To miało być wczoraj, ale Onet miał awarię i jest dzisiaj. 

Dzisiaj śnieg, telefonów setki, popsuty piec w przedszkolu, miła pani w banku, kot, który wyszedł wczoraj i wrócił przed chwilą, Artur, który jęczał, że nie ma kotka, Józio, który kotka szukał bez rezultatu kilka godzin, nowe piłkarzyki w świetlicy, Janek i Miki w rozjazdach, dzięcioł biały, który gonił sikorki od słoninki, bo większy dziobie mniejszego, matematyka z gimnazjalistką, której nie chce się uczyć/ a już myślałam, że więcej nie będę zamieniać ułamków zwykłych na niezwykłe/, nasza Pani Doktor co namówiła inną Panią Doktor, żeby  za friko naszych mieszkańców badać, dzieciaki niepełnosprawne, które jutro wyjeżdżają miały ognisko i sztuczne ognie, a ja chwilę strachu, że się chałupa zapali/zawodowy lęk polegający na ustawicznym przewidywaniu wszelkich możliwych wypadków i nieszczęść/, Inżynier, który już nocą sprawdzał, czy ogrzewanie w świetlicy chodzi mimo awarii, na tzw.ręcznym, czyli kosztownym, pan od pieca, który zaalarmowany przeze mnie o dziewiątej wieczór, dopiero wysłuchawszy nieszczęścia, powiedział, że właśnie jest w Szwecji, ale zaraz da znać swojemu pracownikowi, który w Szwecji nie jest i dał i jutro może będzie dobrze, podłączenie nowej drukarki, żeby móc odpisywać na listy nie czekając na biuro, bo biuro jakoś ostatnio rzadko w pracy się pojawia,  kolacja zrobiona przez Jasia w postaci “danie wspólnotowe” czyli wrzuć do garnka parę puszek z holenderskich darów, zabełtaj, polej makaron i gotowe. Co bardziej odważni wrzucają marmoladę z zupą pomidorową. Na szczęście Jasio odważny nie był. To tylko główne wydarzenia.
Jak tu się połapać w tej puzzli? Zaufać, że jest ktoś, który jest mądrzejszy, bardziej zorganizowany i czuwa. Zaufać, że jutro też jest dzień, a ten miał już dość swoich trosk. Wypić herbatę i pójść spać.