, że naszych ludzi przerobimy na obiekty westchnień, a opowieść o bezdomności przybierze charakter melancholijnej humoreski z pięknym morałem, po której – owszem – pochylimy się nad ich losem – ale też bez przesady. Otóż oszukiwalibyśmy, gdyby opisywany przez nas świat miał tylko swoje jasne strony. Ten świat ma też ciemne, mroczne wręcz, przygnębiające akcenty.
S., po kilkukrotnych wizytach w toalecie, musiał pojechać na SOR.
Po sześciu godzinach stresu, napierającego pęcherza, bólu, oraz upokorzenia, lekarze założyli mu cewnik. S., mimo że pół życia spędził w różnych zakładach karnych, tak naprawdę nie umie oszukiwać. Jego twarz zdradza wszystko. Na jego twarzy, z której dotychczas nie schodziła niemal nigdy wesołość, pojawił się smutek.
I pojawił się wstyd. Nasz mieszkaniec worek z moczem przymocowanym do spodni, schował w reklamówkę, a reklamówkę zasłania za dużym, naciągniętym swetrem. Współmieszkańcy, pomijając oczywiście tych, którzy “podśmiechują” się z niego pod nosem, generalnie kierują do S. słowa wsparcia. Oczywiście w ich przekonaniu są to słowa wsparcia, bo przecież zdania w stylu „przestań się przejmować”, „przecież nic się nie stało” – żadnym wsparciem nie są.
Jechaliśmy niedawno razem samochodem, opowiadał o życiu, uronił kilka łez. Nie usłyszał: „przestań się mazać, nie użalaj się tak nad sobą”. Oczywiście łatwiej byłoby sobie powiedzieć: „nic się nie stało”. Ale S. tego nie robi. Jest twardy. Twardość nie polega na tym, że się trudne emocje spycha i wypiera. Twardość, dojrzałość i odpowiedzialność za siebie, wyraża się w tym, że zna się swoje trudne emocje i pozwala się sobie z tymi trudnymi emocjami pobyć.
Jeden problem ma S. jak pewnie wielu z nas. Całe zło kieruje na siebie i Pana Boga. Straszne, żeśmy ulegli pokusie widzenia w Bogu nieczułego, niemiłosiernego, rygorystycznego sędziego, który nie zważa na trudne okoliczności. S. jest przekonany, że jego choroba to kara za popełnione dotychczas w życiu grzechy. „Nie ma takiego Boga!” – mogę powtarzać S. godzinami, ale katechizmowa formułka: „Bóg za zło karze, a za dobro wynagradza” – wdarła się w mózg i serce S. tak mocno, że trudno ją stamtąd wyplenić.
Wdarła się także w mózg i serce jednej z matek, którymi opiekuje się wspólnota. Pani ma raka. Po dwóch tygodniach w szpitalu, gdy odwiedziliśmy ją razem z jej czteroletnią córką, też całą winę zrzuciła na siebie i Pana Boga. Oto jak łatwo wpaść w udrękę.
Kłopot w tym, że Matka przenosi tę błędną narrację na swoją córkę. „Mamy nie boli” – mówi na przykład. Albo „córeczko, nie wolno płakać”.
Otóż, proszę państwa, wolno płakać! Ksiądz Krzysztof Grzywocz w jednym z kazań mówił tak: „Mówienie o cierpieniu powinno być jak służba. Szczególnie o cierpieniu we wzajemnej więzi. Amadeo Prado pisał do swojego ojca w liście: “Bolało mnie to, że nie dopuściłeś mnie nigdy do swojego cierpienia. Bolało mnie, tato, że jako dziecku nie opowiedziałeś mi nigdy o swoim cierpieniu. Cierpiałem, gdy ty nie dopuściłeś mnie do twojego cierpienia”. Błażej -Dom dla Chorych
Nad-obowiązkowo
Pewnego razu dziennikarz pokazał Papieżowi Franciszkowi obóz dla uchodźców.
Papież zapłakał.
„Płakałem, ponieważ nie mieści mi się w głowie i w sercu tak wielkie okrucieństwo. Nie mieści mi się w głowie i sercu, gdy widzę jak migranci toną w Morzu Śródziemnym i tworzy się mury do portów” – wyjaśnił później.
Innym razem: „Jezus zaś płacze nad każdym z nas, kiedy przeżywamy chrześcijaństwo formalnie, a nie realnie”. „Także dziś Bóg płacze w obliczu tragedii i wojen prowadzonych, by oddawać cześć “bożkowi pieniądza”, w obliczu zabijanych dzieci” – mówił znów.
Trzeba nauczyć się uwagi.
Jaka radość, kiedy otwiera się oblicze-
jesteśmy zalani miłością.
Czekamy, aż drugi umrze,
żeby przynieść mu kwiaty.
Dajmy mu kwiaty teraz: słowo, spojrzenie, uśmiech.
Pokażmy mu, jak bardzo go potrzebujemy.
Jaka radość, że ktoś jest tutaj, że istnieje,
że istnieje tak samo realnie, tak samo głęboko wewnętrznie
jak ja.
Dlatego, że Bóg istnieje
-drugi człowiek istnieje.
On jest cudem Boga.
Szczególnym cudem jest spojrzenie.
Jakąż radością jest zagłębić się w oczach drugiego,
w wewnętrznym oceanie jego spojrzenia.
Patriarcha Athenagoras
W jęz.francuskim współczucie to “compassion” czyli wspólne cierpienie.
“Misericordia”-miłosierdzie, współczucie po łacinie- łączy słowo ubogi /miser/ z sercem /cor/.