Walka o szczepienia mieszkańców schronisk dla ludzi bezdomnych na razie przegrana, co nie dziwi, jako że szczepionek i tak nie ma w dostatecznej ilości dla “zdomnych”.
Pan przywieziony przez Straż Miejską w Krakowie do naszego domu w stanie ogólnego gnicia nóg i odmrożeń oraz świerzbu-spał kilka dni na ławce w parku – dowieziony przez Mikiego do naszego schroniska dla chorych w Warszawie. Oczywiście najpierw odświerzbiony. W Krakowie nie miał szans na leczenie, a w miejskim schronisku stracił miejscówkę, po wyszedł pić. I nie obchodzi nas, czy on “bezdomny krakowski” czy “bezdomny warszawski”, bo on bezdomny polski jest. A nawet, gdyby i polski nie był, to byłby “bezdomny ogólnoświatowy”.
Renia, szefowa warszawskiego domu skwitowała: mamy w gorszym stanie, z czarnymi palcami, ten to pikuś. No i pikuś jest w stolicy. Mamy nadzieję, że nie opuści jej bram przynajmniej do końca zimy.
Znów działa nasz punkt testowania w Warszawie, po przerwie na Covida, Końca nie widać. Trwać trzeba.
Wczoraj przychorowało mi się malutko, ot zastrzykało w starych gnatach. Artur był zaniepokojony. Patrzył ze smutkiem i powtarzał “Doktora Gosia idź. Stewko Artur da”, co w tłumaczeniu znaczy: Gosia musi iść do doktora, a Artur da Gosi lekarstwo. Chcąc nie chcąc musiałam wstać, wyciągnąć jakąś tabletkę i pozwolić mu sobie podać. To jest troska ubogiego o słabszego.
O tym trwaniu pamiętać nam trzeba. Trwanie to nie bezczynność. To podążanie z uporem. W największym zamęcie nie wyłącza się silnika, tylko dodaje gazu i prze do przodu, żeby wyrwać się z burzy. I stery mocno trzymajmy. Wierność jest cechą miłości. Bóg jest wierny.
Zło wyolbrzymia siebie jak nadmuchany balon, żeby przestraszyć i zniechęcić. Opuścić ręce. Dobro drąży pomalutku, ale skutecznie. Skałę drąży, a ona przecież twarda jest, więc robota idzie powoli i z oporami.
Nie lubimy czekać na efekty. W świecie błyskawicznych informacji, powszechnego dążenia do osiągnięcia przyjemności, szybkich zysków, newsów znikających po kliku minutach, żeby wrzucić następne i zdjęć na fejsie, cierpliwe budowanie i czekanie na wzrost jest śmieszne. Dlatego chodzimy na skróty budując bez korzeni, bez planu. Budując tak nasze związki i relacje z ludźmi, społeczeństwo, państwo, Kościół. To nie jest przepis Pana Boga na budowanie Jego królestwa. On czeka cierpliwie aż człowiek dojrzeje, aż ludzkość dojrzeje. I dojrzewa, choć w bólach i pomalutku. Często zbacza z drogi, potyka się, cofa, ale jednak idzie do przodu.
1 Oto mój Sługa, którego podtrzymuję.
Wybrany mój, w którym mam upodobanie.
Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął;
On przyniesie narodom Prawo.
2 Nie będzie wołał ni podnosił głosu,
nie da słyszeć krzyku swego na dworze.
3 Nie złamie trzciny nadłamanej,
nie zagasi knotka o nikłym płomyku.
On niezachwianie przyniesie Prawo.
4 Nie zniechęci się ani nie załamie,
aż utrwali Prawo na ziemi,/Iz 42/
To Prawo narody muszą przyjąć w wolności. Muszą do niego dojrzeć. Muszą go zapragnąć. Te narody to ja, Ty, On. Konkretni ludzie. Miłość nie zmusza do kochania. Miłość umarła na Krzyżu. Po cichu. Chrystus zmartwychwstał i nie odpuści. I nasz bezdomny pan ze zgniłymi nogami też musi dojrzeć do przemiany życia. Na ile jest jeszcze w stanie. A to wie sam Pan Bóg.
A praktycznie, na co dzień – zło dobrem się zwycięża, nigdy złem. Choć zwycięstwo nie od razu i nie bez trudu. I nie ma znaczenia, czy dobro czyni człowiek deklarujący wiarę w Boga, ateista, buddysta czy animista. Wierzę, że każde dobro ma źródło w Dobrym Bogu, nawet jeśli człowiek je czyniący nie wie o tym lub wiedzieć nie chce. Katolik nie ma na nie monopolu. To na marginesie WOŚP i ogromnego zrywu dobra ponad podziałami.
Jeśli pokażemy, że dobro jest fajne, życzliwe, serdeczne, przyjazne mimo różnic, to wtedy będzie pociągające. Jeśli będziemy gryźć i kopać po łydkach ludzi, którzy myślą inaczej, zmuszać ich do myślenia tak jak my, zwłaszcza siłą, to może i pozornie go przyjmą, przynajmniej niektórzy, z lęku, lecz nie dotrze do ich serca. raczej wzbudzi odrazę. Prawdę trzeba poświadczyć życiem.
Nad-obowiązkowo
Najlepszym sposobem, by panować i posuwać się naprzód bez ograniczeń, jest sianie rozpaczy i budzenie ciągłej nieufności, nawet jeśli jest to zakamuflowane pod maską bronienia pewnych wartości. Dzisiaj w wielu krajach stosowany jest polityczny mechanizm jątrzenia, rozdrażniania i polaryzacji. Na różne sposoby odmawia się innym prawa do istnienia i wyrażania swoich opinii. W tym celu stosowane są strategie ośmieszania ich, posądzania, osaczania.
Nie bierze się pod uwagę prawdy i wartości prezentowanych z ich strony, a w ten sposób społeczeństwo staje się uboższe i podległe despotyzmowi najsilniejszych. Polityka prowadzona w ten sposób nie jest już zdrową dyskusją na temat projektów długofalowych na rzecz rozwoju wszystkich i dobra wspólnego, lecz jedynie doraźnymi rozwiązaniami marketingowymi, które znajdują największe korzyści w zniszczeniu drugiego.
W tej nikczemnej grze dyskwalifikacji, debata jest manipulowana, tak aby nieustannie podlegała kontrowersji i konfrontacji.
W tym konflikcie interesów, który stawia nas wszystkich przeciw wszystkim, w którym zwycięstwo staje się synonimem zniszczenia, jak można podnieść głowę, by rozpoznać bliźniego lub stanąć obok tego, kto upadł w drodze?
Projekt o wielkich celach na rzecz rozwoju całej ludzkości brzmi dziś jak majaczenie. Dystanse między nami rosną, a ciężka i powolna wędrówka w kierunku zjednoczonego i bardziej sprawiedliwego świata doznaje nowego i drastycznego cofnięcia./Fratelli Tutti, Papież Franciszek/