Prace nad nową wizją sklepu internetowego postępują. Nie to, żebym była feministką, ale zespół jest poprawny politycznie: same kobiety. Wniosek się nasuwa, że do ciuchów, sprzątania/w tym w internecie/ i dekorowania jednak ta część ludzkości ma lepszą rękę. Uprzedzając protesty- wiem, są wyjątki. Ale zawsze to wyjątki. Natomiast nasi Panowie znakomicie sprawdzają się w innych działach i przy noszeniu ciężkich rzeczy. Ten mix daje siłę i wydajność w końcowym efekcie. Pod warunkiem współpracy, a nie konkurencji. 
Ażeby współ-praca była musi być wspólny cel. Co lub Kto jest celem dla nas, chrześcijan? I ustawiczna wola rezygnacji z mojego malutkiego „ja” na rzecz „ja” większego- dobra całości. Spojrzenie szersze niż czubek nosa i dalsze niż chwila obecna, chociaż w niej zakorzenione. Cnota długomyślności coraz jest rzadsza. Efekt bowiem może być pozorny, ale musi być natychmiastowy. Tego od nas oczekują i sami tego chcemy. Rozliczają nas i sami siebie rozliczamy z szybkich efektów, nie patrząc na dalekosiężne skutki. Politycy zamiast budować trwałe fundamenty wpatrują się w słupki. Nie przydrożne, tylko słupki uwielbienia lub nienawiści. A one każdego dnia są inne. To nie jest dobry doradca w budowie dobra wspólnego. Współpraca nad dobrem wymaga cierpliwości i dobrej strategii. Do tego zgody na bycie niepopularnym.
wolontariat w hospicjum
Dobra nie da się zmierzyć centymetrem. Tego nasz zmaterializowany świat nie lubi. Oddać życie w klasztorze kontemplacyjnym? Poświęcić czas na wolontariat przy niepełnosprawnych albo chorych? Żyć z tymi, których świat wykluczył? Przecież można by zdolności wykorzystać na twórczość wymierną i przeliczalną. Na kasę. Ilu jest magistrów, inżynierów, lekarek, nauczycielek, którzy trwonią swoje życie, zdolności, wykształcenie /przecież za nasze pieniądze!/ na takie głupoty, jak modlitwa, praca w slumsach czy
polska misjonarka w Afryce
życie w afrykańskim buszu. Na opiekę nad niepełnosprawnymi dziećmi, których nie chcieli właśni rodzice, bo wybrakowane. Iluż jest rodziców, którzy z miłością opiekują się swoimi „wybrakowanymi” mimo zachęt: oddaj do zakładu? I co? Zgroza! Bo do tego wydają się szczęśliwi.

Niepełnosprawna Ola z tatą

Chociaż czasem padają ze zmęczenia, albo płacą cenę życia, jak ów hiszpański brat zakonny, który zaraził się Ebolą opiekując się chorymi. Obraza to dla świata wielka. Obrażajmy ten świat! On tego potrzebuje, żeby nie umrzeć z braku tlenu. Cieszmy się z każdego dobra, bo w tej dziedzinie nie ma  konkurencji. Dobro zrobione przez kogoś jest moim. I odwrotnie. Taka jest moja refleksja, kiedy widzę moich braci i siostry we Wspólnocie, kiedy dzielimy się z siostrami z klasztoru kontemplacyjnego, kiedy czytam o bohaterskiej postawie mieszkańców Lampedusy, /swoją drogą powinni dostać pokojowego Nobla./, czy też o skazanych na śmierć za wiarę, którzy się jej jednak nie wyrzekają, kiedy setki ludzi wspierają nas materialnie i dobrym słowem. Słowo czasem więcej znaczy niż moneta. 

Lampedusa- uratowana matka z dzieckiem
trwonią czas na modlitwę
Nigeria-19-latka, przez trzy miesiące
przetrzymywana przez Boko Haram,
zmuszana do przejścia na Islam
pod groźbą śmierci-przykładano jej
maczetę do gardła. Nie uległa, udało się jej
uciec przed śmiercią.



Nad-obowiązkowo

Panie, Ty jesteś światłem i życiem,
ale jak iść do Ciebie, kiedy się jest na dnie?
Oni są ciągle tutaj, ci wykluczeni, pół martwi,
ci, których droga jest bez jutrzenki.
Chcesz, żeby się podnieśli, ruszyli, odsłonili twarze,
ale jak i dla kogo, chcesz, żeby to uczynili?
Wystarczy przecież tak niewiele
aby oddać serce tym cierpiącym braciom:
spojrzenie przechodnia, cierpliwość pielęgniarki.
Sąsiad, który powie zwyczajnie „dzień dobry”
pracownicy socjalnej, która dzień w dzień zaczyna swoją pracę.
Są tysiące, których trzeba połączyć więzami miłości.
Czerpią ze źródła życia i razem
idą z Twoimi poranionymi dziećmi.
Panie, pozwól wszystkim Twoim sługom
postępować z braćmi i siostrami
na Twojej drodze do szczęścia. 
ks.Hubert Renard

skomentuj tutaj