Młodzi marzą: o wielkiej miłości, rodzinie, dobrej pracy, podróżach. Wychowani w świecie reklam, seriali i – kredytów, łapczywie usiłują mieć wszystko.I to natychmiast. Palenie etapów zawsze się kończy katastrofą. Długa droga pracowitości i wykuwania krok po kroku swojego losu nie kusi jak błyszczące reklamy. W Ostrowcu Świętokrzyskim w okresie świątecznym słyszy się często obce języki. Głównie włoski. Stąd ludzie, przeważnie kobiety, wyjeżdżają do Włoch. Pozostają eurosieroty. Owszem, poziom życia zdecydowanie wzrósł. Nawet w naszym wiejskim sklepie widziałam filtry do kawy. Rzecz do niedawna nieznana. Owszem, często jest to jedyny sposób, żeby dokończyć budowę domu, mieć samochód. Cena jednak jest bardzo wysoka.
Od nigdy nie ma polityki społecznej i gospodarczej dla polskiej wsi i małych miasteczek. Co więcej, mam wrażenie, że nie ma jej specjalnie. A ludzie ratują się jak mogą. Słyszę już krzyk o pieniądzach unijnych, programach itp. Co z tego, że dzieci uczą się w całkiem przyzwoitych budynkach szkolnych, skoro zdobyta wiedza nie przekłada się na życiowe szanse? Nie mam gotowej recepty. Ale na pewno rozum i pracowitość razem z przeświadczeniem, że nie można mieć wszystkiego to szansa na dobre, choć może nie luksusowe życie. I odpowiednia skala wartości. Z tym bywa gorzej, bo my dorośli też często jej nie mamy. No, ale na chleb trzeba mieć.
Oczywiście nikt nikomu nie obiecał raju/ w tym podatkowego/ na ziemi. Gdyby jednak zmienić definicję szczęścia, okazałoby się, że niewiele do niego każdemu potrzeba.A może już je mamy?
