Pięknie i romantycznie?
Tak, pod warunkiem, że …kochamy.
Zanim przyszły tydzień przyniesie nam nieco emocji politycznych- po kilku dniach świątecznych z ulgą powracamy do rutyny. Do codziennych wieczornych pytań moich chłopców: „Co jutro robimy?”, arturowych śniadanek, bułeczek, leków, dzwonu w południe na Anioł Pański, będącego jednocześnie sygnałem na obiad dla ludzi i psów, które pędem wpadają do jadalni. Do zamiatania, prania i zakupów oraz telefonów. Do zepsutej termy i samochodu i – w innych domach, rozdawania leków, przebierania ciuchów dla ludzi i na sprzedaż, wrzasku chorego psychicznie mieszkańca i wiecznie migających się od dyżurów naszych ludzi. Po wielu latach życia z ludzką biedą nawet problemy się powtarzają, chociaż każdy ma twarz innego człowieka.

Te same słowa na Mszy św, te same twarze. Taki sam brak kasy i walka o jutro. A miało być tak pięknie i romantycznie. I  jest pięknie i romantycznie! Tylko trzeba to chcieć zobaczyć. Wypić miłość do końca, bo na dnie kieliszka najlepszy smak. A młoda, co tak chciała słodkiego, dostanie wielką pakę czekolady, bo akurat „wujek z Holandii” przysłał. Muszę jej biegiem zawieźć.

małe jest piękne
Artur dzisiaj wyruszył ze mną na zakupy z „kas”. Kas /rodzaj męski/ to pudełeczko metalowe pełne drobnych, które pracowicie zbiera i….zabiera. No i ten kas zostawił w jednym sklepie. Rozpacz w samochodzie trwała dobrą chwilę, zanim zawróciłam i znalazłam na jakiejś półce. Potem w Castoramie miał znowu wpadkę, bo pani kasjerka myślała, że ma w kieszeni /aż mu portki opadały pod ciężarem kasa, ma na gumkę/ jakiś kradziony towar. Sprawa się wyjaśniła i po dziesięciu minutach liczenia groszy wyszedł dumny z naklejkami na wszystkie ściany i drzwi. Inni klienci mieli szkołę cierpliwości w kolejce do kasy/rodzaju żeńskiego/. Trudno. I szczęśliwy leży w łóżku i ogląda owe naklejki. Kto to będzie potem odklejał, nie wiem i nie chcę wiedzieć. Chwila szczęścia warta jest drapania drzwi i ścian. 
W malutkim życiu malutkie szczęście. Warte każdego „kas”. 

Nad-obowiązkowo

Są ludzie, których Bóg porywa i stawia z daleka,
Są inni, których zostawia w tłumie, których nie „zabiera ze świata”.
To są ci, którzy wykonują normalną pracę, mają normalne rodziny albo żyją samotnie. 
Ludzie, którzy chorują na zwykłe choroby i mają zwykłe troski.
Ludzie, którzy mają zwykłe domy, zwykłe ubrania.
To ludzie zwykłego życia.
Ludzie, których spotykamy na każdej ulicy. 
Kochają swoje drzwi otwarte na ulicę, jak ich bracia kochają bramy klasztoru, które zamknęły się odcinając ich od świata.
My, wszyscy ludzie z ulicy, wierzymy z całą siłą, że ta ulica, ten świat,
w którym Bóg nas postawił jest dla nas miejscem uświęcenia.
Wierzymy, że niczego, co niezbędne nam nie brakuje, bo gdyby brakło nam czegoś koniecznego
Bóg by nam to dał. 
My, wszyscy ludzie z ulicy, wiemy dobrze, że póki nasza własna wola żyje
nie możemy w pełni kochać Chrystusa.
Wierzymy, że tylko posłuszeństwo może nas utrzymać w śmierci naszej woli.
Nasze kroki biegną ulicą, ale nasze serce bije na całym świecie.
To dlatego nasze małe gesty, w których nie jesteśmy w stanie rozróżnić działania od modlitwy,
jednoczą doskonale miłość Boga i miłość braci.
Każdy gest posłuszeństwa sprawia, że przyjmujemy Boga i dajemy Boga w wolności ducha.
Życie staje się świętem.
Każdy mały uczynek jest ogromnym wydarzeniem, w którym otrzymujemy Raj i możemy Raj dawać. 
Nie ma znaczenia, co robimy: miotła, czy pióro w ręku.
Mówimy, czy milczymy, naprawiamy  czy organizujemy konferencję,
opiekujemy się chorym czy piszemy na komputerze.
Wszystko to jest tylko odbiciem wspaniałej rzeczywistości, spotkaniem duszy z Bogiem, odnowionej w każdej minucie, przepełnionej łaską w każdej minucie, stale piękniejszej dla swojego Boga.
Ktoś dzwoni? Szybko, idźmy otworzyć, to Bóg przychodzi nas kochać. Zebranie?…oto Bóg przychodzi ze swoją miłością. Pora posiłku? Idźmy: Bóg przychodzi nas kochać. Pozwólmy Mu działać. M.Delbrel