W Krakowie bawiłam. Kraków to taka wielka wioska w dobrym tego słowa znaczeniu. Wszyscy się tu znają, nikt się nie spieszy i ludzie ze sobą rozmawiają, bo gdzie indziej, to tylko załatwiają sprawy.
W Krakowie imprezka była na gwizdek cały, po krakowsku. W ramach spotkań Dorwać Mistrza /a poprawnie politycznie mistrzynię/dorwano Jankę Ochojską. Jednocześnie promocja jej nowej książki i okrąglutkie urodziny. Jubilatka godna uczczenia, bo jest jedną z pięknych twarzy Polski, niejednego faceta odwagą by mogła zawstydzić i niejednego polityka mądrością w działaniu zdystansować, choć to ostanie jakoś nie jest obecnie bardzo trudne; poprzeczka niezbyt wysoko.
Książkę kupiłam przez internet, bo “u nas na wsi” książek nie ma. Poczekałam aż Artur zaśnie i biegiem przeczytałam, do 3 nad ranem. Wsunęłam pod poduszkę, zadowolona, że nie widział. Kiedy się obudziłam rano, nie było w łóżku Artura, a książki pod poduszką. Dwa te podmioty razem znajdowały się w jadalni. I po ptakach, książki pilnuje, a jak mu powiedziałam, że jadę to tej pani z okładki, to mi pokazał, że mam przywieźć drugi egzemplarz. Bo musi być dwa, jak zwykle. Gdyby tak był napalony na złoto, to mógłby kasę zbić w ekipie poszukiwaczy w Afryce.
Warto przeczytać, żeby lepiej zrozumieć świat. Świat według Janki. O samych spotkaniach – tutaj.
A z wczorajszych opowieści Janki i gości przytaczam jedną. Studnie w Sudanie PAH wierci m.in. dzięki wsparciu UE. Na koniec akcji kobiety, które zwyczajowo zaopatrują rodziny w wodę i musiały po nią chodzić nawet 20 km, mają wypełnić ankietę …..zadowolenia beneficjenta. Problem w tym, że owe panie nie potrafią czytać i pisać, a zadowolenie wyrażają śmiechem, tańcem i słowami. Skąd my to znamy? Pamiętacie nasz rodzimy wytwór w postaci ankiety badającej poziom zadowolenia klienta w przytułku?
Wśród gości była Anna Dymna, a jakże i p.Janusz Świtaj. Człowiek, który lat temu kilka prosił o eutanazję, bo starzejący się rodzice nie mogli mu zapewnić opieki, a życie miał ograniczone do łóżka. Dzięki pomocy fundacji Anny Dymnej cieszy się życiem, uczy się, pomaga innym. Był laureatem nagrody Anody. Prywatnie przyjechała p.Anna Komorowska, jako z solenizantką zaprzyjaźniona. A oficjalnie Prezydent list gratulacyjny przesłał, odczytany przez przedstawiciela, p.Jana Lityńskiego. Cieszy, że Władza szanuje dobro.
Z postaci bardziej ukrytych-p.Bogdana Pilichowska. Działaczka podziemia za komuny, nadziemia w wolności. Apteka leków z darów ratuje i dzisiaj wielu ubogich chorych, a i nam do schroniska dla chorych coś czasem skapuje.
Szymon Hołownia podbija Afrykę, a właściwie serca tamtejszych sierot. Jest trochę rąbniętych w tym kraju. Lista przecież jest dużo dłuższa niż tu przedstawiona.
Do nas trafił dzisiaj p.Julian z mamą. Mama chora, on leżący od urodzenia. Nie mieli gdzie się podziać. Oby udało się ich uratować. Sytuacja jest ….na granicy, ale na szczęście mamy kilku zaprzyjaźnionych lekarzy. Może zdążymy.
Z przyziemnych spraw to jabłka poszły prawie wszystkie. Nawet Gmina Żydowska dostała kilka skrzynek dla swoich podopiecznych. Gdybyśmy mieli na to czas, to kolejne 10 ton też byśmy rozdali. Ale na tym kończymy nasze zobowiązania owocowe wobec Ojczyzny i na rzecz pokoju.
Nad-obowiązkowo
Jance Ochojskiej-patronkę podsuwam
Ta pani na słodkim obrazku to kobieta niezwykła.
Król Ludwik Filip mówił o niej:”Pani Javouhey?- To mężczyzna odważny!”. Było to w czasach, kiedy atrybutem damy było omdlewanie na salonach.
W czasach rewolucyjnego terroru jako kilkunastoletnia panienka przenosiła tajną korespondencję, ukrywała ściganych księży, wspierała wraz z rodziną zbiegów usiłujących przedostać się do Anglii. Ojciec marzył, żeby przejęła po nim gospodarstwo.
Kiedy rewolucja wygasła zaczęła organizować naukę dla ubogich dzieci. W końcu założyła zgromadzenie, wciągając do tego swoje siostry. Ojciec podarował im dom i ratował czasem od głodu, uzupełniając spiżarnię. Ogarniała nędzarzy, umysłowo chorych, dzieci.
Francja kolonizowała Afrykę i Am.Południową. Osadnicy i tubylcy żyli w nędzy, także moralnej, nie mówiąc o niewolnictwie. Poszukujący odpowiedniej osoby do walki z tą biedą gubernator wyspy Bourbon usłyszał od ministra spraw wewnętrznych: “Znam tylko jedną taką osobę. Nie boi się niczego. To matka Javouhey.”
W Gujanie Francuskiej ona i jej siostry przedzierały się przez dżunglę, walczyły z chorobami, polowały, żeby zdobyć żywność dla siebie i biedaków, walczyły z głupotą administracji. Zakładała leprozoria, uczyła uprawy roli i rzemiosła, wykupywała niewolników. Kiedy rząd zaplanował zniesienie niewolnictwa przygotowała ludzi do samodzielnego życia: nauczyła ich czytać i pisać, rzemiosła, uprawy roli, podstaw wiary tych, którzy chcieli się ochrzcić. Każda rodzina otrzymała pole, chatkę i pieniądze na start. Przygotowano na matkę zamach, bo plantatorzy tracili darmową siłę roboczą. Cała osada Mana stała się wolna i trzeba było wybrać przedstawiciela do francuskiego parlamentu. Kiedy okazało się, że matka Javouhey nie może być kandydatką, wszyscy odmówili udziału w wyborach. Kobiety nie miały praw wyborczych, ale robotę odwalały za panów.