Trwa kurs tańca w świetlicy w Nagorzycach.Szykujemy listę dzieci na kolonie. W Jankowicach wielkie porządki przed kolejnym transportem z darami. Jak to z darami bywa, wiele rzeczy nie nadaje się do niczego. Przez zimę nie było możliwe zrobienie z tym porządku, a od wielu dni leje. Nie da się wynieść ubrań na podwórko i tam przebierać. Nie doczekawszy się sprzyjających warunków, robimy to w jadalni. Worek po worku. Tamara, wezwana na pomoc z Warszawy Renia/starszy przebieracz, robi to także w Warszawie pomiędzy innymi zajęciami/ i kilku nie za bardzo sprawnych mieszkańców. Ja jak widzę te worki to uciekam. Od czasu stanu wojennego mam je w oczach i szczerze mówiąc już nie mogę. Wszelkie prace, w tym przygotowanie gruntu pod budowę stoją. Sadzonki pomidorów duszą się pod foliami a mieszkańcy stoją w drzwiach i patrzą w niebo z nadzieją na zmianę. Wiadomo, że innym gorzej, co dla nas słabą pociechą. Nasza rzeczka jeszcze się trzyma koryta. A domy mamy na wzniesieniu i ubezpieczone. Po ostatnich powodziach kilka lat temu ubezpieczyliśmy od wszystkiego, co się dało.
Pani Kasia z funduszu stypendialnego z Marcinem od warsztatów, przez trzy dni objeżdżała województwo sprawdzając sytuację kandydatów do stypendiów. Za każdym razem wracała późnym wieczorem obolała.. Z powodu tego, co widziała w tych rodzinach.Wielka bieda, ale często heroiczna walka o przetrwanie. I brak wyjścia. Bogu i sponsorom dzięki, że będzie można choć trochę pomóc.
W Warszawie jak zwykle remonty. Dobrze, że zostało kilku sprawniejszych panów po wiosennych ubytkach.
Arturowi tak spodobała się wczorajsza wizyta u lekarza, a właściwie lekarki, że od rana udaje ból głowy. Nie dziwię się, bo pani doktor była śliczna. Męskim okiem niepełnosprawnego autystyka widzi jednak bardzo dobrze. Nie wie biedak, że jutro idzie do wymarzonego doktora, ale…. dentysty.
W szarości i deszczu próbujemy znaleźć światło.
Niestety nie znam autora
