A było tak: w poniedziałek wylądowałam w Warszawie. Na Łopuszańskiej Ela z rozwianym włosem i Sylwia w ukropie pośród panów od wymiany okien, panów od naprawy internetu, stert kartonów na podwórku, bo samochód dostawczy się zepsuł i nie było jak wywieść, zepsutej pralki i zerwanej linii telefonicznej oraz atakujących zewsząd interesantów. Zakupiliśmy z Mikim nową pralkę, bo akurat ktoś mi podsypał grosika, a starej nie opłacało się reperować. Nasz samochód zmieści nie tylko pralkę, Bogu dzięki i pewnej Pani, co nam go dała. Tyle mogliśmy zrobić od ręki, a Darek-Piorący, aż podskakiwał z radości na widok nowego sprzętu. Bo poprzedni pochodził od dobrych ludzi i był spracowany, a ładowność miał 4 kg. Na 25 osób to trochę przymało. Reszta się jakoś we wtorek ułożyła. Okna wymienione dzięki wsparciu dobrego człowieka oraz okiennej firmy, której pracownicy robili wszystko sprawnie i dokładnie, jakby mieli za to złotem płacone. Matka Boska też dostanie nowy postument. Stary Jej domek rozsypał się po 22 latach. 
W środę wypadłam pod Rzeszów, do gimnazjum w Tyczynie. Miasteczko sławne się stało, bo właśnie tej nocy trąba powietrzna zerwała dach na szkole. Na spotkaniu z młodzieżą najpierw dałam plamę. Okazało się, że nie zgrałam na  pendrive prezentacji, tylko skrót. Trudno, trzeba było obrazki opowiedzieć. I wniosek jest taki, że są wspaniałe szkoły, świetni nauczyciele i młodzież, która zainspirowana przez nich- potrafi zrobić piękne rzeczy dla innych. Tak, po prostu, w małym miasteczku pod Rzeszowem. Przy okazji przećwiczyłam osiągnięcia ministerstwa od dróg, bo wokół Rzeszowa autostrady, moi mili. A tu człek ze wsi! Ale na szczęście jest GPS. Młodzież przekazała na moje ręce trochę zebranego grosza i będzie na leczenie naszego młodego Przyjaciela, co z powodu braku owego leczenia przerwał naukę, a chłopak wybitnie zdolny. W tej sprawie posuwamy się pomaleńku do przodu. Andrzej już się nawoził chłopaka na stosowne badania, aż wreszcie zawiózł do Warszawy:

Dzisiaj dla odmiany byłem w przychodni naszego świętego doktora P i czekałem z pewnym chłopakiem z powodu Jego choroby. Jeżeli ktoś wie co to nerwica lękowa to rozumie. Wynudziłem się jak mops, przeczytałem nieco starych gazet ale.. Było warto, bo po tym wszystkim usłyszałem: dziękuję, że ze mną pojechałeś.

pisze Tomek, który w Warszawie przejął pałeczkę i zawiózł gościa do lekarza. Andrzej w tym czasie bronił licencjatu. Gratulujemy!
Czwartkowy wyjazd mi się upiekł, bo zapraszający nie mogą się chyba dogadać i odwołali. Z tego skorzystał Artur. Już wczoraj pod wieczór cały zespół “wujków” upocił się, żeby hrabia wlazł do basenu, a dzisiaj poszło sprawniej i facet chlupnął po 15 minutach niezdecydowanego chwiania się na drabince. A potem już było dobrze. Zaczęliśmy wcześniej i było cieplej. No i Gosia pływała razem z nim. Szczyt szczęścia! Potem było leżakowanie na słoneczku. Saint Tropez wysiada.
hrabia w Saint Tropezochcin

W kolejce czekali mieszkańcy. Słysząc ich radosny śmiech pośród plusków, a basen jest 2 metry od mojego okna, pomyślałam, że nie ma piękniejszej muzyki niż śmiech ludzi, którym od dziecka raczej do śmiechu nie było. Taki śmiech przegania diabła gdzie pieprz rośnie. 
Chłopaki pracują na upale po 10 godzin. Budowy, pole, ogród. Tak dobrej ekipy nie widział Zochcin od lat. 
Żeby nie było tak słodko, to sławny kontener dla rodziny, co ma 2 cm na głowę powierzchni do mieszkania, miał wylądować wreszcie na ich podwórku. Ale u nas zawsze pod górkę. Jak już podwórko wyschło, to dźwig gminny się popsuł. Znowu kicha. Inżynierze, nie wiem jak to wytrzymujesz. 
I wiadomość z ostatniej chwili: cały autokar młodych z gimnazjum w Mominie/nie wiecie, gdzie to jest?zobaczcie w internecie, że w tej wiosce w średniowieczu szpital był dla biedaków/ pojechał dzisiaj do Warszawy. Do tej szkoły trafiła kasa  wygrana przez naszego Przyjaciela-profesora w telewizyjnym konkursie, a kolejny Przyjaciel, co jest też przyjacielem profesora, prowadzi stowarzyszenie dla dzieci niepełnosprawnych. Sam ma takiego syna. I owo stowarzyszenie- Dobra Wola się nazywa- robi wielką imprezę z koncertem. I tam właśnie pojechały dzieciaki z Mominy i jednocześnie – z naszej świetlicy, bo to nasza szkoła rejonowa. Światy tak różne przenikają się wzajemnie i mosty zamiast murów powstają. 
Nad-obowiązkowo

Dwóch zakonników przechadza się po ogrodzie. Jeden milczy, spragniony ciszy, drugi wzdycha głośno:
-Panie dziękuję Ci za słońce, dziękuję Ci za niebo, dziękuję Ci za żabki, dziękuję Ci za drzewa ….
Zaczyna być to denerwujące. Nagle mały ptaszek przelatuje nad ich głowami i spuszcza gówienko wprost na głowę gadatliwego braciszka. Ufff, chwila ciszy, brat obciera chustką głowę, ale zaraz wznosi wzrok do nieba i wykrzykuje:
-Panie, dziękuję, że nie dałeś skrzydeł krowom!


Pomóż mi Panie stać się świętym
Pomóż mi odkryć, że wzywasz mnie do świętości.
Oh, wiem, jestem daleko od doskonałości;
stale mam przed oczami moje grzechy.
Ale świętość dla Ciebie
to nie jest stan, to wędrówka.
Nie chodzi o to, żeby należeć do elity,
która ma prawo do posągu w kościele.
Chodzi o marsz z Tobą poprzez codzienność
drogami prawdy, życia, drogami radości.
Zatem, tak, pomóż mi być prawdziwym,
z sobą samym, z innymi, z Tobą.
Jak sól objawia smak potrawy,
jak słońce objawia kolor rzeczy,
Pozwól mi być na drogach moich braci
objawicielem skarbów,
a napełnisz mnie radością.
Tak Panie, pozwól mi odkrywać każdego dnia
z Franciszkiem Salezym, Janem Bosco i Dominikiem Savio,
że świętość brzmi radością.
Pozwól mi, na drogach moich braci
być świadkiem Twojej radości.
Tak, Panie, jeśli Twoja radość mnie ogarnie
,                                                                    

moje życie stanie się drogą świętości. 




ks.J.M Petitclerc-wychowawca młodzieży ulicy