Wyjechaliśmy z Arturem do Medyni. To mój ulubiony dom, choć wszystkie 10 są ulubione. Hrabia ostatnio miał rzut szaleństwa, więc trzeba go przewietrzyć i przy okazji nabrać dystansu do codzienności, oraz odwiedzić mieszkańców. Felicjan jak zwykle wpadł do bagażnika w oczekiwaniu na podróż i stał się nieusuwalny. Niestety, ma chorobę lokomocyjną i musiał zostać. Wyjmowanie sztywnego uparciucha zajęło trochę czasu. Luśka, staruszka też została, bo podróż z autystykiem z groźbą ataków padaczki i dwoma psami to trochę za dużo, jak na mnie. Pojechał tylko mops Alosza. Luśka boi się wchodzić po schodach. I stał się psi cudzik. Kiedy nas zabrakło, a został tylko Tomek mieszkający na piętrze, Luśka po kilku próbach wciągnęła swój tłusty tyłeczek na górę. Miłość, tym razem do człowieka, potrafi przełamać bariery. Luśka, sama nie wiedziałaś na co cię stać!
Często słyszę- nie, nie potrafię, nie umiem, nie dam rady. Jasne, że ze mnie nikt nie zrobi operowej śpiewaczki ani tancerki w balecie. Nawet nie próbujcie. Na świadectwie ze szkoły podstawowej miałam same piątki, tylko jedną tróję. Ze śpiewu! Wtedy najniższą oceną było “2”. Widać do mojej realizacji nie jest to potrzebne.
Często słyszę o “samorealizacji” jako głównym celu życiowym. Nawet klerycy w seminarium o tym mówili. Tylko co to oznacza? Po pierwsze nigdy nie zrealizujemy się sami. Zawsze z innymi ludźmi. Po drugie – jesteśmy stworzeni do miłości, zatem zrealizujemy się kochając. A to jest ustawiczna przygoda, czasem walka /z samym sobą/ . Nie potrzeba do tego zastępów specjalistów od coachingu! Wystarczy dzień po dniu odpowiadać na wyzwania chwili według prostego przepisu zawartego w Ewangelii.
I okaże się, że niemożliwe stanie się możliwe. Z miłości bowiem można nauczyć się robienia opatrunków/zatykając przedtem nos i zwalczając odrazę/, zrobienia internetowej strony dla organizacji, prowadzenia samochodu-bo nie ma kierowcy, coby biedakom jedzenie rozwoził, gotowania, remontu i naprawy kibelka, excela i photoshopa i milionów rzeczy, do których co prawda pociągu nie czujemy, ale miłość nas przynagla. To ścieżka samo-realizacji, a po prawdzie realizacji naszego powołania do bycia człowiekiem przy wsparciu Ducha Św.
Brzmi śmiesznie? Duch Św. nas oświeci, jak naprawić cieknący kran? Owszem. Podpowie- rozkręć, zobacz, zajrzyj do Googla lub zadzwoń i zapytaj kolegi. I gotowe. Widzisz? Potrafisz. Duch Św. to Duch męstwa, roztropności i umiejętności. Przydatnych w miłości.
“Ja bym nie mógł tak żyć z ludźmi niepełnosprawnymi, bezdomnymi, chorymi.” “Jak ona to wytrzymuje, ta matka dwójki niepełnosprawnych, autystycznych dzieci”. No właśnie. Gdybyś chciał realizacji siebie, realizacji planu Boga wobec ciebie, to przy Jego pomocy byś mógł. A matka wytrzymuje, bo kocha. To lepsze niż coaching. Co nie oznacza, że przychodzi bez bólu i wyrzeczeń. Nie ma wzrastania w człowieczeństwie bez bólu. Czasami łez.
Nad-obowiązkowo
Kilkoro takich, co mieli odwagę “zrealizować siebie” i mocno się rozwinęli.