W Medyni siedzimy w małej grupce. Mieszkańcy, Artur i ja. Oprócz Artura wszyscy co najmniej 50+. Zima, wychodzić się nie chce, chociaż dzielni panowie w liczbie dwóch, do Rzeszowa po mięso o siódmej rano pojechali, bo promocja, a p. Lodzia z p.Iwonką na spacery chadzają, jak je zmobilizuję. Ciasno. No i co? No i to, że nikt tu się z nikim poważnie nie kłóci, każdy, choć czasem koślawo i resztką sił i możliwości wózek swojego i wspólnego życia pcha do przodu. A każdy spod innej gwiazdy przecież. Nawet tutejsze psy: Bolek i Lolek arturowego mopsa Aloszkę życzliwie przyjęły. Nie wiem, czy gdyby mnichów czy mniszki zamknąć w takiej sytuacji, to taka zgoda by królowała. O politykach nie wspomnę, bo zbyt duże ryzyko. Od kogo zatem możemy się uczyć pokoju i braterstwa? Bardzo często od ubogich.
Nie nauczymy się jednak, jeśli nie zaczniemy żyć razem. Nie otworzymy drzwi i nie posuniemy się, ryzykując, że nasze poukładane życie przewrócić się może do góry nogami. Jeśli kurczowo trzymać się będziemy naszego stanu posiadania. Nie tylko materialnego, ale także naszego środowiska, sposobu myślenia, przyzwyczajeń. Dlatego łatwiej jest zamykać słabych w instytucjach niż żyć wspólnie. Dlatego łatwiej jest tworzyć instytucje niż budować wspólnotę. Ryzyko, owszem, jest. Wczoraj w domu dla chorych pielęgniarkę zaatakował chory psychicznie mieszkaniec. Ktoś inny znów coś ukradł, chociaż można u nas ukraść niewiele. No i co z tego? Trzeba wliczyć w koszta. Zachować zdrowy rozsądek. Jak zawsze w życiu.
Myślenie świata jest odwrotne. Myślenie świata opanowali silni. Tyle mówimy o prawie do życia każdego, w tym niepełnosprawnego człowieka. Do życia, nie tylko do narodzin. Prawo do życia to także towarzyszenie najsłabszym. I ich opiekunom. To także kasa, zwyczajnie, kasa …..Podział tortu tak, żeby słaby dostał najlepszą porcję. Powtarzam do znudzenia. Od lat. Silni wiedzą jednak lepiej, co nam, ubogim potrzeba. Silni uważają, że jak założę pisuary w domu dla chorych to owi chorzy będą szczęśliwsi. Jak wydam kasę na szkolenie czy studia pt.organizacja pomocy społecznej dla pracowników, to od razu nasi mieszkańcy będą w niebie. Silni na to kasy nie dadzą. Silni tylko wymagają. A ja twierdzę, że kawałek tego nieba za te pieniądze możemy im zapewnić w postaci np. wycieczki, ciasta, lepszego leczenia czy po prostu wspólnej zabawy, co akurat nic nie kosztuje. Poczucia, że nie są sami albo numerami w kartotece, co też jest za friko. No, może niezupełnie. Trzeba zapłacić własnym życiem czy własnym czasem, żeby być razem. Tego na studiach nie nauczą.
Kiedyś przywieziono starszego pana. Praktycznie nie chodził. Piotr karmił staruszka zupą. Po ostatniej łyżce Piotr zapytał: “Może pan chce jeszcze zupki?”. I dziadek się rozpłakał. Piotrek zgłupiał, ale dziadek szybko wytłumaczył: “Przebywałem w wielu placówkach i szpitalach. Nikt nigdy mnie zapytał, czy chcę jeszcze zupy. Rzucano mi talerz i po sprawie.” Nadmieniam, że Piotr nie kończył studiów z zakresu organizacji pomocy społecznej.
Tak, sukces według Ewangelii to braterstwo i pokój. Planując swoją życiową karierę trzeba wziąć pod uwagę, że słowo to oznacza w systemie Bożych wartości zupełnie co innego niż w oczach świata. Mycie bezdomnej, śmierdzącej kobiety zarezerwowane jest dla ministra w Królestwie Bożym. Minister po łacinie to znaczy …..sługa. Poświęcić komuś życie to nie pseudo-męczeństwo z zaciśniętymi zębami. To sprawić, żeby życie drugiego mogło być święte. To mu pokazać, że dla nas jest “święty” w znaczeniu najważniejszy, bo jest najważniejszy dla Najświętszego. A to niesamowita radość.
I jeszcze o myśleniu silnych. Myśleniu, które pozornie może się wydawać dobre. Wygląda to tak: stwórzmy dla słabych luksusowe instytucje, zapewnijmy wygórowane standardy. Wepchnijmy ich tam i problem z głowy.
I co się okazuje na końcu: standardy zbyt wygórowane nie zmieniają życia ubogich w takich instytucjach, które często pozostają zimne i anonimowe, ale powodują, że w końcu brakuje na nie pieniędzy i silni zaczynają narzekać, że słabi ich zbyt dużo kosztują. Duża część potrzebujących pomocy pozostaje więc poza jej zasięgiem. Sami słabi traktowani jak ciężar czują się ciężarem. Stąd droga prosta do eliminacji słabych.
PS Nie znaczy to, że fachowcy są zbędni i dobre serce wystarczy. Jesteśmy pierwszą organizacją, która w początku lat 90-tych zatrudniła w schronisku pracownika socjalnego, a dzięki nam problem bezdomności trafił wówczas na wyższe uczelnie. Pracują u nas, zatrudnieni lub jako wolontariusze: psycholodzy, pedagodzy, pracownicy socjalni, pielęgniarki i lekarze, księgowi i prawnicy. A instalacji elektrycznej nie naprawia kucharz, zapewniam. W centrum musi być dobro słabego, nie systemu. W centrum musi być braterstwo, nie system. Tego pragnie każdy z nas, podobnie jak pokoju.
Nad-obowiązkowo
Św.Szymon de Rojas- Trynitarz, kapelan królewskiego dworu w Hiszpanii ani przez chwilę nie zrezygnował ze służby ubogim, chorym bezdomnym i wykupowania niewolników i jeńców. Taki warunek postawił władcy, kiedy ten zawezwał go do pracy jako wychowawcę swoich dzieci. Kiedy wybuchła epidemia król z obawy przed zarażeniem próbował mu bezskutecznie zabronić pomocy chorym. Zrezygnował natomiast ze wszelkich przywilejów dworskich – karet, służby itp. wykorzystując swoje wpływy jedynie do szerzenia kultu maryjnego i pomocy ubogim. To on był pierwszym, który wymyślił pojęcie niewolnictwa Maryi: Totus Tuus-cały Twój. /Zawołanie św.Jana Pawła II./
Trynitarze /Zakon Trójcy Św.od Wykupu Niewolników/ to pierwsza katolicka organizacja humanitarna: zakon założony w XII w przez św. Jana z Mathy początkowo miał za cel ratowanie poprzez wykup lub zamianę /oddanie się samemu w niewolę!!!/ chrześcijan pojmanych przez Saracenów jako niewolnicy u wybrzeży Morza Śródziemnego. Prowadził szpitale, wspierał jeńców, ubogich, więźniów. W ciągu wieków dzięki zakonowi wolność odzyskało 60-100 tys. ludzi.