Mamy z dziećmi nie trafiły do nas z kaprysu czy szukania łatwego życia. Trafiły, bo musiały uciekać przed przemocą. Bo mama sobie nie radzi, słaba, z problemami, często po prostu chora. Bo mama, kiedy była dzieckiem to nim nie była. Była wystraszona, często głodna, czasem bita. Widziała przemoc. Nikogo nie obchodziła, oprócz przypadków, kiedy obchodziła za bardzo- w równie bardzo złym sensie. Bo i takie historie bywają.


O tatusiach nie ma co rozprawiać. Bywają wyjątki. Samotni ojcowie porzuconych przez matki dzieci. Jak W. z dwoma córeczkami. Przyjechał z Ukrainy. Mama uciekła z kochasiem do….Rosji. Jemu udało się odwalczyć dzieci. Przebyli ponad 2 tys.kilometrów i wylądowali w Polsce. Małe panienki są żywiutkie, oj bardzo! A bez względu na porę, kiedy do nich zajrzę, w mieszkaniu porządek, jakiego ja nigdy u siebie nie miałam. Dzieciaki czyściutkie, nakarmione, wybawione. Tata na medal.


Dzieci ukraińskie. Wyrzucone przez zbrodniarza, który rozpętał wojnę, ze swoich domów, szkół, przedszkoli. Oderwane od ojców, kolegów, dziadków, cioć, którzy tam zostali.


Dzieci uchodźców, te z lasów i bagien. Po tysiącach kilometrów tułaczki przerzucane przez płoty. Dzieci o innym kolorze skóry. Wyszydzane w szkole, tak, w dzisiejszych czasach, w Polsce.


Wreszcie, choć może powinno być na początku o nich: dzieci niepełnosprawne. Te, których rodzice nie chcieli, bo “wybrakowane” i te kochane, o które walczą jak lwy. O każdy dzień, o pieniądze na pampersy, wózki, rehabilitację, wsparcie.

Artur- zawsze pozostanie dzieckiem- zależnym, bezradnym i kochanym.


W piątek próbowaliśmy dodzwonić się do służb odpowiednich, żeby pilnie zabezpieczyć dziecko. Cóż, długi weekend, państwo nie działa.


Nasi dorośli mieszkańcy są często ofiarami złego dzieciństwa. Nie-kochani, nie-oczekiwani z wytęsknieniem przez matkę i ojca przez 9 miesięcy. Wychowankowie sierocińców lub rodzin zastępczych. W rodzinach znaleźli się zbyt późno, żeby nie mieć ran. Nie potrafią żyć. Tęsknią za miłością, ale nie potrafią kochać, nawiązać relacji. Często uciekają całe życie. W alkohol, narkotyki, seks lub, po prostu przed siebie. Są zdziwieni, kiedy pokazujemy, że nam na nich zależy. Nie ufają. Niektórzy znajdują drogę do domu Ojca, który kocha bezwarunkowo i na zawsze.

Boże Ciało w warszawskim domu MB Serdecznej.


Rany z dzieciństwa nie da się wyleczyć. Można tylko zszyć. Blizna pozostaje. Blizna braku miłości i ciepła. Blizna “nikomu na mnie nie zależy”. Blizna “jestem niczym”.


Dla niektórych dzieci chwila w naszych domach jest jedynym dobrym momentem dzieciństwa. Tak mi powiedział chłopak, który trafił do nas kiedyś z matką. Odeszła od nas i oddała dzieci do domu dziecka. Potem się totalnie pogubiła. Dlatego staramy się dać tę chwilę. Czasem jednak, dla dobra dziecka, trzeba oddzielić je od matki. To dla nas zawsze trudna i bolesna decyzja. Bo znamy ciąg dalszy. Jak wyżej.

Cerujmy rany i nie rańmy. Nie o prezenty chodzi. O obecność w miłości. Niektórzy nasi stypendyści dziękują nie tylko za pieniądze, ale przede wszystkim za to, że ktoś się zainteresował ich losem. Ktoś ich zauważył.

Z oczywistych względów zdjęć z dziećmi z dzisiejszych imprez w naszych domach nie zamieszczam.

zostaw komentarz