Miał być wczoraj felieton prawie- polityczny, co tutaj rzadkość. Ale jak wróciłam nocą do Zochcina po balangach w Białymstoku i Ołtarzewie, to mi nijak blog nie chciał się otworzyć. Doszłam w końcu dzisiaj przyczyny- drobiazg był, ale skuteczny. A dzisiaj cisza wyborcza i na mandaty pieniędzy nie mam. Jest więc felieton ogólnie-polityczny. 
W Białymstoku kongres medyków i o śmierci społecznej mówiłam. Bo od biologicznej to oni są fachowcami. W Ołtarzewie Księża Pallotyni o ubóstwie w Kościele debatowali. I siostry Matki Teresy, oo.Kamilianie oraz ja jako egzemplarze pokazowe o naszych z ubóstwem zmaganiach mówiliśmy. 
Wniosek z tych spotkań optymistyczny: nie ma powszechnej zgody na obojętność. W różnych środowiskach ludzie szukają sposobów na polepszenie świata. 
Z drugiej strony jest coraz wyżej rosnący mur. Budowany pracowicie, za spore pieniądze. Mur mający oddzielić towar dobry od wybrakowanego. Człowiek jest bowiem towarem. 
Życia nie da się zamurować. 

Pani, co u nas była już wiele razy, młoda, wykształcona, pracą gardzi, „jej sie należy”. Zjeść, wyspać się i w miasto. Została w końcu wyproszona. Wrzask, awantura, skargi do urzędu. A pani z urzędu dzwoni i domaga się ponownego przyjęcia kobiety. Nie, bo nie widzimy powodu, żeby żyła na cudzy koszt. Ma wszystko, żeby żyć samodzielnie. Gdyby urzędniczka miała argument w postaci możliwości nakazania nam przyjęcia, toby z niego skorzystała. Bo chciała się z biura pozbyć uciążliwej petentki. A reszta ją nie obchodzi. I to nas się oskarża o trwonienie publicznych pieniędzy!
Dzwoni inny urzędnik i prosi o przyjęcie chorego człowieka. Nikt go nie chce. Przyjmujemy. Gdybyśmy potrzebowali decyzji administracyjnej do przyjęcia chorego, bezdomnego człowieka, to nadal przebywałby na ulicy. 
Dzisiaj przywożą do Zochcina pana chorego na nowotwór skóry. Człek ledwo żyje. Mieszka w Kielcach w noclegowni. O 8 rano musi ją opuścić. Do wieczora. Pomoc społeczna /jedna z najbogatszych gmin w Polsce, Sitkówka Nowiny/ – informowała nas, że pan jest właściwie zdrowy. A tu chłop musi mieć robione opatrunki, kąpiele, leżeć, bo nie ma siły, opiekę medyczną. Więc Zbyszek wsiada w samochód i wiezie do naszego schroniska dla chorych w Warszawie. Papiery z leczenia są w Kielcach, ubezpieczenie zdrowotne w Urzędzie Pracy, też w Kielcach. Gmina oszczędzając na kasie chorych nie dała mu ubezpieczenia dając zasiłek dla niepełnosprawnych. A tak – płaci budżet państwa. Człowiek na wykończeniu zarejestrowany jako bezrobotny, czyli gotowy do pracy. 
Jesteśmy po to, żeby nadawać ludzkie oblicze temu światu. Zapychać dziury tam, gdzie struktury państwowe nie nadążają, są nieudolne lub niewydolne. Problem w tym, że my też nie nadążamy. Struktury budują coraz wyższe mury, które coraz trudniej rozbijać, żeby można było zrobić maleńką dziurkę do życia dla biedaków. W Warszawie czas i energia idzie w gwizdek. Urząd chce nas zmusić do „świadczenia usług”. Każdy człowiek bezdomny, a może to być chora na Alzheimera matka pana dyrektora czy brat pana vice-, który zachorował psychicznie albo syn radnego, co się chłopak zaplątał w życiu, będzie musiał najpierw przejść przez „centralny punkt mycia, czyszczenia, diagnozowania” uszkodzonego ludzkiego towaru, a potem nastąpi dystrybucja do schronisk. Z rozdzielnika, urzędowo, na mocy decyzji. Którą to decyzję wydawać będą urzędnicy. Można ją także zawsze cofnąć albo w ogóle jej nie wydać, bo np. towar nie jest z Warszawy, albo nie ma papierów, albo już kiedyś w schronisku był.  My tylko usługi będziemy świadczyć. Chyba je nazwiemy: warsztat naprawczy i przechowalnia uszkodzonych. A jak będziemy chcieli usunąć kogoś, co zapił, to …..cóż, prawo nie zakazuje picia alkoholu ani bycia pijanym, więc usługodawca nie będzie miał nic do gadania. A jak przyjmiemy kogoś z ulicy, to nam powiedzą, że pozostałym standard obniżamy, bo dostawiamy kolejne łóżko. To nie moja wyobraźnia, tak się dzieje tam, gdzie organizacje z definicji „pozarządowe” weszły w system „rządowy” czy „samo-rządowy” zwabione łatwymi pieniędzmi. Świadczysz usługę- my płacimy wszystko za usługobiorcę. Ale my decydujemy, kto z tych usług, kiedy i jak korzysta. No i decyzja może wygasnąć w momencie, w którym człowiek właśnie umiera albo rozpoczął naukę w szkole po wielu naszych wysiłkach, żeby go do tego zachęcić. Lub czeka na miejsce w domu pomocy społecznej już czwarty rok i jest stary, chory psychicznie, upośledzony.  
Przewrotność takich pomysłów polega na tym, że wcale nie doprowadzą do oszczędności, bo konieczność stworzenia nowej biurokracji pochłonie znaczne sumy. I pozostawi rzesze ludzi na ulicy. Ale w komputerze będzie porządek. 
Może by tak przerzucić trochę kasy z bezdomnych zwierząt na bezdomnych ludzi? 9 mln na ludzi, 12 mln 300 tys. na zwierzaki. To w Warszawie. /Bardzo kocham zwierzęta, ale bardziej ludzi./
My, obywatele RP nie jesteśmy obywatelami gminnymi, tylko państwowymi. Mamy prawo przebywać w każdym miejscu w kraju, a nawet w UE. Mamy prawo także zrzeszać się i działać dla dobra innych, a państwo ma nam w tym pomagać, nie przeszkadzać. Państwo ma nas zachęcać do tworzenia więzi solidarności obywatelskiej. W naszym przypadku tylko 3 warszawskie domy mają dotacje w wysokości 48% kosztów. To wypada ok. 500 zł miesięcznie na miejsce zadeklarowane, a w rzeczywistości mamy zawsze ludzi ponad stan. Pozostała kasa to ludzka solidarność i częściowo wpłaty samych mieszkańców, jeśli mają pieniądze. I to się kręci. Nie chcemy więcej pieniędzy od urzędów. Chcemy móc spokojnie pracować. Odczepcie się więc panowie specjaliści od planowej gospodarki ludźmi wykluczonymi, bo Wasze intencje nie wydają się nam czyste, a wasze pomysły wykluczą bardziej tych już wykluczonych. 
Nad-obowiązkowo
Historia zna wiele murów wybudowanych po, żeby dzielić i wyznaczać granice. Jeden tylko służy pokojowym celom: Mourne Wall w Irlandii, zbudowany w początku XX wieku, zatrzymuje chmury i zbiera deszcz.