Napoleońskie wojny to mały pikuś wobec zadań obronnych jakie stoją przed nami w związku z epidemią. Zabezpieczenie armii, stały ubytek personelu wziętego do niewoli przez kwarantannę albo konieczność siedzenia w domu z małymi dziećmi, logistyka transportowa i ratowanie ludzi z ulicy oraz wsparcie wojsk będących w koalicji, czyli jak my coś mamy, to dzielimy się z innymi organizacjami. Koalicjanci z nami także. Niestety nie możemy opodatkować ludności, więc także troska o skarbiec. To walka, jaką toczy mnóstwo ludzi na świecie, w tym my we wszystkich domach. Oby nie skończyło się klęską, jak w Rosji.


Na razie tylko w jednym miejscu jest wróg. Uruchamiamy rezerwy w postaci testów genetycznych, które udało mi się złapać. Pytacie, czy system pomaga. Odpowiedź brzmi: nie. Pytacie, czy ludzie są dobrzy. Odpowiedź brzmi: tak. Pani ze sklepu z koncentratorami tlenu trzyma jeden, ostatni, w objęciach i czeka pół godziny na Andrzeja, który gna przez miasto na sygnale prawie. Dzieciaki z przedszkola przygotowały prezenciki dla naszych mieszkańców z Jankowic i dołożyły rysunki, żeby im nie było smutno. Ktoś nam spuszcza z ceny za kombinezony ochronne, wielu dorzuca do garnka. Lekarz, który godzi się zoperować pacjenta z innego miasta, bo tam wszystkie szpitale albo zarażone albo zapchane. Nie sposób opisać wszystko. Arturowi mojemu ktoś przysyła “lezenciki”, a w zamian mama z dwoma autystykami dostaje od nas materace, podkłady i….sławne klamki na szyfr.

Grzegorz, nasz Syryjczyk, chory jest, więc wyciągam torebkę suszonych fig- przysmak Grzesia, którą ktoś z dalekiego kraju przysłał w paczce. I od razu inna buzia!


Ada z Misji Kamiliańskiej otworzyła miejsce buforowe dla osób z ulicy. Przyjęła kobietę, a ona samych chłopów ma, więc Ola z naszego domu dla kobiet przyszykowała pakiet “babski” i jutro zawiezie.

Kontenery przy domu dla chorych na Gniewkowskiej już stoją. Będzie cieplej niż w namiotach, w których testuje się ludzi bezdomnych spoza schroniska. U nas jest tak ciasno, że w żadnym warszawskim domu nie da się wydzielić izolatki.

Myślałam, że chociaż w schronisku dla kobiet, ale mnie Ola-szefowa- sprowadziła do parteru. W pokoju z osobną łazienką, przeznaczonym w zamierzeniu na izolatkę, mieszkają cztery panie: niewidoma-ledwo chodzi, chora na nowotwór- w trakcie chemii, trzecia z niedowładami i nasza “kultowa” pani Lodzia. Pani Lodzia jest z nami od zawsze. To znaczy dotychczas bywała. Teraz jest. Przychodziła z torbami pełnych zdobyczy ze śmietnika, z trudem dawała się wykąpać, albo i nie /wtedy spała na materacu w korytarzu/, jadła, a potem znikała na wiele dni. Teraz pani Lodzia się zestarzała, jest już długo, daje się powstrzymać przed wędrówką, a nawet przychodzi do stołówki i na telewizję. Natomiast nie da się z łóżka, na którym śpi, ruszyć. Jej ci jest i koniec. A pozostałe panie nie dadzą rady dojść z innych sal do łazienki, gdybyśmy je przenieśli. I koniec tematu.


Czekamy z utęsknieniem na nowy budynek. Toż to będzie luksus. No i członkowie Wspólnoty oraz opiekunowie nie będą spać, jak teraz, w piwnicy. Uff! Może dożyję, za dwa lata wg planu.

Na wsi natomiast izolatkę mamy, w Jankowicach. Z Zochcina przewieźliśmy tam pana Zbyszka, bo nam podejrzanie na koronę wyglądał. Tak, na wszelki wypadek. Pan nijak w pokoju usiedzieć nie chciał, po domu wędrował, jakby nie rozumiał, a przecież w Zochcinie nie stwarzał problemów. I sprawa się wyjaśniła. Zochcin zapomniał przekazać instrukcję obsługi: Zbyszek jest głuchy i nie słyszał, co się do niego mówi. Po prostu. Jak Kuba się wytężył, wytłumaczył na najwyższych obrotach i Zbyszek wreszcie usłyszał, to załapał i zastosował się do wytycznych bez problemu. Wniosek jest prosty: do każdego człowieka trzeba znaleźć instrukcję obsługi. A wtedy z każdym można wejść w dialog. W końcu Pan Bóg kocha nas indywidualnie, nie zbiorowo.

Nad-obowiązkowo

Co osiągnęliśmy?
Co zdobyliśmy?
Nic
Albowiem nie wykarczowaliśmy wnętrza naszego
Do samych korzeni,
Aby uczynić w nim miejsce dla Ciebie
Panie.
Dlatego nad nami gwiazdy krwawiące,
A w nas prawo moralne
Zmiażdżone.

R.Brandstaetter Księga Modlitw wyd.W Drodze

Chcę usprawiedliwić, udowodnić, przekonać.
I wywijam argumentami,
Mierzę wysoko, by poruszyć wyobraźnie lub drażliwość bliźniego,
On zaś grzecznie albo gwałtownie wywija mi się, a ja
pyszałek, na próżno tracę siły.

Spraw, Panie, żebym był cierpliwy i żebym szanował innych;
Żebym kochał i cichutko się modlił,
Siedząc na progu i czekając, aż bliźni otworzy mi swe drzwi.

M.Quoist Modlitwa i czyn wyd.SS Loretanek