Okazało się, że BWU dzisiaj nie wypalił, bośmy się z sekretariatem źle dogadali i to nie ten dzień. No to sobie przejechałam setkę kilometrów, ale nie na próżno, bo przy okazji spraw kilka załatwiłam, nasze kochane siostry Klaryski odwiedziłam, co to się z nami modlą w podawanych przez Was intencjach.
Dwie panie, znające się z kościoła, spotykają się przy śmietniku. Młodsza do starszej:
-O, pani to jest odporna na zimno! Widziałam w mieście, jak szła pani w samym polarku!
-Tak, tak, odpowiada starsza.
Młodsza odeszła zazdroszcząc pewnie takiej formy tej starszej. Coś mnie tknęło. Cofnęłam samochód. Podeszłam.
-Czy pani ma zimową kurtkę, zapytałam.
-No, nie, tak na prawdę to nie- odpowiedziała. I tak oto, dzięki niedogadaniu z sekretariatem BWU-starsza pani będzie miała kurtkę. Będzie ją miała dzięki naszym przyjaciołom z Holandii, którzy tę kurtkę oraz wiele innych przesłali. I buty też.
Piec w pustelni się zepsuł, mimo modlitw Reni. Widać niebiańskie ekipy ratują biedaków w Rumunii, Mołdawii i innych krajach, dużo biedniejszych. My musimy sami go zreperować.Panowie palą całą noc w kominku, żeby nie zamarzło. Samochód Inżyniera nie odpalił – ks. Jacek dał swój, Adam pojechał i ruszyło. Ks. Andrzej wrócił ze szpitala. Artur nie wychodzi z domu, więc kaprysi. Pilnuje go Adam, Jola, Miki, kiedy muszę wyjść. Ma rzut na palenie w piecu, to groźne. Józio z Leszkiem opatulają zwierzaki. Jak ktoś zauważył w komentarzu- duchowości tu nie ma żadnej. Ani, ani wzlotów mistycznych, pobożnych westchnień. Zimno, rury i samochody zamarzają, zakupy, rąbanie drewna, pranie i sprzątanie. Wieczorna msza św. w malutkiej kaplicy, z kilkoma mieszkańcami. Wokół zamarznięte pola. I tylko Józio, który modli się za wszystkich, którzy pomagają innym, żeby ludzie mieli dom i nie zamarzali, Wojtek, co przyjdzie na każde wezwanie, skleci i zreperuje, Adam, co siedzi godzinami z Arturem i odpowiada na jedno pytanie stawiane setki razy/oczywiście-„kiedy przyjdzie Mikołaj?”/, Andrzej i Grzesiek, co palą w piecach całe noce, żeby na przetwórni nie zamarzło i panie miały pracę, Mikuś pilnujący wyjazdów i Janek robiący za kierowcę i zaopatrzeniowca oraz Patryk myjący naczynia po obiedzie. I zatroskany Inżynier, dzwoniący czy odmarzło, sterujący z Nagorzyc poważniejszymi robotami. Jest jeszcze pani Ania gotująca, pamiętająca, żeby rano „bułecki” hrabiemu Arturowi kupić, bo jak nie ma „bułecki” to nie ma życia. I pan Piotr, co w biurze liczy i pisze. I Ela dzwoniąca z domu na Łopuszańskiej, czy nam czegoś nie trzeba, bo będą jechać na wieś, a mają przybory szkolne w sam raz do przedszkola w Nagorzycach. Bezczelna Szendy i jej przygłupi i wielki synalek- Szaman. To nasz dom, dom tych, którzy go przedtem nie mieli. Zero duchowości. To tylko Zochcin, nawet we Wspólnocie Chleb Życia ułamek. Klecony z naszych ułomności i bied, stawiany jako letnie domki „całoroczne”, żeby było taniej, ale także z dobroci setek ludzi. Zero duchowości. Tak żyją miliony ludzi. To nasza droga do Nieba. Cóż, nasz Bóg był przez wiele lat …..cieślą.
Nad-obowiązkowo
Św. Teresa z Avila mawiała do swoich młodych, lekko egzaltowanych sióstr:
„Jak masz wizje, to zjedz befsztyk i idź spać”.
Kiedy wygląda już na to, że w świętej wojnie o wartości można myślącego inaczej publicznie oszkalować, gdy bój o zasady nie zostawia już wiele czasu na zajmowanie się konkretną ludzką biedą, zaś aktywność religijno- społeczna wyczerpuje się w biadaniu nad upadkiem obyczajów i piętnowaniu skrytych wrogów Boga i Kościoła , wtedy potrzebny okazuje się ktoś, kto powie mniej więcej tak:
„Czy jednak pozostaniemy bezczynni wśród świata, który się męczy?Nie, pozostaje nam otwarta droga przygotowawcza: zanim przystąpimy do pracy nad dobrem ogólnym, możemy spróbować czynić dobrze niektórym jednostkom; zanim odrodzimy Francję, należy ulżyć niedoli niektórych biedaków. Dlatego chciałbym, ażeby wszyscy młodzi ludzie z głową i sercem zjednoczyli się w jakimś dziele charytatywnym, ażeby w całym kraju powstało szlachetne stowarzyszenie, mające na celu poprawę losu klas ludowych”.ks.Jan Kracik, Święci wielcy i pomniejsi,wyd.WAM 2010. *
To Fryderyk Ozanam. Rok ….1834. Beatyfikował go Jan Paweł II. Nie za same słowa oczywiście, ale za czyny. I po to, żeby nam dać do myślenia. A ów świecki prawnik, mąż i ojciec miał za swoje z powodu poglądów. Żył w czasach, kiedy wykuwał się nowy porządek świata, zamęt idei i walka starego z nowym pochłaniała ofiary. A on założył Konferencję św. Wincentego a Paulo, liczącą dziś milion pomagających ubogim na całym świecie. Ale nie od razu poszło gładko. Nieufny był Kościół, nieufne mieszczaństwo. Nazywał rzeczy po imieniu: wskazywał, że niektórzy ze swoich przekonań robią trzynasty artykuł wiary, że w postawach wyznawców chrześcijaństwa tkwi jeszcze mnóstwo pogaństwa.
Celem życia swoim i towarzyszy obrał propagowanie wiary katolickiej przez okazywanie miłosierdzia. Nie było wtedy św. Faustyny. Tę Pan Bóg nam dał później, jako mocne uderzenie. Nie godził się na wyszydzanie przeciwników, ale zachęcał do przekonywania i dyskusji. Dziwny był jakiś ten katolik.