Wczoraj w Gnieźnie było tłoczno i gorąco od mądrych referatów i rozmów. Pan Prezydent imprezę otworzył, mądrzy ludzie gadali, a najmądrzej ks.Halik z Czech. Ten ma doświadczenie najpierw z czasów komunizmu, a potem- księdzowania w kraju, gdzie wierzących, a do tego katolików jest jak na lekarstwo. I mówił o nadziei. I o tym, że nie musimy się bez przerwy liczyć, sprawdzać ilu nas jest, ale zostaliśmy wezwani, żeby być solą ziemi. Do posolenia potrzeba szczypty, ale bez soli zupa jest mdła. Sól nie jest niczym nadzwyczajnym. Najprostszy artykuł w kuchni. Bez lęku zatem, że może nas być mniej, wierzących. Z troską o smak natomiast. 

Dzisiaj przejechałam z Gniezna do Gdańska dużo szybciej niż przypuszczałam. Coraz lepsze drogi, obwodnice wielu miast i kawałek autostrady. I tylko w kilku miejscach zwały śmieci, co razi, bo na ogół wokół parkingów i stacji benzynowych jest czysto. Ale- bez kompleksów, choć akurat nigdy dosyć sprzątania. W wielu krajach widziałam śmieci dużo więcej. Taktownie nie wymienię. A były to kraje, na które nadal patrzymy zazdrośnie. 
Myślę, że radość z tego co się już ma można zachować tylko wtedy, jeśli nie porównujemy się z innymi. Jednym z najbardziej niszczących kompleksów jest kompleks niższości. Wielu naszych mieszkańców, ludzi, którzy z pozoru nic  nie znaczą i nic nie mają, odnajduje poczucie wartości w Bogu. On nadaje sens naszej biedzie i małości. To dobra wiadomość. Bóg nas kocha dlatego, że jesteśmy, a nie dlatego, że jesteśmy grzeczni. Jak jesteśmy niegrzeczni, to sprawiamy Mu przykrość. Ale przecież nie przestaje nas kochać. Czy jak dziecko sprawia nam kłopot, to  przestaje być naszym dzieckiem?