Ira przyjechała na początku wojny. Z dwójką małych dzieci uciekła z Mikołajewa. Kirył – to ten, co jak widział, że panowie coś remontują, to przybiegał z pytaniem: “co trzeba zrobić?” i chwytał za narzędzia. Miał 4 lata, dziś ma 6.
Dasza z niemowlęcia stała się trzylatką. Pupilka ks.Jacka.
Ira rozpoczęła szkołę opiekunek medycznych. Kilka miesięcy temu wróciła do Ukrainy, bo męża powołano do wojska. Chciała być blisko, żeby dzieci choć ojca znały. Wczoraj przyjechała do Zochcina, bo kontynuuje naukę w szkole dojeżdżając ze Lwowa. Komu by się chciało dwa razy w miesiącu jechać kilkaset km, stać godzinami na granicy, żeby szkołę skończyć?
Dziś rano przyszła wiadomość. Kirył i Dasza stracili ojca. Wszyscy nasi Ukraińcy i pospieszyli ze wsparciem.
Ile jeszcze takich tragedii z rąk szaleńców? Ta wojna trwa. Jeśli spotkasz kogoś z Ukrainy, wiedz, że ta wojna trwa i ogromna większość z nich nie marzyła, żeby uciekać. Zwłaszcza kobiety, dzieci, starcy. Chcieli po prostu spokojnie żyć lub dożyć u siebie. Wśród swoich i ze swoimi. A ich mężowie, ojcowie, synowie, bracia …..Teraz tymi “swoimi” musimy być my. Na dłużej, krócej lub na zawsze.
Jak się mają do tego przepychanki polityków i innych “władców tego świata?”
Budować nam trzeba miejsca pokoju i braterstwa. To samo nie przyjdzie. Takie malutkie, człowiek-człowiekowi. Tu i teraz. Nie instytucje, ale kręgi dobra, gdzie człowiek sterany może się przygrzać. Żadne patriotyczne krzyki, marsze, demonstracje tego nie zastąpią. Bo Ojczyznę, ojcowiznę tworzy się przez miłość wzajemną. Jak w rodzinie.
Nasz Przyjaciel – p.Gwidon Winiarski z małej podkrakowskiej wioski co roku organizuje w swojej gminie /Iwanowice/ zbiórkę ziemniaków dla naszych domów. Inni – a jest ich setki- dzielą się czym mogą i potrafią.
Tomasz dziś- w niedzielę- przygnał z Krakowa do Zochcina z jedzeniem, co je uzbierał wczoraj, w nocy prawie, w marketach. Nasz międzynarodowy zespół dwóch: Wiktor /Ukraina/ i Daniel /Włochy/ reperowali cosik w domu dla matek w Brwinowie, spędzając tam całą sobotę, Wrócili do Zochcina nocą. Infekcja wirusowa ogarnęła już wszystkie domy.
Budowa domu dla niepełnosprawnego, samotnego ojca ma się końcowi. Dzięki wsparciu znajomych fachowców i naszych mieszkańców. Jeszcze muszę kupić wersalkę i pewnie talerze, garnki itd. A Kuba będzie wiózł dary od opatowskich harcerzy dla powodzian.
A najwspanialszy, najmądrzejszy, najurokliwszy pan Toffi udawał wczoraj złamaną łapkę. Pan weterynarz już miał jechać wieczorem ratować biedaka, ale założyłam usztywnienie- oj, jak podawał pięknie łapeczkę- i dałam lekarstwo. A dzisiaj drań jeden biega jak szalony i łapka cudownie zdrowa. Toffi, znaleziony pod marketem w Opatowie, dziki i wystraszony. Toffi, teraz gwiazdka, przytulas i ….pierwszy reaguje na ataki padaczki Artura robiąc straszny jazgot. Może Toffi jest swego rodzaju figurą przemiany pod wpływem miłości. Najpierw musiał zaufać. Potem uwierzyć w siebie.
Artur bawi na szańskiej, czyli Łopuszańskiej u Mikołaja i Gabi. A my mamy bezczelnie pootwierane drzwi od biura, pokojów, zapalniczki i długopisy leżą na stole. Do jutra, bo pan Hrabia wraca i reżim wróci.
Zabieram się za szukanie wersalki. Ma być porządna, niedroga i z szybką dostawą.
Nad-obowiązkowo
/ks.Manfhttps://www.swietywojciech.pl/drogi-wspolczuciared Deselaers- fragment książki Drogi współczucia: M.Bilska, kard.Grzegorz Ryś. Polecam/
“Współczucie jest bardzo ważne. To jedyna droga miłości. Kiedy o nim zapominamy, nie jesteśmy w stanie pojąć o co naprawdę Bogu chodzi. Na czym polega nasze powołanie: “być dla drugiego”. Dlatego kwestia współczucia nie jest pierwszym lepszym tematem do dyskusji. Ona znajduje się w sercu pytania o to, czym ma być Kościół. “