Ostatnia z wakacyjnych wycieczek dla dzieci z Zochcina i nie tylko. Był już Sandomierz, Pacanów, a tu-Krajno. Bo u nas, w Świętokrzyskim, jest najpiękniej. Dziękujemy sponsorom, Ewelinie, która wszystko ogarnęła i wolontariuszom.
Taka polsko-ukraińska mieszanka. Reszta czasu – w basenie. Po raz kolejny widzę, że pomysł basenu, choć wydawał się szereg lat temu kosztowną, jak na nas, ekstrawagancją, był hm…ewangeliczny. Ubóstwo to nie skąpstwo, a przyjemności w życiu potrzebne. Zwłaszcza tym, którzy mają ich niewiele lub wcale.
Minęło Święto Wniebowzięcia i przy okazji – zryw patriotyczny. Cóż, mój dziadek zginął w wojnie 1920, nie w Warszawie, lecz pod Żmerynką. Lat miał 22. Ludzkie szaleństwo trwa w najlepsze i ludzie giną tysiącami, a ci, co /jeszcze/ żyją- cierpią. Wiktor wrócił z rodzinnego Żytomierza. Odwiedził tamtejszy cmentarz. Morze grobów. Ten sam zabójca.
Pozwalamy sobie na nienawiść, pogardę, walkę niszczącą drwiną. Wydaje się, że to nie amunicja. Niestety, to ciężki kaliber, prędzej czy później niosący śmierć. W szkole, pracy, kościele, autobusie i rodzinie. Dzieci i dorośli, ale winni są ci drudzy. Dają przykład. Jak wszystko wolno to i dzieciom też. Zacznijmy wychowywać do pokoju. To nie znaczy do bezbronności i zamiatania zła pod dywan.
Jedyna walka, jaką można i trzeba toczyć to walka o życie i miłość. W tej chwili, na szczęście- bez strzelania prawdziwą amunicją. To walka o miejsce dla każdego, kto chce tu żyć z nami pod polskim niebem /żeby było patriotycznie/. O miejsce dla najsłabszych i tych, którym się nie powiodło. Może w życiu zrobili mniej głupstw niż ci, co brylują, ale mieli mniej szczęścia, byli słabsi lub gorzej się urodzili. Ta walka może kosztować. Czasem- życie. A często przykrości, niezrozumienie, może utratę stanowiska czy pracy.
Kiedy po południu, 15-tego sierpnia, szłam przez naszą wspólnotową piękną, choć skromną wioskę i słyszałam radosne krzyki dzieci, widziałam mieszkańców- różny wiek, narodowość, zdrowi i nie bardzo, siedzących wokół domów, małego Bogdana w samochodziku pod opieką dziadków, uchodźców- to może był kawałek Nieba, o którym marzymy i na które czekamy. Każdy z nas nosi w sobie ból i cierpienie. Oby te chwile były ukojeniem tu i teraz w oczekiwaniu na życie po tamtej stronie. To nasza republika biedaków. Tu uczymy się żyć w pokoju.
Prawie jak w Niebie
Niech fotki nie zmylą: my tu ciężko pracujemy w tym Zochcinie! Dzika też zmęczona- przynosi mi dziennie 3-4 myszy.
Piękny, mądry, ciepły tekst.
Kolejna lekcja jak żyć.
Płynie od Siostry spokój, który niesie ukojenie.
Dziękuję.
Cudnie czytać ten “raport”z życia.
Serdeczności dla Siostry,pracowników i podopiecznych.
Szczęśliwi ci, którzy dostali się pod opiekę Siostry, ale byłoby im jeszcze lepiej gdyby mogli wrócić do siebie i do swoich