Kilka dni zajmowałam się remoncikiem, co robić będę chyba jeszcze zza grobu, więc setki maili pozostało nieodebranych. Remoncik skończony, maile odebrane. Jedno i drugie są jak Boże Miłosierdzie- nieograniczone. Nie liczę na zwolnienie, a emerytura nie chroni, tylko jakoś wolniej mi to idzie niż 10 lat temu.


Rozmowy z młodymi. Są naprawdę wkurzeni. Na zło i jego ukrywanie w Kościele. Zło co prawda jest i będzie, ale jesteśmy po to, żeby na nie nie przyzwalać, bronić przed krzywdą, samemu stale się nawracać do dobra. Najbardziej boli milczące przyzwolenie tych, którzy wiedzą, widzą i ……nic. Jest też zasadnicza różnica między kradzieżą cukierka a zniszczeniem życia dziecku, poniżeniem, zabraniem niewinności.


Jeśli ktoś tego nie rozumie, to nie powinien być przełożonym w Kościele. To miliony zwykłych wiernych i tysiące porządnych kapłanów musi świecić oczami przed ludźmi za przestępców ubranych w godność kapłańską, a co za tym idzie- niejako nas przed światem reprezentujących. Bo Kościół kojarzy się właśnie z biskupami i księżmi, zakonnicami-tym, jak to nazywam “naziemnym personelem”. Chociaż i to trzeba by zmienić w naszym o Kościele myśleniu: Kościół to wspólnota. To każdy z nas. To Ciało Chrystusa. Ból i cierpienie jednego, jest bólem i cierpieniem wszystkich, zło jednego niejako brudzi nas wszystkich, a dobro jednego jest naszym wspólnym.


Są jednak pasterze. Powołani do prowadzenia ludu. Gdzie oni są? W grę wchodzi krzywda bezbronnego i ….nawrócenie grzesznika, który krzywdzi. Bo nie ma grzechu, z którego mocą Bożą nie można się podnieść. Ale jeśli jest milczące tolerowanie, to jak zło czyniący ma się otrząsnąć i nawrócić?


W historii Kościoła, która jest wpleciona w historię ludzkości, były momenty tragiczne. W takich chwilach znajdowali się wielcy pasterze, ale także nędzni i źli. Wtedy Bóg powoływał zwykłych ludzi- mężczyzn i kobiety, świeckich i zakonników do dobrej roboty, mimo słabych pasterzy. To oni przemieniali świat. Czasem płacili za to cierpieniem, odrzuceniem, życiem. Bywało, że z rąk lub za przyzwoleniem złych pasterzy.

Ale uwaga: każdy dorosły chrześcijanin jest niejako pasterzem powierzonych mu owiec. Rodzice – wobec dzieci, nauczyciele- wobec uczniów, szef korporacji- wobec pracowników, lekarz- wobec pacjentów, dziennikarz- wobec słuchaczy czy czytelników, polityk- wobec społeczeństwa. Każdy z nas ma swoje owieczki. Nawet pani sklepie-ma współpracowników i klientów. Nikt nie jest samotną wyspą. Dokąd je prowadzimy, jaki przykład dajemy, jak się o nie troszczymy? To nie są żadne żarty. To najprawdziwsza odpowiedzialność, z której, chcemy czy nie, wierzymy, czy nie-będziemy rozliczeni. Często tu, na ziemi, a z pewnością po tamtej stronie.

Pasterz to nie więzienny nadzorca. Tu wzorem jest Chrystus. Miłosierny, cierpliwy, ale kiedy trzeba- stanowczy. Władza jest bowiem służbą. Każda. Ta malutka i ta wielka. Bez wpatrywania się w Chrystusa staje się albo tyranią albo anarchią. Obie prowadzą do upadku i zniszczenia. Zarówno tyranów i anarchistów jak i im podległych ludzi. Tej służby uczymy się całe życie. Podjąć ją można w imię miłości. Wszelkie inne motywacje posiadania władzy źle się kończą. Ćwiczyliśmy to w historii, ćwiczymy nadal. W imię skądinąd słusznych haseł sprawiedliwości, równości, braterstwa życie traciły miliony, a cierpiało jeszcze więcej.


Czy to znaczy, że sprawiedliwość, równość, braterstwo zawiodły? Nie. To zawiodły metody ich wprowadzania, w których człowiek był niczym wobec idei. Chrystus nie jest ideą. Jest Miłością. Miłosierdziem, Pokojem, Pojednaniem. Jest moim Bratem i w moim bracie i oczywiście- siostrze.

Nad-obowiązkowo

Jest robota.

Można zaczynać od dołu i, przypadek po przypadku, walczyć o to, co jest najbardziej konkretne i lokalne, aż po najdalszy zakątek kraju i świata, z taką samą troską, z jaką podróżnik z Samarii podchodził do każdej rany poranionego człowieka. Szukajmy innych i bierzmy na siebie powierzoną nam odpowiedzialność za rzeczywistość, nie obawiając się cierpienia czy bezsilności, ponieważ w tym znajduje się całe dobro, jakie Bóg zasiał w sercu człowieka. Trudności, które wydają się ogromne, są okazją do wzrostu, a nie wymówką dla biernego smutku, który sprzyja poddaniu się. Ale nie czyńmy tego sami, pojedynczo. Jak Samarytanin szukał gospodarza, który mógłby zaopiekować się tym człowiekiem, tak i my jesteśmy wezwani do zaproszenia i spotkania się w „nas”, które jest silniejsze niż suma małych indywidualności; pamiętajmy, że „całość jest czymś więcej niż część i czymś więcej niż ich prosta suma”. Wyrzeknijmy się małostkowości i urazów, jałowych partykularyzmów, niekończących się konfrontacji. Przestańmy ukrywać ból strat i weźmy odpowiedzialność za nasze winy, opieszałość i kłamstwa. Pojednanie wynagradzające odrodzi nas i pozwoli nam samym i innym uwolnić się od lęku.” /Papież Franciszek Fratelli Tutti, mal.Aimé-Nicolas Morot/