W Krasnobrodzie-maleńkim miasteczku na Roztoczu jest sobie kapliczka na wodzie. Zbudowana na słupach nad źródłami. Ponoć ukazała się tam pewnemu chłopu Matka Boska. Jak było, nie wiemy, ale w miejscu owych objawień płyną krystaliczne źródełka, a ludzie tłumnie je odwiedzają, wodę w butelki biorą i modlą się przy okazji. Słyszałam, jak lekuchno podpity młodzian z ogoloną głową mówił do kolegi: “Wody się napiłem i pomodliłem się za bliskich”. 
Królowa Marysieńka/ Sobieska, a wcześniej Zamojska/ uzdrowiona tamże została i dzięki temu kościół murowany i klasztor Dominikanów powstał, bo dawniej ludzie wdzięczni byli. Każdy według posiadanej kasy. Dominikanów zmiotła stamtąd historia. Natomiast w  kościele odbywają się koncerty organowe i to w wykonaniu z wyższej półki. Księdzu proboszczowi się chce i publiczność nie zawodzi. Niech nie zadzierają nosa ci z wielkich miast. Krasnobród liczy około 3000 głów człowieczych. A za unijną kasę zagospodarował świetnie zalew. I z zapadłej prowincji stał się uzdrowiskiem, co odczułam w kieszeni, bo taksę klimatyczną trzeba było zapłacić. Dzieci mają zniżkę, bo zużywają mniej cennego powietrza. Mieszkańcy też w kieszeni odczuwają-pozytywnie-bo ruch w turystycznym interesie. I prześcigają się w propozycjach, za które mieszczuchy słono płacą. Za komary jednak powinni rabat dawać! Były więc plaże, basen, rowery wodne i zwykłe, spływ kajakowy i lody. Wakacje kompaktowe!
W Tomaszowie Lubelskim energiczny, prawosławny proboszcz też chwycił trochę grosza i odbudowuje cerkiew. Wiernych ma około setki, ale trwa. Za to katolicki kościół – z modrzewia, ogromny, poraża pięknem. Tam też Matka Boska lubi ludzi słuchać, tym razem Szkaplerzna. Więc nie omieszkałyśmy z dziewczynami się Jej narzucić. Na rynku fontanna, w której pluskają się licznie prawie nagie maluchy. Wszystkie chyba polskie miasteczka mają “zrewitalizowane” rynki, chociaż czasami to żal ściska, że hm…gustu zabrakło. UE na gusta nie patrzy. Ale tam było ok. 
O Zamościu nie wspomnę, boć stare miasto jak z jakiejś bajecznej krainy. I mają tam swoją Matkę Boską, a jakże, -Odwachowską. Od odwachu, do którego wsadzono niewinnego człowieka. Ów oczekując na wyrok, mógł liczyć tylko na Bożą sprawiedliwość i na drzwiach celi namalował obraz. Kajdany opadły, a cud ten doprowadził do uwolnienia. Obraz z drzwi z czasem wycięto i przeniesiono do kościoła. Prawda to, czy nie, ale sens głęboki ma. 
To nie jest folder reklamowy. To podziw dla pracowitości i zaradności ludzi, którzy wzięli los swojej małej ojczyzny w ręce. I dla Polski po prostu. W tej Polsce liczba Matek Boskich jest chyba największa w przeliczeniu na głowę katolika. Ponad 500. I wszystkie są czynne! To znaczy do wszystkich pielgrzymują ludzie. Jak umiemy, tak do Nich przychodzimy. Może czasami śmiesznie, dziecinnie, ale …..chyba ta jedna, w Niebie, patrzy na to z wyrozumiałością. Kiedyś każdy przecież dojrzewa.