Ostatni tydzień był bez internetu. Nie było i koniec. To urok bycia „babą ze wsi”. Albo nie ma prądu, albo nie ma zasięgu. Wszystkie sztuczki już zaliczone. I prędkość nadal bywa ok.0,2 Mb, a przy takiej to nawet moja benedyktyńska cierpliwość się kończy.


Na szczęście życie toczy się w realu i to szybko. Ponad tydzień spędziłam w miłym towarzystwie Wiktora i Mariusza, którzy dzielnie remontowali mieszkanie dla pewnej młodziutkiej damy. Ja jako pokazywaczka palcem co trzeba zrobić/czasem -jak trzeba zrobić/, dostawca materiałów i wyposażenia, podrzymywaczka dobrego nastroju, co by mi ekipa nie wymiękła. W tym czasie Tamara z Tomaszkiem mieli Artura na głowie. Synek nie był pokrzywdzony, bo raz nawet w Kielcach byli przewalić kaskę, którą na urodziny dostał.


Po drodze dzwoniła nasza pani, która żyje z niepełnosprawnym synem za rencinę swojej matki, że się właśnie lodówka popsuła, a wczoraj dowieźliśmy jej jedzenie no i pójdzie ono sobie…..W remontowanym mieszkaniu stała lodówka, nie nowa, ale sprawna. Przeliczyłam, że zanim coś nowego kupię, mięso się kobiecie popsuje, więc biegiem zawiózł Zbyszek tę, a mieszkanko dostanie nową, bo lokatorzy wprowadzą się za kilka dni i zdąży przyjść. Musimy być czasem siłami szybkiego reagowania. Bogu i ludziom dzięki, że mamy za co.


Podjechał starszy pan. Chciał porozmawiać. Usiedliśmy na ławce, pan w maseczce, ja nie zdążyłam włożyć, ale siadłam daleko. Pan zaczął rozmowę od wspomnienia ks.Bonieckiego i ks.Wierzbickiego. Zapaliła mi się czerwona lampka, bo miewam wizyty kochanych braci i sióstr w wierze, którzy usiłują sprowadzić mnie na „dobre drogi” niechęci do niektórych innych braci w wierze. Ale po chwili….aż zadałam pytanie: Skąd pan przyjechał, kim pan jest? Bo słyszę, że rozmawiam z człowiekiem wielkiej kultury i szacunku dla innych.

Pan ów właśnie skończył chorować na COVID 19. Zarazili się z żoną na rodzinnym przyjęciu w restauracji. „To było straszne”- podsumował, „ale cudem przeżyliśmy”.


Dzień wcześniej na podwórko w Jankowicach, w domu pełnym starszych, schorowanych ludzi wjechał jak szalony /ograniczenie do 5km wisi jak wół/ kurier GLS. Podeszłam, żeby zwrócić uwagę na niebezpieczną jazdę wśród osób niepełnosprawnych kręcących się po terenie. No i -„proszę włożyć maseczkę” było. „Nie ma żadnego koronawirusa” – odrzekł bezczelnie młody człowiek. W końcu pogoniłam. Jako klient opłacający usługę mam prawo oczekiwać pewnych standardów. Z kurierami zresztą walczymy we wszystkich domach od miesięcy o owe maseczki.


Co ci ludzie mają we łebkach? Ano- to, czym karmieni są przez telewizję i internet. Szkoda, że niektórzy nie mają w owych łebkach krztyny rozumu własnego i zwykłego szacunku dla innych. To jakiś zbiorowy popis arogancji pomylony z poczuciem „wolności”. Tak sobie myślę, że wiele osób nie potrafi żyć bez walki. Obojętnie z czym- z kim, obojętne o co, mądrze czy głupio, ale walczyć trza. Opluć, skopać, poniżyć. A jak jakieś sensowne ograniczenie czy prawo jest, to z nim. No to walczymy, wszyscy ze wszystkimi, o byle co. unurzani, zmęczeni, cieszący się, że ktoś kogoś „zaorał”, oburzający się na „zaoranie” naszych : walczymy o tęczę i z tęczą /nawiasem przedwczoraj widziałam przepiękną nad Zochcinem/, o pomniki, ławki, słowa, pieniądze i władzę, prestiż. Walczymy z maseczkami, przepisami ruchu drogowego i zasadami dobrego wychowania i współżycia społecznego. Ze zdrowym rozsądkiem i wiedzą. A w tle zostają ci, o których na prawdę walczyć trzeba, bo sami o siebie nie zawalczą. Starzy, chorzy, ubodzy, maltretowane dzieci i kobiety, koczujący w nieludzkich warunkach uchodźcy, ci „inni”, obcy. W tle zostaje Chrystus ze swoją Prawdą, Miłosierdziem, propozycją Pokoju jako bronią w tej walce.

Mój kochany kundel Felicjan punktualnie o 19-tej zaczyna walkę z mopsem Aloszą. O tak, gryzą się, warczą. Potem im przechodzi. Leżą obok siebie spokojniutko. Może by tak wyznaczyć godzinkę dziennie na walkę w Polsce? W Kościele? Gryzienie, warczenie….A potem – wspólna kawa.


Może właśnie teraz mamy, chrześcijanie szczególne zadanie- budowanie pokoju? Może to droga w zamęcie? Jak dzierganie na drutach, oczko po oczku, bez innego, jak miłość, oręża. Pokój jest nudny? Nie. Pokój jest piękny. Nie dajmy się zwieść pozornej skuteczności walki. Jedyna walka, jaką opłaca się toczyć, to wewnętrzna walka z WŁASNYM grzechem. No to zaczynamy. Od dobrego słowa o tym, kogo baaardzo nie lubię. Albo od milczenia, kiedy inni wrzeszczą. Milczenia w Bogu. Milczeniu o tych, których Bóg postawił na mojej drodze. Tak, żeby usłyszeć, co On, nie Facebook, o nich mówi .


