Wymięta ekipa z Warszawy przyjechała na rekolekcje. Uszczuplona o Piotra, którego pech wysłał na rekolekcje na oddział urazowy w szpitalu. Najpierw się wyspać, zjeść i potem dopiero możemy zacząć. Wbrew wszelkim zaleceniom ascetów.
A nam Artur dzisiaj dał popalić, bo miał dzień świra. Kilka zdemolowanych sprzętów i urządzeń.
Każdy ma swojego proroka, którego Pan stawia na naszej drodze. Artur wystarczy za dziesięciu. Uczy anielskiej cierpliwości, dystansu do wszystkiego, ubóstwa- kiedy niszczy ulubioną płytę albo książkę, którą właśnie czytam chowa tak, że sam nie może jej potem znaleźć.Wylewa wodę mineralną do zlewu kiedy dzieci chcą się napić, a on potrzebuje butelki, żeby do niej powrzucać zapalniczki, które zarekwirował wszystkim mieszkańcom i domownikom. A na nasze  błagania, żeby choć jedną pożyczył wskazuje rozkosznie na piecyk gazowy- odpalcie sobie od piecyka. No i odpalamy. Każdy gość, który nie zamknie samochodu jest pozbawiony wszystkiego, co drukowane.
Wreszcie na koniec przychodzi, przytula się i mówi „jam cię” -kocham cię.
I zawsze wygrywa.