Dzwoni Pani Ela. Pani Ela jest katechetką w tarnobrzeskim liceum. Taką dość nietypową, bo jeździ na harleyach. I także dlatego, że chce młodzieży pokazać siłę dobra. Od wielu lat jej uczniowie zbierają przed każdymi świętami żywność w sklepach i supermarketach. I jest coraz trudniej. Wcale nie dlatego, że młodzież nie chce. Wręcz przeciwnie. Chce coraz bardziej. Natomiast coraz mniej sklepów, których kierownicy wyrażają na to zgodę. Nie, bo nie. Albo: nie, bo ja też mam ciężko i mi nikt nie pomaga. Sklep zyskuje na takiej zbiórce finansowo, jako, że klienci kupują więcej towaru. Zyskuje też wizerunkowo. Myślę, że problem leży gdzie indziej. Do głosu na wszystkich szczeblach dochodzi pokolenie, które wychowaliśmy już w demokracji. Agresywna konkurencja i brak wartości, poczucia współodpowiedzialności czy zwykłej empatii? Ktoś nazwał ich “młodymi wilkami”. Może nie mieli Pani Eli za katechetkę? Dla jej uczniów to bolesna lekcja “prawdziwego” życia. Zetknięcie z brutalną rzeczywistością, w
której nie ma miejsca na solidarność i życzliwość. Nawet przed Bożym Narodzeniem. Czy się nie zniechęcą? Kochani, wiedzcie, że o dobro trzeba walczyć. I za nie zapłacić. Trzymamy za Was kciuki, bo jesteście dzielni. Ludzie biedni i głodni czekają na owoce Waszej pracy.

Francja.Na całym świecie ubodzy mają
swoje supermarkety:
śmietniki koło sklepów
Młodzi- po 8 godzinach lekcji nie wracają do domów, bo mieszkają w okolicznych  wioskach, tylko biegną na “żebraczy” posterunek i stoją z koszami, potem pakują i wracają późnym wieczorem. Następnego dnia mają klasówki, sprawdziany, jak cała reszta. Kiedy zostaną kierownikami marketów- na pewno wpuszczą tam wolontariuszy. Choć może niekoniecznie będą chodzić na mszę /oby chodzili!/. To już inna bajka. 
Oni mieli Panią Elę. 
Albo takiego księdza:
We wtorek mieliśmy niespodziankę. Odwiedził nas ksiądz ze Świnoujścia. Harcerze poprosili go o pomoc. Zebrali żywność, żeby ją przekazać na Białoruś. Ksiądz pożyczył samochód i ruszył w trasę. Rano odprawił roraty w Świnoujściu, po 9 godzinach był w Warszawie, przekazał dalej żywność, wypił u nas kawę, odprawił mszę i posiedział z nami na stołówce, po czym ruszył w drogę powrotną, żeby znów odprawić u siebie roraty. Był to ksiądz diecezjalny, na swojej parafii jest jedynym księdzem. 
Ksiądz z poczuciem humoru – przy stole pękaliśmy ze śmiechu. Ludzie pytali, czy to naprawdę ksiądz, bo taki “normalny”. /Ela z Łopuszańskiej/
Nad-obowiązkowo
Niemcy 
W USA pewien menadżer założył ….supermarket z przedatowaną żywnością. 40% wyrzucanej przez sklepy żywności doskonale nadaje się do jedzenia, mimo przekroczenia daty ważności. Często wyrzuca się ją z powodu lekkiego uszkodzenia opakowania. We Francji są podobne sklepy. Pozostaje pytanie: czy taką żywność należy sprzedawać po niższej cenie, czy rozdać stowarzyszeniom* wspierającym ubogich? Czy to gest w stronę ubogich, czy zwykły biznes? A może jedno i drugie?
Na świecie produkuje się ok. 4 miliardów ton żywności, z czego od 30 do 50% trafia do żołądków konsumentów. Reszta jest marnowana. Jednocześnie na świecie głoduje ok.870 mln ludzi. 1/3 zgonów dzieci do piątego roku życia w krajach rozwijających się jest skutkiem niedożywienia. Co wieczór jeden  na sześciu lokatorów Ziemi kładzie się spać z pustym brzuchem. 
W Polsce ok. 2 mln ludzi żyje w skrajnym ubóstwie. Czy są najedzeni? Nie żartujmy! Kolejne 5 mln żyje w biedzie. 
Rozmnożenie chleba-katedra w Magdeburgu, X w.
Obecnie w Luwrze.

Papież Franciszek nazwał “światowym skandalem” to, że miliard ludzi cierpi z powodu głodu. “Nie możemy odwrócić głowy w drugą stronę i udawać, że ten problem nie istnieje.
Żywność, którą dysponuje świat, wystarczyłaby, by nakarmić wszystkich.
Zachęcam wszystkie instytucje na świecie, cały Kościół i każdego z osobna jako jedną
rodzinę ludzką do tego, by udzielić głosu wszystkim osobom, które w ciszy cierpią z powodu głodu, aby stał się on wołaniem zdolnym wstrząsnąć światem”/z portalu Wiara/

Freegani to ludzie, którzy w geście solidarności z ubogimi żywią się jedzeniem znalezionym na śmietniku. 
*Dla wyjaśnienia dodam, że my bardzo chętnie przyjmujemy takie jedzenie,/pod warunkiem, że nie jest to kilka palet ciast w proszku!/, a sporo lat temu, kiedy mieliśmy giełdę dosłownie za płotem domu na Łopuszańskiej- chodziliśmy wieczorami i zbieraliśmy wyrzucone owoce i warzywa. Potem- na rampy obok supermarketów, gdzie wystawia się jedzenie do wyrzucenia. Dzieci uczyliśmy, żeby po otwarciu jogurtu sprawdzały, “czy nie jest z kiwi”, czyli spleśniały. I jak nam wyrosły! Niestety- coraz tego mniej, bo ….w trosce o konsumenta biurokraci wymyślają zakazy. W Brukselskich wieżowcach mają co jeść.