Artur wrócił po tygodniu balowania w stolicy z Mikim i Gabrysią. Od drzwi oznajmił “starczy Szańska” co oznacza, że wystarczy już pobytu na Łopuszańskiej. Synek kazał natychmiast rozpakować torby i włożyć ubranka do szafy, co miało go upewnić, że nigdzie nie wyjeżdża. No, przynajmniej na razie. Co nie znaczy, że się dobrze nie bawił, ale w domu zawsze najlepiej. Ula-labradorka odzyskała prawo do spania w łóżku, bo to z Arturem para nierozłączna. Do spania i jedzenia.

w domku na własnym, wspólnym legowisku

Nie, Artur nie je z psiej miski! To ona zjada z nim śniadanko i, ku zgrozie mojej, najlepsza wędlinka ląduje w czarnym, łakomym pysku. Kupuję więc tańszą kiełbaskę i podsuwam synkowi, żeby podał pieskowi. Nikt nie jest w stanie oprzeć się błagalnemu spojrzeniu czarnych ocząt. Pozostałe sierściuchy też oczywiście muszą coś dostać, bo u nas wszyscy mają równe prawa.


Pani z Krakowa, co spała na klatkach schodowych – przywieziona przez dobrych ludzi, nagle ozdrowiała i wróciła do miasta swojego na własne żądanie i na własnych nogach. To znaczy na nogach wsiadła do pociągu. A w naszym domu była leżąca. Zew krakowski i, generalnie, wielkomiejski. Wiosna cudów! Pani ma raczej “głowowe” problemy, ale wygląda, że sobie poradzi. I chyba….. nie jest wcale bezdomna.


Niektórzy mieszkańcy domu dla chorych, tego nowiutkiego, ci, co głowy nie mają, już by wrócili na stare śmieci, czyli do nędznych warunków poprzednich. “Bardzo tu dobrze na tych wczasach, ale my chcemy już do domu”. Cóż, musicie się kochani przyzwyczaić, że to jest wasz dom. Ileż to razy ludziom żyjącym w starych, rozsypujących się chałupach proponowaliśmy, że coś zrobimy, żeby lepiej żyli. Ileż walk stoczyliśmy zanim udało się wyremontować czy wręcz kupić lepsze domy. Ludziom ubogim czasem nie mieści się w głowach, że można inaczej. Stracili nadzieję i ograniczyli swoje potrzeby do minimum, żeby przeżyć. Dopiero po jakimś czasie zaczynają doceniać zmianę.


W czwartek szłam wieczorem krokiem dziarskim do kuchni z radosną myślą, że oto moment spokoju i wszystko wszędzie działa. Zadzwonił Krzysztof. Siedzi biedak w izolatce z obrzydliwą infekcją. Kaloryfery nie działają! Nie ukrywam, że nieco się nadąsałam na Opatrzność, że może wystarczy, że może choć jeden wieczór bez przygód. Szukanie elektrycznego grzejnika. Do rana musi wystarczyć. Na szczęście tylko ktoś przekręcił programator na piecu. Mamy samych “majstrów” i “specjalistów od wszystkiego”. Wizja kupna nowego pieca na razie oddalona. Ten ma 23 lata i ledwo zipie. Może dociągnie do końca sezonu.


Telefony od starszych, schorowanych ludzi, którym po opłaceniu rachunków i leków nie wystarcza na chleb. W Krakowie Tomasz rozwozi paczki, my tutaj, w Zochcinie. Podrzucamy też trochę siostrom Klaryskom z Sandomierza. Do ich drzwi pukają głodni, teraz dodatkowo uchodźczynie z Ukrainy, a siostry same cieniutko przędą. Nie dojedzą, ale się dzielą. Tym, czym my się dzielimy, a z nami wielu. Taki łańcuch.


Mamuśki dwie zapiły. Oczywiście policja, kurator, bezradność służb, bo nie ma miejsc w rodzinach zastępczych, a w ogóle to trzeba dawać szansę. Tak. Ale nigdy kosztem dzieci. Dziecko na pierwszym miejscu. To, że mamuśka czy tatuś są biologiczni, nie znaczy, że nie krzywdzą własnego dziecka. Niestety. Dziecko musi mieć bezpieczny dom.


Święto Zwiastowania, dzisiejsze, to święto spotkania. Można nie zauważyć Anioła, można mu powiedzieć- nie mam czasu, nie chcę, boję się, a w ogóle, to cię nie znam i spadaj, nie zawracaj mi głowy. Można też rozpoznać znak wezwania do przygody miłości z Bogiem. Jak często stają przed nami anioły z zaproszeniem: chodź, nie bój się, pomóż Bogu przemieniać świat. Zwyciężymy zło dobrem. Nie obiecuję, że będzie lekko, ale zrobi się nieco piękniej. Anioł taki może mieć twarz dziecka, starca, chorego, bezradnego.

Zwiastowanie
Matthias Stom XVII w