Jeszcze kilka osób na urlopach, co oznacza, że kilka innych ma więcej roboty, i powrót do normalności. Takiej koronawirusowej. Pięciu kleryków rzeszowskiego seminarium pracowało jak mrówki w Jankowicach. Nawet pampersy zmieniali! Okna myli i w ogóle fajne są! I wcale nie kaprysili! A Marysia-wolontariuszka, która wyższe studia wypasione ma, doskonale sprawdzała się w pralni. Zawsze mówię, że obsługa pralni wymaga inteligencji i wiedzy. /W Nagorzycach piorę ja, nie chwaląc się obiema. Taka skromna już jestem/.
Z wolontariatem „dochodzącym” w Warszawie mamy problem ze względu na epidemię. Bardzo nam naszych Przyjaciół tam brakuje, ale musimy przeczekać.
Pani, której dowozimy jedzenie-bezrobotna, bezskutecznie szuka pracy, syn niepełnosprawny, ale w stopniu lekkim, czyli na rentę się nie załapuje, na pracę też. Okazuje się, że nie mają łóżek, pościeli….Szybka akcja kilku osób z Jankowic i Zochcina. Dowiezione.
Piątek, przed 15-tą. Telefon z Krakowa. Widzę, że stacjonarny. Kobieta bezdomna. Domyślam się, że dzwoni z jakiejś instytucji. Pytam skąd dzwoni. Ze znanej fundacji charytatywnej. Możemy przyjąć, ale w Zochcinie. Na kwarantannę, a po niedzieli test. Oczywiście nie ma kobieta kasy na bilet. Pracownik socjalny instytucji nie może ani dać /księgowość nieczynna/ ani nawet pożyczyć prywatnie 50 zeta. Oddałabym natychmiast przelewem na konto. Nie, bo straci pracę. Tłumaczę, że pani będzie musiała zostać na ulicy do poniedziałku. Nie pomaga. Dzwonię do naszych na Bronowicach. Błażej akurat był, bo Miki zajęty. Pojechał, kupił bilet, wsadził w autobus. Dawno „po godzinach”. Jakoś Boska Księgowość stale czynna.
Parę miesięcy temu personel naszego schroniska dla kobiet zrzucił się na hotel dla bezdomnej rodziny. Była sobota, ludzie nie mogli u nas zostać, bo nie było dla nich miejsca. Nie, nie straciły dziewczyny pracy. Wręcz przeciwnie. Byłam z nich dumna!
Uchodźcy z Białorusi, którzy właśnie kończą kwarantannę stali na warszawskiej ulicy. Szybka akcja w piątek wieczór- znowu nasi pracownicy, mieszkańcy i – mieli dach nad głową. Po godzinach, o ile u nas jest jakieś „w godzinach”.
Bo żeby nie wiem ile było miłosierdzia w nazwie, jeśli nie ma tam człowieka miłosiernego, to na nic wielkie szyldy. A miłosierdzie nie da się wcisnąć w godziny urzędowania ani w systemy czy przepisy. Ubodzy i ludzkie nieszczęścia mają to do siebie, że stają przed nami nieoczekiwanie. Bez względu na weekend, godziny przyjęć czy święta. I Chrystus pyta: „no i co ze Mną teraz zrobisz? ”
Opowiadał mi kiedyś pewien watykański purpurat historyjkę:
Z okazji Roku Miłosierdzia w rzymskim męskim klasztorze /nazwę zakonu znam, ale litościwie nie podam/ postanowiono zrobić coś dla ludzi bezdomnych. Wynajęto catering i codziennie pod bramą klasztoru firma wydawała posiłki ubogim, a zadaniem nowicjuszy było…..obserwowanie z okna, czy dobrze to robi. Firma, nie zakonnicy.
