Wróciłam z domu dla matek w Nagorzycach. Jedna z mam usypia dziecko przy ostrej muzyce. Hałas i rozdygotanie wibrują w pokoju. Rozdygotanie matki uciekającej od siebie w muzyczny trans przenosi się na malucha. Dyskusja o wyborach. Emocje sięgają zenitu. Owszem, ważne jest, kto będzie prezydentem, bo od tego zależeć będzie wiele sfer naszego życia publicznego. Ale – nie naszego życia duchowego. Rządy się zmieniają, politycy przemijają, a każdy z nas zostaje ze sobą i własną duszą. Przebywanie z ludźmi pokoju jest odpoczynkiem. Z ludźmi rozbitymi i rozdygotanymi- męczarnią.
Gonimy czas, a on dogonić się nie da. Jest innym wymiarem. Dostaliśmy czas w prezencie i nie wolno go nadużywać ani trwonić. Starożytna reguła benedyktyńska tak układa życie mnichów, żeby czas podzielony między modlitwę, pracę i odpoczynek pozwolił osiągnąć pokój wewnętrzny. Łapczywość zawsze źle się kończy. W najlepszym przypadku bólem brzucha. A Chrystus mówi wyraźnie, że chce nam dać swój pokój. Nie ten złudny, pochodzący ze świata gadżetów, władzy i strzeżonych bram z monitoringiem.
Jeśli trwa w nas to miejsce najgłębsze, do którego nie dopuszczamy wariactw tego świata, to zachowamy pokój nawet jeśli……wybory wygra „nie nasz” kandydat. Nawet, jeśli stracimy wszystko w powodzi. Pokój zawsze wiąże się z nadzieją.Jest Ktoś, kto większy jest od nas i kocha.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój…./Jezus Chrystus/
Mój kocur z całym spokojem śpi na fotelu,/kręcony, do komputera/, co sprawia, że ja siedzę na twardym krześle. I nawet, kiedy usiłuję go zrzucić, nie traci tego spokoju. Po prostu nie reaguje. Jest sobą i już. Ja tez usiłuję nie stracić spokoju wobec takiej bezczelności. Wszak to mój mebel.