W Krakowie- spotkanie ze studentkami bursy Sióstr Sercanek. Odzyskały siostry budynek w złym stanie, remontują z wielkim wysiłkiem i bez przerwy wychodzi „coś”, to coś, co przyprawia o zawrót głowy np.przeciekający taras. Mogłyby wynająć i mieć kasę i nie mieć problemów. A one same sobie te problemy robią, bo chcą dać dziewczynom spoza Krakowa możliwość taniego lokum i do tego lekuchno innego niż akademiki, w których, no….różnie bywa. Szał młodości kończy się czasem tragicznie. I harują kobitki ciężko /siostry, ale dziewczyny też się uczą, w tym …zwykłego życia, czyli sprzątania, prania itp./.

A następnego dnia w Skawinie- szkoła założona przez parafię, uczniów dwustu-gimnazjum i liceum, za friko, bo publiczna. I szalona Pani Vice-Dyrektor, co misję ma i 70 wolontariuszy w kole Caritas. A wolontariusze nie są malowani, bo jeżdżą do domu samotnej matki dzieci bawić, zbiórki organizują, u Sióstr Miłosierdzia/z Kalkuty/ byli i wiele różnych rzeczy wyczyniają. Do tego młodzież normalna całkiem, jak z innego świata. Nie demoluje, nie bluzga, nie wkłada nauczycielom wiadra na głowę. Wniosek jeden- młodzież jest świetna jeśli ma przewodników. W Tarnobrzegu- katechetka, w Krakowie- siostry i dyrektorka. Pewnie w całej Polsce znalazłoby się niemało. Ale ciągle przecież-za mało. I jeszcze jeden wniosek…dalej

miejsce na świętą/tego w XXI