Chrystus Król
Jean-Georges Cornélius (1880-1963)
Dzisiaj uroczystość państwowa. W Boskim Królestwie oczywiście. Na Potrzebnej zbiorowe pieczenie ciasta z  wolontariuszami. Nie było zadymy, ani podpaleń i petard. Wczoraj zaś zmarł tam człowiek. Przywieziony ze szpitala z rozpoznaniem ran na nodze. U nas wymyty, nakarmiony, opatrzone rany. Następnego dnia odszedł cicho do Królestwa. Dzięki interwencji głównego koordynatora medycznego chyba nawet kraju, nie tylko miasta, udało się Reni wydzwonić lekarza, żeby przyjechał i stwierdził zgon. Lekarz nie tylko stwierdził zgon, ale, o dziwo! stwierdził jeszcze fakt oczywisty: na rany na nodze na ogół się nie umiera. I wezwał prokuratora, stwierdziwszy, że ze szpitalnej dokumentacji jasno wynika, iż człowiek powinien być przyjęty na oddział, a nie odesłany do schroniska, bo był ciężko chory. Pan zmarł w czystym łóżku, dzień po swoich 60-tych urodzinach. Tyle my mogliśmy dla niego zrobić. I msza była i koronka do Miłosierdzia Bożego w intencji solenizanta. Niestety pośmiertnie. 
Inny pan, całkiem według służb różnych zdrowy, co go nie chcieli przyjąć ani do domu pomocy społecznej ani do innych placówek leczniczo-opiekuńczych, na szczęście zdemolował szpital psychiatryczny i może trafi wreszcie pod skrzydła właściwych instytucji. Schroniska dla ludzi bezdomnych są często wykorzystywane przez owe służby jako tania „przechowalnia” ludzi, którzy powinni być pod opieką wyspecjalizowanych, państwowych instytucji. 
To my musimy załatwić człowiekowi wszystko: dokumenty, leczenie, orzeczenie o niepełnosprawności, dochód czyli rentę albo zasiłek i dopiero wtedy możemy starać się o umieszczenie człowieka w domu opieki.  To trwa wiele miesięcy, a nawet kilka lat. A potem zaczynają się schody. Bo za taki dom płacić musi gmina, z której się pochodzi. Reszty dopisywać nie trzeba, sami rozumiecie. Pewna pracownica socjalna z małej , wiejskiej gminy błagała, żebyśmy nie występowali o dom pomocy dla naszego mieszkańca, bo ją wójt z pracy wyrzuci. Gmina jest na skraju bankructwa. 
Żeby było optymistycznie, to jeden z naszych, z zespołem Korsakowa, czyli człowiek hm….bez kontaktu trafił do zwykłego szpitala z innych powodów.  I tam lekarze sami powiedzieli, że już do nas nie wróci, bo nie jesteśmy od tak trudnych przypadków i umieszczą pacjenta w odpowiedniej instytucji. Nam odmawiano miesiącami. W każdym miejscu można być lub nie być przyzwoitym.
A Inżynier właśnie wrócił z Warszawy, gdzie w Mariocie na kiermaszu handlował w towarzystwie młodych, a jutro czym świt czeka go rozładowywanie wraz z zochcińskimi chłopakami TIR-a od przyjaciół z Holandii. Stara gwardia ma jeszcze powera! 
Nad-obowiązkowo
bł. Abuna Jacob 1875-1954
Jakub z Ghaziru

Doskonale wykształcony- wstąpił do Zakonu Kapucynów w Libanie. Najpierw zakładał i kierował licznymi szkołami w górskich wioskach, robiąc setki kilometrów piechotą. Gorliwy apostoł. Wybudował Sanktuarium Krzyża i Matki Bożej Morza jako miejsce pielgrzymek i odnowy duchowej ludzi udręczonych I wojną światową. Przygarniał tam starych i chorych kapłanów. Założył zgromadzenie sióstr, które kontynuowały tę pracę i stworzone przez nie i księdza domy w 1946 roku miały już 400 podopiecznych, nie tylko księży, ale ludzi ze wszystkich środowisk, chorych, ubogich, bezdomnych i sieroty. Ostatnim jego dziełem było hospicjum i sanktuarium Chrystusa Króla. Kasy nigdy nie miał, więc  Opatrzność musiała być w pogotowiu 24/24, żeby za nim nadążyć. 

Hospicjum i sanktuarium Chrystusa Króla
„Każdy, kto szuka Nieba ale  bez cierpienia
 jest jak człowiek, który chce coś kupić bez pieniędzy”-
bł.Jakub