Już po Świętach. Przeszły dobrze we wszystkich domach. Chociaż drugi dzień był trudny. Dwa dni bez pracy – niektórzy ciężko takie lenistwo znoszą. Zwłaszcza znerwicowani.

W Wielki Piątek Artur wyrwał księdzu krzyż do adoracji, ale podsuwał każdemu do pocałowania. Na końcu zabrał do domu. Niestety rozebrał po kawałku i wrzucił do butelki. Dobrze, że po liturgii, nie przed, Bozia wylądowała w butelce po pepsi. Prawdziwie “Chrystus połamany”. 

Na Potrzebnej co bardziej chorym pomyliło się kompletnie w związku ze zmianą godzin posiłków. W Wielką Sobotę były 2 kolacje: jedna standardowa, a potem druga- po liturgii. Kiedy Michał chciał ich ubrać na wielkanocne śniadanie w niedzielę, to wrzeszczeli, żeby im oddać piżamę, bo teraz idziemy spać. Co ubrał jednego, to drugi z powrotem kładł się do łóżka. Arturowi też nie można zmieniać rytmu bezkarnie, dlatego czas świąt jest hm…trudny. Dziś wszystko wróciło do normy i jest spoko.
Czy czasem nie zachowujemy się jak autystycy? Nie daj Boże, żeby coś nas wybiło z rytmu. A wybijanie z rytmu to ukochana metoda Pana Boga, żebyśmy wzrastali, zdobywając nowe horyzonty. Z rytmu wybici zostali Maryja i Józef, potem Apostołowie.


Nad-obowiązkowo

Boję się powiedzieć “tak”, Panie. 
Dokąd mnie zaprowadzisz? 
Boję się wyciągnąć los, 
Boję się położyć swój podpis u dołu czystej kartki, 
Boję się tego “tak”, które zażąda dalszych “tak”. 
A jednak nie mam spokoju. 
Ścigasz mnie, Panie, oblegasz ze wszystkich stron. 
Szukam gwaru, bo boję się usłyszeć Ciebie, 
ale Ty się wślizgujesz w chwilce ciszy. 
Uciekam z drogi, bo Ciebie zobaczyłem, 
ale Ty czekasz na mnie u końca ścieżki, którą idę. 
Gdzie mógłbym się ukryć?Wszędzie spotkam Ciebie. 
Więc nie można Ci się wymknąć. 
…Ale boję się powiedzieć “tak”, Panie. 
Boję się podać Ci rękę, bo ją zatrzymasz w swojej; 
Boję się spotkać Twój wzrok, bo jesteś uwodzicielem, 
Boję się Twego wymagania, bo jesteś Bogiem zazdrosnym. 
Jestem ścigany, ale kryję się. 
Jestem jeńcem, ale mocuję się i walczę, choć wiem, że jestem pokonany, 
Boś Ty silniejszy, Panie; Ty posiadasz świat, a mnie go zabierasz. 
Gdy wyciągam rękę, by chwytać osoby i rzeczy, 
znikają sprzed mych oczu. 
To nie jest wesołe, Panie-niczego nie mogę wziąć dla siebie. 
Kwiat, który zrywam, więdnie w mych palcach; 
Wybucham śmiechem, ale śmiech zamiera mi na wargach; 
Tańczę walca, a taniec wprawia mnie w drżenie i niepokój. 
Wszystko wydaje mi się puste, 
Wszystko wydaje mi się próżne. 
Uczyniłeś pustynię wokół mnie. 
I głodny jestem, 
I pragnę. 
Cały świat nie mógłby mnie nasycić.
Moje dziecko, dla ciebie i dla świata ja chcę więcej! 
przedtem to było twoje własne działanie, 
ale nic mi po nim. 
Zachęcałeś mnie bym je chwalił, prosiłeś, bym je podtrzymywał, 
chciałeś zainteresować mnie swoją pracą; 
Ale widzisz, dziecko, tyś odwracał role! 
Patrzyłem na ciebie, widziałem twoją dobrą wolę. 
Teraz chcę czegoś więcej dla ciebie. 
Już teraz będziesz pełnił nie własną czynność, 
ale wolę twego Ojca Niebieskiego. 
Powiedz “tak”, moje dziecko. 
Potrzeba mi twego “tak”, jak potrzebne mi było “tak” Maryi, 
żebym mógł zejść na ziemię. 
Bo to ja mam być przy twej pracy, 
To ja mam być w twej rodzinie, 
To ja mam być w twojej dzielnicy, a nie ty, 
Bo to mój wzrok przenika, a nie twój, 
To moje słowo trafia, a nie twoje, 
To moje życie przemienia, a nie twoje. 
Daj mi WSZYSTKO, powierz mi WSZYSTKO. 
Potrzeba mi twego “tak”, bym mógł cię poślubić i zejść na ziemię. 
Potrzeba mi twego “tak”, by dalej zbawiać świat! /M.Quoist/