Kiedy planowaliśmy nowy dom w Jankowicach, chcieliśmy mieć tam małe mieszkanko. Umownie nazwane zostało- „mieszkaniem Agatki”. Niestety, okazało się zbyt szybko potrzebne. Dla starego rodzica z dorosłym, niepełnosprawnym dzieckiem, który już sobie nie radzi, ale chce dożyć z ukochanym synem czy córką.
Lat temu 3 przenieśliśmy znajomą rodzinę – mama niepełnosprawna, tata sprawny, aczkolwiek już sterany wiekiem i dorosła córka-Agatka, z zespołem Downa, do mieszkania, które dzięki ludzkiej pomocy udało się kupić. To dlatego „kocham pieniądze”, bo bez nich ……
Mieszkali bowiem w warunkach takich, że gdyby to były /przepraszam za porównanie, kocham zwierzęta/ psy, to animalsi by interweniowali. Drewniana, stara chałupa, jedna izba bez ogrzewania, bez łazienki, na końcu świata.
Agatkę i jej mamę znamy od dawna. Kiedy dziewczynka była młoda, mama szła z nią na piechotę 5 km do przystanku PKS, tam wsiadały w autobus, jechały do „szkoły”, czyli ośrodka dla dzieci głęboko niepełnosprawnych. Tam mama czekała do końca zajęć i powrót taki sam. Mój Artur też tam studiował. Zresztą świetny ośrodek w Ostrowcu.
W pierwszym dniu Świąt zmarł nagle tata Agatki. Kobiety zostały same. Nie ma mowy, żeby mama była w stanie sama zaopiekować się córką. Rozstać się z nią nie chce i to zrozumiałe. Niebawem więc zamieszkają w „mieszkaniu Agatki”.
I tak sobie pomyślałam, kiedy z Tomaszem wyszliśmy od naszych pań: Bogu dzięki, że możemy otrzeć łzy i dać nadzieję. A możemy dzięki dobrym ludziom i- nie ukrywam, ciężkiej robocie wielu naszych ludzi. Możemy powiedzieć- przestań płakać, będzie dobrze, jest wyjście z sytuacji.
Oczywiście świata całego nie połatamy. Nie obetrzemy każdej łzy. Ale o jedną jest mniej.
Czasem stajemy bezradni wobec cierpienia. Bezradność może być kopem do szukania wyjścia. Do uruchomienia świętojanowopawłowej „wyobraźni miłosierdzia”.
„Potrzebna jest dziś nowa «wyobraźnia miłosierdzia», której przejawem będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim, tak aby gest pomocy nie był odczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej wspólnoty dóbr” /Jan Paweł II/
Życie z Bogiem jest bowiem pracą twórczą. O czym przeważnie mówią poeci? O miłości.
Otwórzmy nasze oczy, aby dostrzec biedę świata, rany tak wielu braci i sióstr pozbawionych godności. Poczujmy się sprowokowani, słysząc ich wołanie o pomoc. Nasze ręce niech ścisną ich ręce, przyciągnijmy ich do siebie, aby poczuli ciepło naszej obecności, przyjaźni i braterstwa. Niech ich krzyk stanie się naszym, tak byśmy razem złamali barierę obojętności, która często króluje w sposób władczy, aby ukryć hipokryzje i egoizm./Papież Franciszek/
Czyż podróż Trzech Króli nie była głupotą, szaleństwem? I co zobaczyli na jej końcu? Właściwie nic ważnego dla mądrali tego świata. Ot, jakiś Maluch w otoczeniu biedaków i zwierzaków.
Św.Paulin z Noli -353-431
Ówczesny milioner. Po swoim nawróceniu, na które miała wpływ żona, a potem tragiczna śmierć syna, rozdał olbrzymi majątek ubogim, i wraz z żoną prowadzili życie ascezy i modlitwy, co wywołało konsternację w świecie. Został kapłanem, potem biskupem Noli. Wraz z przyjaciółmi prowadzili życie mnisze we wspólnocie. Jako, że przyjmował ubogich, których gościł na parterze, ich obecność i modlitwę uważał za fundament domu. Wg legendy ofiarował się jako niewolnik zamiast syna pewnej wdowy pojmanego przez barbarzyńców. Po jakimś czasie jego pan zorientował się kim jest i uwolnił jego i wszystkich pojmanych mieszkańców miasta.
Przyjacielowi-poganinowi, który zarzucał mu, że traci talent pisarski tak żyjąc, odpowiedział:
Dla mnie jedyną sztuką jest wiara, a poezją Chrystus.