Wiosnę czuć w powietrzu. Wędrownicy, którzy na zimę dobijają do przystani naszych domów już przebierają nogami, żeby wyruszyć w Polskę. Tak jest co roku. Koło kwietnia zwykle się przerzedza. Pozostają ci, którzy chcą żyć inaczej lub już nie mogą wywędrować. Dodatkowe łóżka i materace likwidujemy, tłok mniejszy i zaczynamy sezon wiosenno -letni. Chyba, żeby pogoda zrobiła niespodziankę i zima trwała do czerwca. Czasem myślę, że niektórzy nasi mieszkańcy mają zegar biologiczny jak wędrowne ptaki albo węgorze. Przychodzi pora i nie ma siły. Nawet ministerialne programy i wysiłki urzędników, którym ów zew przestrzeni psuje statystyki wychodzenia z bezdomności nic na to nie poradzą.
Bywa, że gościu przysiada na stałe dopiero po latach wędrówek. I czasami kończy się happy-endem. Zrywa z nałogiem, nawiązuje kontakty z rodziną.Jeden jest rzodkiewką drugi jabłkiem. Rzodkiewka dojrzewa po kilku tygodniach. Jabłko wyrośnie na jabłoni po kilku latach od wysiania. To my jesteśmy niecierpliwi. Szczególnie w stosunku do innych. Bóg czeka czasami wiele lat. I przez te wszystkie lata idzie krok przed człowiekiem przecierając szlak. On nigdy nie traci co do nas nadziei.
A kocur jest już tak sfilcowany, że chyba żadna panienka ze wsi na niego nie spojrzy. Za zimno jednak, żeby go ostrzyc.
