po pierwszej, wakacyjnej kolacji 
W Nagorzycach mamy z dziećmi z Brwinowa na wakacjach. Inżynier z Justynką zapewniają catering. Chcemy, żeby mamy i dzieciaki miały chociaż przez tydzień w roku luksus. Życie wspólne w domu dla matek jest bardzo trudną koniecznością i chcielibyśmy, żeby każda jak najszybciej miała swój kąt. Ale…reszta nie po naszej stronie.  Niektóre panie już po raz trzeci u nas goszczą, co wcale nie jest dobre, bo oznacza, że na mieszkanie socjalne i inne wsparcia ze strony państwa czeka się latami. Repertuar wycieczek trzeba będzie zmodyfikować, jako, że nie może być co roku to samo. Dzisiaj panowie wnieśli uroczyście meble do jednego z pokoi budowanego przez nas domu dla pewnej rodziny. Do końca jeszcze, oj jeszcze. Jak zwykle blokuje nam prace niesłowność ekip zewnętrznych, tym razem dachowców/nie mylić z kotami rasy kundel/. 
Do Brwinowa pojechała z Nagorzyc Agnieszka z dziećmi, bo tamtejsza obsada czyli Tosia plus mąż i 4 dzieci, wyjechała na urlop. Agnieszce została jedna tylko mama, ale za to zarutko rodzić będzie. Czyli już chodzący po świecie maluch owej mamy spadnie na agnieszkową głowę, kiedy autorka pójdzie do szpitala po duplikat. To dom, do którego mamy z moimi dziećmi sentyment, bo mieszkałam w nim od początku istnienia, kilka dobrych lat.
Wczoraj była uroczysta inauguracja basenu i udało mi się wsadzić do wody tylko trzech mieszkańców. I to trzeba było zachęcać. Konkurencja telewizora. Za to Artur zamoczył tłusty tyłeczek, co prawda z wrzaskiem. Bo on lubi pływać, ale na sucho-na pontonie. Tomasz jednak ponton przewrócił i synek, biedaczek, musiał się trochę poruszać. Dzieciaki z sąsiedztwa też mają radość. Jak słyszę ich śmiechy, to mi wraca sens dbania o ten basen. 
Nasz wspaniały Fiat Uno właśnie zdechł. Tomek wracał z Kielc z egzaminu /zaliczył/ na sznurku, ciągnięty przez Mikiego. To znaczy Miki prowadził samochód, który ciągnął samochód. To był już ostatni tej wspaniałej, prostej i taniej marki w naszej „stajni”. 15 lat to całkiem niezły wiek. Nie szkoda było nim narzędzi wozić, chłopaki miały czym dojeżdżać na budowy. I co teraz zrobimy?- jak pyta Artur. Chyba założymy linię tramwajową, albo metro jakieś. 
A Tomasz wykazał się w czasie praktyk w szpitalu. Jak pijak zwymiotował, to nasz dzielny rycerz, jedyny z ekipy praktykantów, podszedł do sprawy z lekkością motyla. Po życiu w naszym schronisku dla chorych nic go nie ruszy. Reszta przyszłych pracowników służby zdrowia uciekła.

Od dwóch dni pracuję na SOR w ramach praktyk i możecie być dumni. Po kilku miesiącach na Potrzebnej nic mnie nie rusza, co by nie było na SOR-ze. Mam tam wiele pracy, która czasem pokrywa się z tym co robimy na Potrzebnej, ale poznaję masę nowych rzeczy. Po tych praktykach będę na pewno mistrzem podłączania EKG. Dzisiaj mieliśmy natłok starszych pań ze złamaną szyjką kości udowej. Ale panów po wypiciu było więcej. Ostatecznie do mojego wyjścia 5:3 dla wypitych, w tym jeden z ciężkim zatruciem po denaturacie. Poza tym wyjmowałem po raz pierwszy wenflon, zmieniałem kroplówki i woziłem pacjentów po szpitalu na poszczególne oddziały. 

Nie mogę narzekać na na złą atmosferę w zespole. Pacjenci ufają, że ich cierpienia zadawane przez nas-praktykantów- opłacą się w przyszłości. /Tomasz/

Osobiście tkwię od wielu dni w meblowaniu stron internetowych. Też budowa, tylko mało spektakularna. Konieczna, bo „bałagan się zrobił”- to też Artura stwierdzenie, jak  wywali setki swoich książek na podłogę. I dalej: „Gosia! Sprzątaj!” No i sprząta, wbrew poprawności politycznej feministek. Bo życie to ustawiczne sprzątanie duszy, ciała i przestrzeni. Pan Jezus też po nas ustawicznie sprząta. A ostatnio ma w świecie duuuużo roboty. „Bałagan robimy”-my ludzie. Pokój to nic innego tylko ład i porządek. Porządek miłości. 
William Strutt 1898-Pokój Boży
Nad-obowiązkowo
Pe­wien in­diański chłopiec za­pytał kiedyś dziadka:
– Co sądzisz o sy­tuac­ji na świecie?
Dziadek odpowiedział:
– Czuję się tak, jak­by w moim ser­cu toczyły walkę dwa wil­ki. Je­den jest pełen złości i niena­wiści. Dru­giego prze­pełnia miłość, prze­bacze­nie i pokój.
– Który zwy­cięży? – chciał wie­dzieć chłopiec.
– Ten, które­go kar­mię – od­rzekł na to dziadek.