Wszystkie paczki, jedzenie, buty i kurtki kupione lub znalezione w magazynach i wyprane, dowiezione tam, gdzie było trzeba. Wtedy można było z czystym sumieniem zasiąść do stołu. Bo nie chodzi o to, żeby pomóc ludzkości. Chodzi o to, żeby pomóc tym, o których wiem, że mają gorzej niż ja. To zwykła przyzwoitość.


Wigilijne kolacje odbyły się zgodnie z rozkładem. Każdy dostał prezencik. Tyle, że bez gości z zewnątrz. Zwykle dosiadają się nasze rodziny, przyjaciele, ludzie samotni. Na Gniewkowską wróciło ze szpitali większość mieszkańców. Nikt nie zmarł z powodu tej świni-wirusa, co graniczy z cudem, a przyznają to nasi lekarze. U nas nie ma człowieka „bez chorób towarzyszących”. Tylko w jednym domu chorych było ponad 50 osób. Zakażony personel też powoli wraca do pracy.

Wigilia ozdrowieńców-Renia rozdaje leki

Pod choinkę, w Boże Narodzenie, do Nagorzyc Pan Bóg zesłał nam człowieka. Pan przyczołgał się- dosłownie- przez boisko, ubrany w sweterek i padł pod domem. Na szczęście Grzegorz wyszedł z psem i zobaczył. Pan mocno chory psychicznie, nie wiedział skąd jest, ale żądał siekiery, żeby ściąć choinkę. No, nie dostał. Na wszelki wypadek Policja sprawdziła teren, czy był sam. Ubrany ciepło, nakarmiony pojechał do szpitala. Gdyby legł pod świetlicą-zamarzłby do rana, bo tam nikt nie chodzi. Musiał przejść wiele kilometrów, bo tu u nas nie jest znany. Ma gość porządnego Anioła Stróża.


Siostro ! 

Oddział Sopot melduje wykonanie zadania. 

Odzew ludzi na prośbę o artykuły do paczek był ogromny. Przygotowaliśmy 60 imiennych paczek świątecznych z jedzeniem ( szynka w puszce, ryba po grecku, makowiec, domowe konfitury , piernik, domowe konfitury, sałatka jarzynowa, pomarańcze, kandyzowane owoce) , kosmetykami, ciepłymi skarpetkami i indywidualnymi prezentami ( kula, kawa i cukier, okulary od optyka, salami, wełniane skarpetki, termos). Święty Mikołaj nie spełnił tylko najbardziej wzruszających próśb o dom i pracę… 

Zdążyliśmy porozwozić do wszystkich przed Wigilią, a w Wigilię odebrać jeszcze dziesiątki niesprzedanych w cukierniach ciast, które rozczęstujemy w poniedziałek. 

W Wigilię po zmroku doładowaliśmy lodówkę społeczną w Gdańsku i odwiedziliśmy pana w garażu ze świecą i termosem barszczu. Tylko tyle w pandemii mogliśmy. /Ola i Jurek, Zupa na Monciaku/


W Nagorzycach zakaz odwiedzin. Tylko sprawy służbowe. Grzegorz, Wojtek i Artur na pierwszej linii ewentualnego ataku, więc „Zamknięto”, „Nie wpuszczamy”. Jedyny plus tej sytuacji, to fakt, że synek nie jeżdżąc do sklepów nie skojarzył, że to czas Pana z Brodą, czyli św. Mikołaja. Załapał dopiero w przeddzień Wigilii, w czasie ubierania choinki. Męki świąteczne, zwykle od listopada do marca, zostały skrócone do 24 godzin. Dziękuję w jego imieniu za „lezenty”.

Ale była paka pod choinką!

Na Sylwestra dojechała paleta pierniczków z Torunia. Nie, nie to z czym się kojarzy to miasto. Ręcznie robione, sponsorowane przez dobrych ludzi, na miodziku prawdziwym. Było pierniczkowo i jest jeszcze, bo nawet nasi nie dali rady wszystkiego zjeść w jeden dzień. Na wieś też dowiezione. Oprócz lokalnych rozrywek w postaci konkursów, muzyki i tańców nie było innych atrakcji. Taki ascetyczny rok epidemiczny.

A w Brwinowie to się żyje! Kolacja sylwestrowa dowieziona z luksusowej restauracji. Oczywiście w prezencie.


No i dojechał na Gniewkowską pan Zbyszek. Prosto ze szpitala. Niby gnijąca rana na nodze opatrzona, zdrowy całkiem miał być. Cóż, braków w głowie gołym okiem nie widać, więc Renia miała Sylwestra z przytupem. Bo i naszego doktora od głowy w Święta nie ma.


Artur już nie może wytrzymać w domu. Chciałby do sklepu z pieskiem, co oznacza wyprawę do galerii w Ostrowcu z Ulą. Zostawiałam ich oboje w hali marketu i godzinami buszowali po pólkach z książkami i gazetami. Ula to pies asystujący, nie jego dziewczyna, niestety. Od marca był tylko raz i więcej nie chcę ryzykować. Czekamy na szczepienia.