Wczoraj spotkanie Rady naszej Fundacji. Jazda tam i z powrotem do Warszawy. To już 18 lat wierni Przyjaciele pomagają i doradzają, pilnując, żeby wszystkie papiery były OK. Jeden z nich miał przesłuchanie przez BWU/Bardzo Ważny Urząd/, między innymi na okoliczność bycia członkiem naszej Rady. Urząd ten, Bardzo Ważny, nijak nie mógł pojąć, że człowiek nie dostaje i nie bierze pieniędzy za tę – w końcu pracę. Każdy bezinteresowny gest jest przecież podejrzany. Do tego doszliśmy. Przypomina mi się, jak inny BWU usiłował mi wmówić, że nocą przelewam olej opałowy z jednego budynku w Nagorzycach do drugiego. Oba są w odległości ok.100 m od siebie, jeden jest naszej Fundacji, drugi Wspólnoty. Na każdy jest oddzielna faktura. Do dziś nie wiem, po co i jak miałabym to robić. Zbiorniki mają po 2000 l. Innym razem zażądano podania wartości każdej sztuki używanej odzieży, którą ludzie nam ofiarowują i dajemy mieszkańcom. Każde majtki, koszulka czy czapeczka. To są setki worków, które trzeba przebierać, segregować i ….hm….niestety część, wcale niemałą, zutylizować. A to kosztuje. Robota, która sama w sobie zajmuje wiele godzin we wszystkich domach. Życie byłoby smutne, gdyby nie pomysły niektórych BWU.


Nawiasem- gorąca prośba: jesteśmy wdzięczni za pomoc, w tym odzież, ale nie jesteśmy śmietnikiem, a nasi ludzie mają swoją godność. Oto zawartość jednego z worków. W innym były ubranka niemowlęce z pampersem pełnym kupki. No i, drogi BWU- jak to wycenić? Kupka się liczy czy gratis?

To nie ubranie, w którym przyszedł do nas człowiek bezdomny.

To ubranie ofiarowane człowiekowi bezdomnemu

Sala rehabilitacji w domu dla chorych przy Gniewkowskiej działa. Mimo ciasnoty- udałosię! -tak wykrzykuje Artur, kiedy wyprzedzamy samochód. Z naciskiem na ostatnią sylabę.

Fioretti

Do naszego punktu badań na koronawirusa przyszła bezdomna kobieta z objawami zakażenia. Test był pozytywny. I „sie zaczęło”. Wyniki testów przychodzą po południu. Przychodnia odmówiła wydania skierowania na karetkę, późno było, pracę kończyli, a w ogóle, to po co, pacjentka nie z rejonu, boć bezdomni rejonu jakoś nie mają. Pogotowie odmówiło przyjazdu. Mur nie do przebicia, kobieta czeka pod namiotem, noce zimne, człowiek chory, słabnie. Przyszła rano sama, do samochodu wieźli ją na wózku. Renia z Jarkiem, ubrawszy się we wszystkie możliwe dla nas środki ochrony, wsiedli w samochód i zawieźli chorą sami do szpitala. Przy wejściu do szpitala w namiocie pielęgniarka, na widok Reni trzymającej papiery z wynikami w ręku, w rynsztunku covidowym, krzyknęła: „Co tak stoisz, nie wiesz gdzie masz iść? Na izbę” -biorąc ją za ekipę z karetki pogotowia. Poszli więc i zabłądziwszy trafili na oddział. Tam pielęgniarka, dalej myśląc, że to z karetki, krzyknęła : „Piątka wolna, kładźcie”. I tym sposobem chora znalazła się w łóżku. Potem co prawda wychynęła lekarka i zaczęła swoje, że się bezdomnej chcemy pozbyć. Na to Renia, że jak pani doktor podpisze, że pani nie stanowi zagrożenia, to natychmiast zabieramy no i pani doktor nie podpisała. Chora została.

Rada zatem jedna: przebierajcie się za ekipę pogotowia, jak chcecie umieścić zakażonego koroną w szpitalu.


Mieszkanka naszego domu dla kobiet, sprawna, młoda, na propozycję pomocy przy obieraniu ziemniaków stwierdziła, że to praca płatna i bierze najmniej 9 zł za godzinę. To mało, droga Pani, bo obowiązkowa stawka jest nieco wyższa.

Nie dostała ani 9 zł ani obiadu.

Nadobowiązkowo

Kim więc jest Bóg, którego nikt nie może kochać nie kochając człowieka?
Kim jest Bóg, którego można tak mocno zranić raniąc człowieka?

s.Luise Gosselin Urszulanka

O, daj nam , Panie, natchnienie do wiary.
Albowiem wiara jest trudną twórczością.
Która wymaga czujności sumienia.
Ognia, pokory i woli, bez której
Nie ma modlitwy ani nie ma skruchy
I świadomości popełnionych grzechów…..
Bo chcąc naprawdę wierzyć w Ciebie, Boże,
Musimy zostać artystami wiary
I nieustannie tę wiarę zdobywać….
Każda rutyna i każda maniera
Są śmiercią wiary i śmiercią sumienia.
O, daj nam Panie natchnienie do wiary.

R. Brandstaetter Księga modlitw wyd. W Drodze.