Byliśmy z Arturem na warszawskim wybiegu, czyli na jego ukochanej „Szańskiej”. Jazda z mopsem i autystykiem to przyjemność sama w sobie. Zatrzymać się nie da, bo natychmiast obaj wyskakują z samochodu i nie wiadomo, czy najpierw łapać psa lecącego przed siebie i głuchego na wołanie czy chwytać synka szusującego do stacyjnego sklepu. O kupieniu wody do picia czy zatankowaniu nie ma mowy.
A w stolicy…Anioł prosto z najwyższych watykańskich sfer zrzucił nieco na remont domu w Krakowie, co pozwoliło na przywrócenie wiary w Opatrzność. Anioł miał całkiem ludzkie oblicze i koloratkę. Wiara owa, choć doświadczona tysiące razy chwieje się po ludzku w obliczu sprawozdań finansowych biura i Dobry Bóg od czasu do czasu ją umacnia konkretami. Jeszcze brakuje, ale brakuje mniej. A robota idzie pełną parą. Kościół jest wspólnotą.
Arturowe wychodne było sponsorowane przez dobrych ludzi. Pojechaliśmy zatem do ZOO/wejście bezpłatne dla niepełnosprawnych/ i po obejrzeniu obowiązkowych słoni, małp, ryb, hipopotama i nosorożca zjedliśmy obiad w tamtejszej restauracji. Barze raczej, z obsługą trochę do wychowania. Uprzedzam, że klient musi w owej restauracji sam odnieść talerze, inaczej czeka go bura ze strony nudzącej się panienki za kontuarem. Już chciałam zapytać, czy mam też pozamiatać, ale musiałam biec za Arturem, który uznał, że czas na obiecane balony i wybiegł na dwór.
Balony zakupiliśmy w liczbie dwóch-Smerfy były-i taksówką do domu w te pędy. Bo w balonach chodzi nie o ich posiadanie tylko o możliwość wypuszczenia i patrzenia, jak szybują wysoko do nieba. I to trzeba wykonać na podwórku naszego domu, na oczach mieszkańców. A mieszkańcy krzyk podnoszą, że szkoda, że przecież to kosztuje i w ogóle, co to za rozpusta. Otóż, moi kochani, każdy ma w życiu chwilę, w której trwoni rzeczy materialne dla przyjemności. Jedni idą na piwo, inni kupują kwiaty/a jaki z nich pożytek?/…więcej nie będę wymieniać.
No i krążył Artur po podwórku z pół godziny w pełni świadom swojej mocy i konsekwencji ostatecznej decyzji: jak się balony wypuści to się balonów mieć nie będzie. Jak się nie wypuści, to nie polecą do nieba. Wreszcie podjął męską decyzję- wypuścił. I patrzyliśmy długo za coraz mniejszymi Smerfami, aż zniknęły z oczu. A ja miałam czas na zadumę: nie można mieć balonów i puścić balony. Francuzi mówią: nie można mieć masła i pieniędzy za masło.
[wonderplugin_slider id=11]
Prawda owa ma zastosowanie do wielu naszych sytuacji, w których decyzja jest układem zero-jedynkowym. Albo wybierasz miłość i prawdę, albo nie. Nie można być chrześcijaninem tylko trochę. Nie można być przyzwoitym kawałeczek. A żeby być chrześcijaninem, trzeba z czegoś zrezygnować, żeby mieć co innego. A właściwie Kogoś innego.
Po dziesiątkach godzin wyszukiwania w sklepach internetowych różnych koniecznych do nowego domu w Zochcinie rzeczy, z popielniczkami, obrazkami na ściany i figurą Matki Bożej włącznie/kupuję w ….USA, bo tanio i ładna/ i jazd do sklepów mogę stwierdzić raz jeszcze – miłość ma czasem wygląd wózka w supermarkecie albo woła: „Zaloguj się” . To dalekie do sentymentalnch westchnień i okrzyków „Bóg cię kocha, Alleluja”. Jak go kocha, to niech go zgarnie z ulicy, wyciągnie z morza, nakarmi, da dach nad głową i serdeczności nieco. A do tej ciężkiej roboty ma Pan Bóg naziemny personel. Czyli nas.
Ta figura to też przecież rozpusta. A ja wierzę, że takie ludzkie i materialne znaki pozwalają na przypomnienie sobie o sprawach nie-ludzkich, a boskich i niematerialnych, a duchowych. To inwestycja w dusze. Matka Boża na pewno za miejscówkę przed nowym domem zapłaci.
We Francji, gdzie burzy się liczne kościoły z powodu braku pieniędzy na ich utrzymanie ludzie się skrzykują, żeby je ocalić. Często są to osoby niewierzące. Jedna z nich, zapytana dlaczego to robi, odpowiedziała: „Dzwon na Anioł Pański przypomina nam, mieszkańcom wioski, że liczy się nie tylko to, co można kupić.”
Oficjalne otwarcie domu 1 października, ale przenosiny mieszkańców już w tym tygodniu. Robi się zimno i zaczyna tłok.
Nad-obowiązkowo
Święta, która tańczyła z kastanietami przed Najśw. Sakramentem, miała problemy z inkwizycją i władzami kościelnymi bo była zbyt radykalna biorąc Ewangelię na serio, pociągnęła do roboty Jana od Krzyża, tak, że został świętym, uprzednio zresztą spędziwszy czas jakiś w więzieniu za wierność Ewangelii, osadzony przez własnych współbraci, zakładała klasztory, wędrując i mieszkając w paskudnych warunkach i twierdziła, że trzeba tak kontemplować w kuchni, żeby nie przypalić jajecznicy. Pierwsza kobieta Doktor Kościoła. I jeszcze doświadczyła hm….głupoty niektórych swoich kierowników duchowych, co ją nauczyło wielkiej ostrożności w korzystaniu z duchowych porad niedojrzałych ludzi.
Miłość Boża nie polega na rozpływaniu się we łzach ani na tych pociechach i rozrzewnieniach, których pragniemy i cieszymy się, że je mamy, ale na tym, byśmy służyli Mu w sprawiedliwości, z sercem mężnym i pokorą.
Nie sądźcie, by nabycie miłości nic was nie miało kosztować, by przyszła wam gotowa jak pieczone gołąbki do gąbki. Przypomnijcie sobie ile naszego Boskiego Oblubieńca kosztowała miłość, którą nas umiłował, i jak dla wybawienia nas od śmierci sam poniósł śmierć, i to taką okrutną śmierć na krzyżu.
Nie pojmuję, jak i jaka może być pokora bez miłości i miłość bez pokory.Obie zaś te cnoty istnieć nie mogą bez wielkiego wyrzeczenia się wszystkich rzeczy stworzonych./św.Teresa z Avila/