“Gorzej urodzeni”. Iluż takich spotkałam w życiu, iluż gościmy w naszych domach?

Mama z czwórką dzieci. Uciekła z wojny. Najmłodsza córeczka ma niecałe dwa miesiące. Urodzona w Polsce. Trzech synów wychowywała ulica. Nic zadziwiającego. U nas też się to zdarza. Chłopcy nie umieją czytać ani pisać po ukraińsku, a powinni być w drugiej połowie szkoły podstawowej. Do tego uroczy siedmiolatek z autyzmem. Najszybciej uczy się polskiego! Mama uciekając nie myślała o zabieraniu dokumentów, tylko o ratowaniu życia. Potrzebne orzeczenie. Dzięki łańcuchowi ludzi dobrej woli i dwóm wycieczkom do Józefowa pod Warszawę, z czego ta druga wyruszyła o piątej rano, bo psychiatrzy dziecięcy znaleźli /cud, że znaleźli, dziękujemy/ czas o dziewiątej, mamy stosowne opinie specjalistów. Czemu aż tam? Bo potrzebne były osoby znające ukraiński.

Mały autystyk ma kochającą mamę i ze szkołą nie ma problemu. Gorzej z trzema urwisami, których matka nie jest w stanie wychować. Na razie dom w Nagorzycach jeszcze stoi, bo do opieki nad tą rodziną zaangażowane są pełną parą trzy osoby. Chłopaki są fajne, tylko hm….nieokiełznane. Dodatkowo po przejściach wojennych i siedzeniu w piwnicy pod ostrzałami. Będziemy dalej działać, żeby było dobrze. Dla nich.

Wojna wyrzuciła z domów i kraju nie tylko tych, co się dobrze mieli, a w każdym razie żyli sobie spokojnie. Także najuboższych. Nie tylko naszą panią R- emerytowaną wykładowczynię kijowskiej wyższej uczelni, pana A.- emerytowanego dyrektora dużego zakładu, lecz także słabych, niezaradnych, niepełnosprawnych i ubogich. Wojna zabija, rani i niszczy po równo. Jednak ci “gorzej urodzeni” mają szczególnie pod górkę w obcym kraju.

Jeśli dobrze rozumiem obecny stan prawny, uchodźcy-osoby niepełnosprawne i starsze nie mają szans na np. zasiłek stały ze strony Polski. Nawet po ewentualnym orzeczeniu niepełnosprawności tutaj. Niektórzy dostają malutkie, po przeliczeniu, renty czy emerytury ukraińskie, nie pozwalające na samodzielne życie, ale część pochodzi z terenów ogarniętych walkami lub okupowanych i nawet nie mają kont bankowych, na które te pieniądze byłyby przelewane. Nie mają nic. I co dalej? Zostawimy ich?

Ano, dalej będzie pewnie, jak zwykle, ludzka solidarność i miłosierdzie. Już jest. Podobnie jak w przypadku wielu naszych, całkiem polskich mieszkańców, co to zdaniem ZUS powinni pomknąć do pracy, tylko albo nie mają na czym pomykać, bo nóg brak, albo nie mają czym pracować, bo rąk albo głowy nie ma.

I tak właśnie łatamy rzeczywistość – dziurka po dziurce, nie jakimiś wielkimi maszynami, tylko ręcznie, po kawałeczku. I pozostaje mi z tego odruch “łatacza” na widok modnie podartych portek. Mam ochotę chwycić igłę z nitką i zacerować. Bo marzeniem wielu na tym świecie jest para całkiem całych spodni. Ta moda to /wiem, wiem, mam odchył/ kpina z ubogich. Choć oczywiście mam większe zmartwienia niż podarte dla szpanu ciuchy. To podarte życia. O nie trzeba się troszczyć. Żaden to szpan.

te dzieciaki pewnie marzą o całych spodniach

Nad-obowiązkowo

Jezus nie tylko staje po stronie ubogich, ale dzieli także z nimi ten sam los. To silne przesłanie również dla Jego uczniów po wszystkie czasy. Słowa Jezusa „ubogich zawsze macie u siebie” wskazują również na to: ich obecność wśród nas jest ciągła, ale nie może doprowadzić do przyzwyczajenia, które staje się obojętnością, lecz powinna zaangażować nas do bezwarunkowego dzielenia się życiem. Biedni nie są osobami „zewnętrznymi” dla wspólnoty, ale są braćmi i siostrami, z którymi dzieli się cierpienie po to, by przynieść ulgę w ich ciężkiej sytuacji oraz ich marginalizacji, ażeby została im przywrócona utracona godność, a także po to, by zabezpieczyć im konieczne włączenie społeczne./Papież Franciszek/