Zastępczo- kupuje się jakieś drobiazgi, pakuje w pudełko, dzwoni do drzwi, że niby kurier przyjechał i jest chwila szczęścia. „Pan przyniósł”. W Sylwestra Tamara pojechała coś zdobyć. W pudełku były: paczka z agrafkami, książeczki z naklejkami /już nie ma miejsca na lodówce/, dwa zwykłe termometry ścienne, dwie papierośnice otwierane na przycisk i dwie popielniczki, takie naciskane. Agrafki poszły do papierośnic, do popielniczek powrzucał jakieś inne gadżety i -pełnia szczęścia Ubogiego. A ludziom się marzą mercedesy i wyjazdy na Bermudy.

Dobrze, że są chińskie sklepiki. Jak raz nie zdążyłam złapać paczki, w której było pudełko ptasiego mleczka, to wrąbał całe. I zakąsił czekoladą. Obiad i kolacja były z głowy. Twardziel, bo inny by nie dał rady.


O dziwo, młodzież spragniona wiedzy oczekuje, że w czasie ferii będą świetlicowe zajęcia z matematyki. Oczywiście przez internet. No to będą, zgodnie z wolą ludu.


Czego mi żal w ubiegłym roku?

Nie pojechaliśmy z niepełnosprawnymi przyjaciółmi na wczasy. Zamknęliśmy przedszkole. Nie było wycieczek dla mieszkańców, a miałam taaakie plany, nie było spotkania – rekolekcji Wspólnoty jesienią i śluby siostry Kasi też czekają. Zupa na Monciaku ograniczyła się do rozwożenia paczek ludziom bezdomnym. A przecież oprócz jedzenia, człowiek potrzebuje też spotkania. Zwłaszcza człowiek samotny, poniżony, żyjący poza życiem.

Co zyskaliśmy?

Wielu, bardzo wielu Przyjaciół, których jak wiadomo poznaje się w biedzie. I to potwierdzenie, że stale możemy liczyć nawzajem na siebie i na ludzi dobrej woli. Taka „mafia dobra”. Oby siły porządkowe systemów, walk politycznych i ideologicznych jej nie zniszczyły.

Co będzie w tym roku? Jak Pan Bóg pozwoli i wirus nas nie zmiecie!

Budowa nowego domu w Warszawie, być może budowa w Zochcinie, remont generalny starego domu w Jankowicach, bo jak stoi nowy, to dopiero widać biedę w starym i -mam nadzieję- wycieczki mieszkańców i nie tylko. Młodzież wróci do świetlicy, a my do spotkań z ludźmi. Mieszkańcy zostaną zwolnieni z aresztu i wreszcie sami pójdą do sklepu zrobić sobie zakupy. Taka niby zwykła rzecz, a daje poczucie wolności. Tylko się zaszczepmy. I jeszcze nasze, wewnętrzne Święto Ubogich, czyli imprezka w Jankowicach dla wszystkich domów mi się marzy. Oficjalne to Święto jest w listopadzie, a wtedy zimno i ciemno. No to do roboty, kochani.

Nad-obowiązkowo

św. Franciszek Salezy

1567-1622

Po przeżytym kryzysie i zwątpieniu odkrył, że Bóg jest Miłością. Przystojny, inteligentny, wykształcony -postanowił poświęcić się Bogu. Został biskupem Genewy w czasach, kiedy rozkwitał tam Kalwinizm. Wielu ludzi powróciło do Kościoła Katolickiego dzięki jego pełnym miłości i ciepła kazaniom, uprzejmości i dobroci. Przyjaciel ubogich. Autor m.in Filotea- książki o życiu duchowym przeznaczonej dla ludzi świeckich, co było rzadkością. Rozwinął język migowy. Jest patronem głuchych.

Jego służący wywiercił dziurkę w ścianie, przez którą podglądał, co Franciszek robi, że jest taki święty. Nic niezwykłego nie zobaczył, oprócz zwykłych codziennych czynności.

Może się przydać jako instrukcja postępowania w Nowym Roku:

We wszystkich swoich sprawach polegaj całkowicie na Opatrzności Bożej, od Niej samej oczekując powodzenia we wszystkich twych zamiarach. Pracuj jednak ze spokojem, aby z Nią współdziałać. Wierz przy tym, że jeśli szczerze zaufasz Bogu, wynik ostateczny będzie zawsze najpożyteczniejszy dla ciebie, bez względu na to, czy wyda ci się dobry, czy zły według ludzkiego rozumienia.
Przyjmuj więc ze spokojem wszystkie sprawy jakie na ciebie spadają i staraj się je załatwiać je po kolei, jedną po drugiej. Gdybyś chciała załatwiać je wszystkie naraz lub bez kolejności, tak wiele być się natrudziła, żeby cię to przytłoczyło i osłabiło ducha i najczęściej pozostałabyś utrudzona bez osiągnięcia skutku.
/Filotea Wprowadzenie do życia pobożnego/