Można i tak. Miłosierdzie wymaga czujności na spotkanie z drugim, wymaga porzucenia planów i schematów. Wymaga także wyrzeczenia, choćby zostania w pracy nieco dłużej. No i zawsze niesie ryzyko. Choćby bury od szefa. Zysk: dzisiaj chłopaki z Krakowa, ja, Wowa i młody Natan-mieszkaniec, mamy prawo do ciepłego, czystego łóżka. Bo pani śpi w takim samym. Razem to zrobiliśmy.
Lekarz w Krakowie odesłał nam do domu człowieka z wykrytą gruźlicą. Z zaleceniem, że ma chodzić w maseczce. Błażej raz jeszcze zawiózł człowieka do lekarza. Tym razem była pani doktor. Złapała się za głowę. Pacjent czeka teraz na miejsce w szpitalu. Lekarka sama to załatwiała, żeby było szybko. Ale do tego musiał pojechać do Krakowa z Jankowic Błażej. Miki sam prowadzi tam dom i jest tak zarobiony, że nie ma czasu na wielogodzinne tkwienie w przychodniach. Błażej to nasz mistrz w pokonywaniu służby zdrowia. Jest nieusuwalny z izb przyjęć, SOR-ów i innych miejsc odrzucania bezdomnych pacjentów.
Czy organizacje pozarządowe, a tym bardziej chrześcijańskie nie powinny być „siłami szybkiego reagowania”? W większości takie właśnie są. Ale od lat obserwuję skłonność niektórych do ewolucji w kierunku skostniałych, sformalizowanych instytucji czy wręcz korporacji. Instytucji zaś mamy po kokardę. Miłosierdzia ciągle nie starcza. Takiego z wyobraźnią.
RES SACRA MISER- nieszczęśliwy jest rzeczą świętą. /Seneka Młodszy (4 p.n.e. – 65 n.e.), oczywiście nie-chrześcijanin /
Nadobowiązkowo
Twarz Chrystusa
/Krucyfiks z Kościoła św.Marcina
w Warszawie, spalony w czasie Powstania./
Chrystus głosem bardziej łagodnym i serdecznym przemówił:
-…..możesz nakładać mi twarze, ale takie, na które ja się zgodzę….
Tylko nieliczni, bardzo nieliczni poważyliby się przyłożyć do mnie te twarze , których ja się domagam.
-Czy masz w pobliżu fotografię twego wroga? Tego, który ci zazdrości i nie daje ci żyć. Tego, który zawsze i wszędzie źle mówi o tobie? Tego, który tobą gardzi. Tego, który cię zrujnował. Tego przyjaciela zdrajcy, który podstępnie podstawia ci nogę. Tego, któremu udało się usunąć cię ze stanowiska, które zajmowałeś.Tego, który cię podle zniesławia. Tego, który cię wyrzucił na ulicę wbrew wszelkiej sprawiedliwości. Tego, który pisze na ciebie donosy. Tego, który wtrącił do więzienia twojego brata. Tego, który skorzystał z wojny, żeby zabić twojego ojca…
-Czy zapamiętałeś dokładnie twarze trędowatych, ludzi anormalnych, upośledzonych umysłowo, żebraków brudnych i cuchnących, szaleńców, śliniących się…
-Czy chcesz mi powiedzieć, Chryste, że to są także Twoje twarze? I żebym Ci je nakładał?
-Naturalnie! I będziesz mi je nakładał.
Rozważ dokładnie jeszcze tę ostatnią listę i nie zapomnij żadnej twarzy. Masz nałożyć mi twarz bluźniercy, samobójcy, degenerata, złodzieja, pijaka, zabójcy, zbrodniarza, zdrajcy, rozpustnika, prostytutki…..
I czy dziwi cię to, że ich toleruję i że chcę ich mieć na mojej twarzy? Czy nie wiesz, że ich noszę w mym sercu, a to jest o wiele więcej niż nosić ich na obliczu. Nie wiesz, że dałem za wszystkich moje życie? Za wszystkich! Słyszysz? Za wszystkich!
wg. Ramon Cue Romano SJ-„Mój Chrystus połamany” , Częstochowskie Wyd.Diecezjalne